Żeby Kościół przestał być Kościołem

Ksiądz Wojciech Lemański wziął udział w Przystanku Woodstock. I – jak przystało na prawdziwego równiachę – przedstawił młodym, gniewnym fanom rocka program duszpasterski sprowadzający się do hasła sformułowanego przez Jerzego Owsiaka: „Róbta, co chceta".

Publikacja: 09.08.2014 13:00

Żeby Kościół przestał być Kościołem

Były proboszcz parafii w Jasienicy spełnił oczekiwania prowadzącej spotkanie z nim dziennikarki Radia TOK FM Anny Wacławik-Orpik. Nie mogło być więc żadnych polemik, żadnego jątrzenia. Liczył się przede wszystkim atak na wspólnych wrogów, czyli głównie hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce. Nad wymianą zdań – bo nie sposób tego nazwać dyskusją – unosiła się aura zgody nacechowanej prostackim antyklerykalizmem oraz kiczowatą poprawnością polityczną.

Warto zwrócić uwagę na to, że w trakcie spotkania wrócił temat in vitro. Przywołany został list księdza Lemańskiego do Agnieszki Ziółkowskiej – pierwszej osoby w Polsce, która przyszła na świat w rezultacie takiego zapłodnienia. Przypomnijmy, jak to było. Ziółkowska – sprzeciwiając się bioetycznemu stanowisku Kościoła – postanowiła dokonać aktu apostazji. Duchowny namawiał ją więc, żeby tego nie robiła, ale zarazem – starając się okazać jej empatię – orzekł, iż purpuraci nad Wisłą swoimi kategorycznymi sądami w sprawie in vitro krzywdzą takich ludzi jak ona.

Jednocześnie na Przystanku Woodstock ksiądz Lemański potępił Bogdana Chazana (nie wymieniając lekarza z nazwiska) za to, że ten w kierowanym przez siebie szpitalu nie chciał dopuścić do aborcji dziecka z wadami genetycznymi. A przecież dziecko to także zostało poczęte in vitro. Można zatem wnioskować, że dla byłego proboszcza parafii w Jasienicy spośród dzieci poczętych tą metodą na narodziny i współczucie zasługują wyłącznie te, które są zdrowe i przez rodziców „chciane". Jeśli tak, to kapłan, rzekomo wrażliwy na ludzkie cierpienia, milowymi krokami oddalił się od orędzia ewangelicznego, a zbliżył się do niemającej nic wspólnego z chrześcijaństwem eugeniki.

Przypadek księdza Lemańskiego to typowy produkt świeckiej kultury liberalnej. Jej inwazja w III RP stała się jednym z istotnych źródeł sporów światopoglądowych. Do głównych promotorów tej kultury należy „Gazeta Wyborcza". Sposób, w jaki od 25 lat medium to traktuje Kościół, stanowi temat nowej książki Artura Dmochowskiego, publicysty, dyplomaty, w okresie PRL działacza opozycji, a w latach 2006–2009 dyrektora TVP Historia. Dmochowski przeprowadził gruntowną kwerendę archiwalnych wydań „GW". Jej wynik skłonił go do tego, żeby przedstawić cały ogrom manipulacji, których dopuszczał się dziennik w kreowaniu wizerunku Kościoła.

„Wyborcza" już u swojego zarania była medium misyjnym. W tym sensie – jak zapewnia na swojej pierwszej stronie – jej nigdy nie było wszystko jedno. Ale kiedy została założona w roku 1989, traktowała jeszcze Kościół jako swojego sojusznika w walce z PZPR. I – co dziś wydaje się szczególnie frapujące – nie miała nic przeciwko jego zaangażowaniu politycznemu w obalanie realnego socjalizmu.

Dmochowski w tym kontekście przytacza fragment tekstu, który ukazał się w „GW" pięć dni przed wyborami czerwcowymi i w którym padł zarzut pod adresem proboszcza parafii w jednej z podlubartowskich wsi, że... ten nie zgodził się na agitację wyborczą w trakcie niedzielnej mszy świętej. „Przeszkadzacie mi w wykonywaniu pracy duszpasterskiej; wiara jest ważniejsza niż wasza kampania" – miał powiedzieć kapłan.

