Jak człowiek kobiecie

W dawnych czasach, zanim jeszcze rozpadł się (po raz pierwszy i niestety chyba nie ostatni) Związek Sowiecki, byłam w Nowym Jorku na jakiejś niby-naukowej sowietologicznej sesji poświęconej mniejszościom.

Publikacja: 17.05.2014 13:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Był to już okres, gdy zaczynano pisać o mniejszościach narodowych i religijnych w ZSRS, ale też był to czas aktywizacji świadomości feministycznej. Na tejże sesji mówiono więc i o muzułmanach, i o Kaukazie, i o Buriatach. Wystąpiła też bardzo oburzona pani profesor, zwracając naszą uwagę na fakt, że kobiety nie są dostatecznie reprezentowane we władzach sowieckich: ani na poziomie obwodu, ani rejonu czy republiki, a już najgorzej z proporcją kobiet i mężczyzn jest we władzach partii komunistycznej. Pani profesor domagała się więc naprawienia tej strasznej niesprawiedliwości.

Pamiętam nasz zachwyt nad absurdalnością propozycji, by towarzyszki zostały dokooptowane do towarzyszy i razem z nimi budowały komunizm. Zamiast się cieszyć, że nie muszą.

W ostatni weekend miały miejsce dwa zdarzenia, które przypomniały mi te chwile sprzed ponad ćwierć wieku. Po pierwsze, Conchita Wurst wygrała konkurs Eurowizja 2014. Kobieta z brodą czy mężczyzna śpiewający altem – nie będę się tego czepiać. Nie będę się nawet czepiać imienia (tak się zawsze mówi: „Nie będę nawet wspominać, że X jest łajdakiem, złodziejem i niegodziwcem"), choć podobno i dzieci, i młodzież oglądają to widowisko i mogą spytać rodziców, dlaczego ta pani czy pan nazywa się Cipka Kutas (hiszpański + niemiecki). Wydaje mi się jednak, że feministki powinny protestować przeciwko tej pierwszej nagrodzie: w ich interesie nie jest, by zacierała się różnica między kobietami i mężczyznami – bo o co by walczyły, gdyby wszyscy byli tacy sami? Nie jest też w ich interesie, by istniała trzecia płeć: to tak, jakby trzeci facet przyłączył się do wypicia pół litra. Feministki, które od zarania miały niemożliwe zadanie – jak utrzymywać, że nie ma różnicy między płciami, a jednocześnie twierdzić, że te różnice są tak zasadnicze, iż wokół nich się mobilizują – mają dodatkowy kłopot: zazwyczaj znajdują się one na lewo, popierają więc różne pomysły, trans tego czy trans tamtego i Cipka Kutas może być z jednej strony idolem i modelem, ale z drugiej jest zagrożeniem dla ich ruchu.

Drugim wydarzeniem był, szósty już podobno, Kongres Kobiet (polskich). Przeczytałam kilka głosów na ten temat w „GW" kilka dni przed kongresem i wystarczyło, bym miała temat do tego felietonu. Panie przede wszystkim ubolewają nad tym, że w Sejmie nie przeszła ustawa „suwakowa" (przeplatanie elementu męskiego i żeńskiego na listach wyborczych) i panie są skazane na „niełaskę partyjnych liderów, którzy będą mogli je spychać na gorsze miejsca na listach". To podejście oczywiście zakłada, że albo liderzy partyjni są wrogami własnych partii, jeśli nie wolą na listach lepszych kobiet od gorszych mężczyzn, albo lud (tak czy owak niezbyt spieszący na wybory) jest tak głupi, że nie może skreślać gorszych mężczyzn na korzyść lepszych kobiet. Fakty zresztą zaprzeczają tej tezie, pięć lat temu w wyborach do Parlamentu Europejskiego głosowało na Magdalenę Środę około 10 tys. wyborców, a na Danutę Hübner – ponad 300 tys. Piszę o pani Hübner nie dlatego, żebym miała jakiekolwiek zdanie na jej temat, ale dlatego, że pani Środa twierdzi, iż pani Hübner, tak jak inne kobiety, jest wymazywana z historii Polski.

Historia Polski ciągle ma się nie najlepiej. Można było (naiwnie) zakładać, że przez ostatnie 25 lat będzie się odkłamywać starszą historię i pisać porządną nową. Z pewnymi wyjątkami porządnych historyków regułą jest jednak pisanie historii pod kątem tego, kogo się lubi, kogo nie lubi lub co jest niezbędne, a co można sobie darować. Pewne osoby znikają, inne występują w nadmiarze, a klucz nie jest płciowy, lecz polityczny.

Ponieważ dziś piszę o kobietach, chciałabym zwrócić uwagę feministek na często cytowaną książkę, napisaną po angielsku i wydaną po polsku z entuzjastyczną przedmową pani Marii Janion. Książka nazywa się „Podziemie kobiet", autorką jest Amerykanka Shana Penn. Oryginalny tytuł brzmi „National Secret: The Women Who Brought Democracy to Poland", czyli „Sekret państwowy: Kobiety, które przyniosły Polsce demokrację". No proszę!

Czasami można się wiele dowiedzieć o książce, a zwłaszcza o poglądach jego (lub jej) autora, na podstawie indeksu nazwisk.

W przypadku tej książki pięć kobiet redagujących podziemny „Tygodnik Mazowsze", który przekształcił się później w „Gazetę Wyborczą", jest wymienionych ponad 200 razy. Jednocześnie pięć innych, bardzo zasłużonych, jest wymienionych sześć razy: Anna Walentynowicz – pięć, Zofia Romaszewska i Joanna Gwiazda po pół raza każda (razem z mężami, stąd to pół), Ewa Kubasiewicz (współpracowniczka WZZ, członek gdańskiego  Zarządu Regionu „S", skazana na dziesięć lat więzienia) i Jadwiga Chmielowska (opozycjonistka od lat 70., podziemna działaczka Solidarności Walczącej) mają po zero wzmianek.

Woda na młyn feministek. Jeśli uznają za politycznie niemożliwe, by bronić kobiet zaharowujących się na śmierć, gdy pracują do 67. roku życia, rodząc po drodze te dwa i pół niezbędnego dziecka, to mogłyby oprotestować przynajmniej akt wymazywania kobiet z historii. Radzę im to jak człowiek kobiecie.

Był to już okres, gdy zaczynano pisać o mniejszościach narodowych i religijnych w ZSRS, ale też był to czas aktywizacji świadomości feministycznej. Na tejże sesji mówiono więc i o muzułmanach, i o Kaukazie, i o Buriatach. Wystąpiła też bardzo oburzona pani profesor, zwracając naszą uwagę na fakt, że kobiety nie są dostatecznie reprezentowane we władzach sowieckich: ani na poziomie obwodu, ani rejonu czy republiki, a już najgorzej z proporcją kobiet i mężczyzn jest we władzach partii komunistycznej. Pani profesor domagała się więc naprawienia tej strasznej niesprawiedliwości.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Plus Minus
Kataryna: Karol Nawrocki okazał się Mejzą
Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku