Skałkowski, urodzony w niewielkim galicyjskim majątku w końcu epoki napoleońskiej, już w czasie studiów prawniczych we Lwowie odkrył w sobie naturę patrioty i wywrotowca. W ciągu dwóch lat edukacji (1839–1840) ustanowił swoisty rekord zaangażowania w sprawy mało związane ze studiowaniem. Był członkiem wszystkich aktywnych we Lwowie organizacji konspiracyjnych, za co austriackie władze aresztowały go aż trzy razy.
Ale nie to robi prawdziwe wrażenie. Naprawdę imponuje fakt, że w ciągu dwóch lat nauki w lwowskim więzieniu karmelickim spędził aż 18 miesięcy. Wynik iście stachanowski.
Biografowie podają, że studia przerwał, by zdobyć pieniądze na dalszą edukację. Udało mu się to zresztą błyskawicznie, skoro już rok później, w 1841, odnajdujemy go w roli żaka na uniwersytecie w Wiedniu. Zapewne wtedy oddał się dwóm swoim pozostałym pasjom, poezji i miłości do ludu.
Czy ta ostatnia była szczera? Czy raczej nawiązywała do przesłania epoki? Trudno powiedzieć. Faktem jest natomiast, że większość jego produkcji literackich była nie tylko tematycznie związana z galicyjskim chłopstwem, ale też temuż chłopstwu dedykowana.
Przypomniany już „Krakowiak kosynierów" aż polśniewa blaskiem ostrych chłopskich kos i całkiem wprost wzywa do krwawego buntu przeciw zaborcy (acz trzeba przyznać, że całkiem lojalnie wobec Wiednia bierze na cel wyłącznie Moskwę i Berlin). Inna pieśń „Krzyż za lud" dość proroczo zaczyna się od słów: „Dalej, bracia, topór w dłonie..." Nie miejsce tu jednak na egzegezę poezji Skałkowskiego; warto się natomiast przyjrzeć szekspirowskiemu splotowi jego dalszych losów.