Była pół Rosjanką, pół Algierką, próbowała być modelką, pracowała jako kelnerka. W autobiografii z 2003 roku Becker napisał: – Patrzyła prosto na mnie, wzrokiem myśliwego, wzrokiem, który mówił „Chcę cię!". Pojawiła się znowu, dwa razy przechodziła koło baru. Znów z tym spojrzeniem. Chwilkę potem opuściła swój stolik i poszła w kierunku toalety. Poszedłem za nią... Pięć minut pogawędki, potem w najbliższe ustronne miejsce i do pracy.
To miejsce miało być wedle jednych restauracyjną toaletą, wedle innych schowkiem na szczotki (więc niektóre magazyny pisały o „romansie z miotłą"), ale parę lat później Becker zdementował te opowieści, wspominając o ciemnym miejscu klatki schodowej.
Oficjalnie uznał ojcostwo dzień przed urodzinami córki Anny, czyli 21 marca 2000 roku. Test DNA z lutego 2001 r. wszystko potwierdził (wystarczy spojrzeć ma dziewczynkę i jakiekolwiek testy przestają być potrzebne). Legenda o schowku na szczotki jednak przetrwała. Drewniane półki tego pomieszczenia zostały sprzedane na specjalnej aukcji. Bohater zdarzenia kupił matce Anny apartament w Londynie za 1,2 mln funtów i zobowiązał się płacić na córkę. Siedem lat później Angela Ermakova opublikowała książkę ze szczegółami całej przygody.
Barbara poroniła. O krótkim, lecz brzemiennym w skutki romansie męża dowiedziała się osiem miesięcy po fakcie – z faksu, jaki Ermakova wysłała do Beckera w sprawie pozwu o uznanie ojcostwa. Boris przyznał się do zdrady. Trudne rozmowy, separacja, długi, bardzo kosztowny i bolesny rozwód – rozprawy transmitowała niemiecka telewizja – kosztowały go 25 mln dolarów i luksusową posiadłość na Fisher Island niedaleko Miami plus alimenty na dwóch synów.
We wspomnieniach, chyba szczerze, napisał: „To, co miało być cywilizowanym rozstaniem, zmieniło się we wrzaskliwe starcie. Staliśmy się coraz bardziej agresywni. Rozwód przerodził się w kłótnię o pieniądze. To było – dla nas jako pary i dla mnie osobiście – absolutne Waterloo".
Mniej więcej wtedy, gdy leczył świeże rany po rozwodzie, dostał kolejny cios. Niemiecki sąd uznał w 2002 roku, że Becker uchylał się się od płacenia podatków. Sprawa nie była niespodzianką, pierwsze przeszukanie niemieckiego mieszkania tenisisty związane z podatkami nastąpiło w 1996 roku.
Linia obrony Beckera była dość oryginalna. – Z powodu tego śledztwa od lat nie mogłem dobrze spać, miało to znaczenie, bowiem od tego czasu bywałem niewyspany i nie byłem stanie wygrać turnieju – mówił w czasie rozprawy.
Seria bankructw
Sędzia się nie przejął, stwierdził, że choć były tenisista, jak wielu innych sportowych celebrytów, oficjalnie mieszkał w latach 1991–1993 w Monako, to większość czasu spędzał w Monachium. Prawomocny wyrok brzmiał: dwa lata w zawieszeniu i 1,7 mln euro do zapłacenia. Z grzywną i opłatami wyszło znacznie więcej.
W 2007 roku Boris Becker znów znalazł się w sądzie jako właściciel 60 proc. udziałów w firmie Sportgate, która kilka lat wcześniej zbankrutowała. Wierzyciele – zarządcy upadłego portalu internetowego, żądali 1,5 mln euro, ale sędziowie nakazali zapłacić znacznie mniej, 114 tysięcy.
Sprawa nie znalazła szybkiego końca, spór zaczął żyć własnym życiem i wchodził na wokandy coraz wyższych instancji. Podstawą żądań wierzycieli były bowiem zapamiętane przez nich słowa Beckera w hotelowym barze w Waszyngtonie (wedle niego dawno temu rzucone luźno, „w chwili relaksu"): – Podejmuję się rekompensować straty oraz zapewnić płynność zasilania spółki do kwoty 1,5 mln euro, tak, aby firma mogła wywiązać się ze swoich zobowiązań w dowolnym momencie.
Nie można jednak uznać, że były mistrz rakiety nie starał się godziwie zarabiać. Po zakończeniu kariery próbował wielu rzeczy: komentował i wciąż komentuje tenis, głównie w BBC, zarabiając na nową sławę nieco ekstrawaganckiego, choć fachowego eksperta. Niekiedy wygłaszał też mowy motywacyjne w kręgach biznesu. Gdy było zapotrzebowanie, brał nawet od 20 tys. funtów w górę za wykład.
Był również dealerem samochodowym, nawet profesjonalnym graczem w pokera. Inwestował sporo, zwykle bez powodzenia. Nie udało się z portalem internetowym, nie udało z firmą produkującą zdrową żywność. Klęskę poniósł w Dubaju, gdzie miał stanąć 23-piętrowy budynek biznesowo-konferencyjny o dumnej nazwie Boris Becker Business Tower – pierwszy z wielu, inne mieli firmować Niki Lauda i Michael Schumacher. Nic z tego nie wyszło, deweloper ACI Real Estate zbankrutował.
Pozory bogactwa
Życie prywatne Beckera wydawało się normować, kiedy w 2009 roku ożenił się powtórnie. W St. Moritz poślubił holenderską modelkę Sharlely „Lilly" Kerssenberg. Para dzieliła czas między Londyn i Zurych (wyjazd do Szwajcarii to efekt starć z niemieckim urzędem skarbowym), rok po ślubie doczekała się dziecka, syna o imionach Amadeus Benedict Edley Luis.
Becker wrócił też do wyczynowego tenisa w roli mentora Novaka Djokovicia. To była dość zaskakująca wiadomość, że Serb zatrudnił go w 2013 roku. Djoković był wtedy nr 2 na świecie, ale przeżywał kryzys mentalny i potrzebował porad.
Można uznać, że misja zakończyła się powodzeniem – Serb po paru miesiącach wrócił z Beckerem u boku na pozycję nr 1 na świecie. Partnerstwo dało też wyniki w Wielkim Szlemie – razem zdobyli sześć tytułów, lecz w końcu 2016 roku współpraca nagle się skończyła. Becker wskazywał jako przyczynę niedostateczne zaangażowanie Novaka w treningi i wynikający z tego faktu kolejny spadek formy. Świat tenisa szeptał, że poszło raczej o zbyt silny wpływ innych postaci na poczynania serbskiego tenisisty, szczególnie pewnego hiszpańskiego guru.
Mimo nagłych wzlotów i jeszcze bardziej gwałtownych upadków Boris Becker wciąż miał szacunek u rodaków. W sierpniu 2017 roku Niemiecka Federacja Tenisowa (DTB) zatrudniła go na stanowisku głównego szefa ds. męskiego tenisa. Etat był nowy, powstał jakby z myślą o legendzie. Becker dostał zadanie – miał pomagać młodym zdolnym w rozwoju kariery i opiekować się rozgrywkami o Puchar Davisa.
Stare demony jednak nie opuściły mistrza. Dwa lata temu ogłoszono, że kończy się jego drugie małżeństwo. Para ogłosiła separację, tyle dobrego, że tym razem nie doszło do gorszących scen i publicznej walki. – Rozstanie nastąpiło w zgodzie, nawet w duchu przyjaźni, bo Boris jest kochającym ojcem i mężem, z którym nikt nigdy się nie nudzi – powiedziała życzliwie Lilly Kerssenberg. – Ale rozstaliśmy się po długotrwałym okresie finansowego chaosu – dodała.
Chaos trwał, choć przyznać trzeba, że nawet po sądowym ogłoszeniu, że Becker jest bankrutem – „Bum Bum" trzymał się pozorów bogactwa z godnym podziwu uporem. Przeniósł się z posiadłości w Wimbledonie do wartego prawie 5 mln funtów nowoczesnego apartamentu nad Tamizą. Za dwa piętra, trzy sypialnie, balkony na słoneczną stronę, widok na rzekę i efektowną linię wieżowców płaci się tam około 10 tys. funtów miesięcznie.
Po mieście jeździł mercedesem serii E, wprawdzie używanym, ale wciąż wycenianym na jakieś 60 tys. funtów. Tak jak inni mieszkańcy luksusowego bloku miał do dyspozycji kort tenisowy, salę gimnastyczną i łaźnię parową.
Wierzyciele jednak nadal atakowali, jeszcze w 2018 roku były partner biznesowy Beckera Hans-Dieter Cleven zażądał zwrotu ponad 30 mln funtów, ale ta sprawa, założona w szwajcarskim sądzie, zakończyła się oddaleniem wniosku.
Niezdarne fałszerstwo
Jeszcze jeden, trochę tragiczny, trochę komiczny zwrot w tej opowieści nastąpił rok temu, gdy Becker, uciekając od długów, przedstawił światu paszport dyplomatyczny Republiki Środkowoafrykańskiej. Ze słów legendy tenisa wynikało, że został (bez pobierania pensji) attaché biednego afrykańskiego kraju do spraw sportowych, kulturalnych i humanitarnych w Unii Europejskiej. Tak to przedstawił sądowi w Londynie, dodając, że jako dyplomata jest chroniony stosownym immunitetem.
Zgodnie z art. 31 konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych adwokaci byłego mistrza dowodzili, że nie można ścigać Beckera za długi. Rząd brytyjski musiałby złożyć wniosek o uchylenie immunitetu i tylko prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Faustin-Archange Touadéra mógłby immunitet uchylić. Afrykańscy urzędnicy nie potwierdzili jednak, że coś wiedzą o nowej funkcji Beckera. Minister spraw zagranicznych Republiki Środkowoafrykańskiej Charles Armel Doubane ogłosił, że paszport był „niezdarnym fałszerstwem". Numery seryjne wskazywały, że pochodzi z partii skradzionych dokumentów. I w ten sposób ta, tyle smutna, co śmieszna i desperacka próba ochrony resztek majątku, też się nie udała.
Stało się jasne, że ktoś, kto zarobił na samej grze w tenisa ponad 25 mln dolarów, kogo majątek wyceniano w latach tłustych na ponad 100 mln funtów, kto latami wydawał krocie na ekstrawagancki styl życia, sportowe auta i drogie dzieła sztuki padnie pod ciężarem potężnych długów.
Pierwsza informacja o aukcji pamiątek sportowych Beckera pojawiła się w grudniu 2018 roku. Choć termin był wyznaczony, w ostatniej chwili ją odwołano, ponoć legendarny tenisista miał raz jeszcze nadzieję na jakiś nagły uśmiech losu albo szykował nową prawną sztuczkę.
Uśmiechu nie było, od kilku dni wszystko wiadomo, każdy może zobaczyć, na ile świat wycenia tenisowe pamiątki Beckera, 82 przedmioty wystawione na sprzedaż. Każdy może jakąś cząstkę tego sukcesu kupić. Aukcja kończy się 11 lipca 2019 roku o 13.00 czasu brytyjskiego. Co będzie dalej, tego nie wie chyba sam „Bum Bum" Boris.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95