Ktoś może stwierdzić, że skoro PRL-owska dyktatura odeszła w przeszłość i nastała demokracja z realnym pluralizmem partyjnym, to i Kościół powinien porzucić politykę. Ale przecież „Wyborcza" zgłasza taki postulat tylko dlatego, że ma do czynienia z instytucją idącą pod prąd świeckiej kulturze liberalnej – instytucją, którą więc trzeba zakneblować.

Inaczej się zachowuje, gdy pojawiają się tacy kapłani jak ksiądz Lemański, a więc kontestujący swoje „konserwatywne" władze zwierzchnie. Oni dostają od „GW" zielone światło na wystąpienia polityczne, bo dziś dla szefostwa dziennika „fundamentalizm katolicki" jest tym samym, czym niegdyś był komunizm.

I tu wychodzą rozmaite niekonsekwencje. Były proboszcz parafii w Jasienicy na Przystanku Woodstock zachęcał młodzież do opuszczania świątyń, gdy w kazaniach będą się pojawiać treści polityczne. A przecież sam od polityki nie stroni. Jego ostentacyjny filosemityzm – który przeradza się, mimo być może stojących za tym najlepszych chęci, właściwie w polityczną instrumentalizację pamięci o Holokauście – jest tego dowodem. I zostańmy przy tym przykładzie.

„Wyborcza" – co możemy prześledzić również w książce Dmochowskiego – od ćwierć wieku stawia sprawę jasno: Kościół powinien zaakceptować zdobycze nowoczesnych „społeczeństw otwartych": aborcję, in vitro, związki partnerskie (zarówno hetero-, jak i homoseksualne), wychowanie genderowe, eutanazję, a nie dyskwalifikować je jako przejawy „cywilizacji śmierci". Według „GW", jeśli z czymś już Kościół musi walczyć, to z takimi zjawiskami jak pojawiający się wśród jego wiernych antysemityzm (i tu dyżurnym chłopcem do bicia pozostaje Radio Maryja).

Nie trzeba dodawać, że zachęcanie do tropienia gdzie tylko się da antysemityzmu jest zaproszeniem do uczestnictwa w polityce i przy okazji wpisuje się, bądź co bądź, w tabuizację trudnych i złożonych dziejów polsko-żydowskiego sąsiedztwa. A tabuizacja taka przeczy ewangelicznemu stawaniu w prawdzie. Dlatego tacy kapłani jak ksiądz Lemański są „Wyborczej" potrzebni. Z kimś przecież trzeba ten Kościół zmieniać. Aby przestał być Kościołem.

Były proboszcz parafii w Jasienicy spełnił oczekiwania prowadzącej spotkanie z nim dziennikarki Radia TOK FM Anny Wacławik-Orpik. Nie mogło być więc żadnych polemik, żadnego jątrzenia. Liczył się przede wszystkim atak na wspólnych wrogów, czyli głównie hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce. Nad wymianą zdań – bo nie sposób tego nazwać dyskusją – unosiła się aura zgody nacechowanej prostackim antyklerykalizmem oraz kiczowatą poprawnością polityczną.

Warto zwrócić uwagę na to, że w trakcie spotkania wrócił temat in vitro. Przywołany został list księdza Lemańskiego do Agnieszki Ziółkowskiej – pierwszej osoby w Polsce, która przyszła na świat w rezultacie takiego zapłodnienia. Przypomnijmy, jak to było. Ziółkowska – sprzeciwiając się bioetycznemu stanowisku Kościoła – postanowiła dokonać aktu apostazji. Duchowny namawiał ją więc, żeby tego nie robiła, ale zarazem – starając się okazać jej empatię – orzekł, iż purpuraci nad Wisłą swoimi kategorycznymi sądami w sprawie in vitro krzywdzą takich ludzi jak ona.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą