Były proboszcz parafii w Jasienicy spełnił oczekiwania prowadzącej spotkanie z nim dziennikarki Radia TOK FM Anny Wacławik-Orpik. Nie mogło być więc żadnych polemik, żadnego jątrzenia. Liczył się przede wszystkim atak na wspólnych wrogów, czyli głównie hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce. Nad wymianą zdań – bo nie sposób tego nazwać dyskusją – unosiła się aura zgody nacechowanej prostackim antyklerykalizmem oraz kiczowatą poprawnością polityczną.
Warto zwrócić uwagę na to, że w trakcie spotkania wrócił temat in vitro. Przywołany został list księdza Lemańskiego do Agnieszki Ziółkowskiej – pierwszej osoby w Polsce, która przyszła na świat w rezultacie takiego zapłodnienia. Przypomnijmy, jak to było. Ziółkowska – sprzeciwiając się bioetycznemu stanowisku Kościoła – postanowiła dokonać aktu apostazji. Duchowny namawiał ją więc, żeby tego nie robiła, ale zarazem – starając się okazać jej empatię – orzekł, iż purpuraci nad Wisłą swoimi kategorycznymi sądami w sprawie in vitro krzywdzą takich ludzi jak ona.
Jednocześnie na Przystanku Woodstock ksiądz Lemański potępił Bogdana Chazana (nie wymieniając lekarza z nazwiska) za to, że ten w kierowanym przez siebie szpitalu nie chciał dopuścić do aborcji dziecka z wadami genetycznymi. A przecież dziecko to także zostało poczęte in vitro. Można zatem wnioskować, że dla byłego proboszcza parafii w Jasienicy spośród dzieci poczętych tą metodą na narodziny i współczucie zasługują wyłącznie te, które są zdrowe i przez rodziców „chciane". Jeśli tak, to kapłan, rzekomo wrażliwy na ludzkie cierpienia, milowymi krokami oddalił się od orędzia ewangelicznego, a zbliżył się do niemającej nic wspólnego z chrześcijaństwem eugeniki.
Przypadek księdza Lemańskiego to typowy produkt świeckiej kultury liberalnej. Jej inwazja w III RP stała się jednym z istotnych źródeł sporów światopoglądowych. Do głównych promotorów tej kultury należy „Gazeta Wyborcza". Sposób, w jaki od 25 lat medium to traktuje Kościół, stanowi temat nowej książki Artura Dmochowskiego, publicysty, dyplomaty, w okresie PRL działacza opozycji, a w latach 2006–2009 dyrektora TVP Historia. Dmochowski przeprowadził gruntowną kwerendę archiwalnych wydań „GW". Jej wynik skłonił go do tego, żeby przedstawić cały ogrom manipulacji, których dopuszczał się dziennik w kreowaniu wizerunku Kościoła.
„Wyborcza" już u swojego zarania była medium misyjnym. W tym sensie – jak zapewnia na swojej pierwszej stronie – jej nigdy nie było wszystko jedno. Ale kiedy została założona w roku 1989, traktowała jeszcze Kościół jako swojego sojusznika w walce z PZPR. I – co dziś wydaje się szczególnie frapujące – nie miała nic przeciwko jego zaangażowaniu politycznemu w obalanie realnego socjalizmu.
Dmochowski w tym kontekście przytacza fragment tekstu, który ukazał się w „GW" pięć dni przed wyborami czerwcowymi i w którym padł zarzut pod adresem proboszcza parafii w jednej z podlubartowskich wsi, że... ten nie zgodził się na agitację wyborczą w trakcie niedzielnej mszy świętej. „Przeszkadzacie mi w wykonywaniu pracy duszpasterskiej; wiara jest ważniejsza niż wasza kampania" – miał powiedzieć kapłan.