I nagle teraz, w wakacyjną posuchę ploteczek, dzwoni do mnie dziennikarz „Faktu". Ekscytuje się tematem dotkniętym tylko, jak drobna kreska na obrazie. Dziennikarz zapytał mnie, czy napisałam o molestowaniu seksualnym przez mojego dziadka. Odpowiedziałam, że książka nie jest o tym. Napisałam coś o swoim dziadku Szczepkowskim, delikatnie, nie do końca jasno, coś, co wrażliwy czytelnik może zrozumieć, ale nie musi. To raczej próba zrozumienia, jak dzieciństwo spędzone wśród artystycznej bohemy mogło wpłynąć na chłopca i jakim potem stał się mężczyzną. Moja książka to próba zrozumienia moich przodków.
Prosiłam, żeby dziennikarz „Faktu" nie robił plotkarskiego szumu na temat „molestowania przez dziadka", bo będzie to miało fatalne skutki. W większości opinii publicznej kojarzę się z dziadkiem Janem Parandowskim. Tłumaczyłam, że istnieje niebezpieczeństwo, że ten wielki pisarz zostanie skojarzony z czymś, o czym by nawet nie pomyślał.
Temat molestowania poruszyłam jeszcze w jednym felietonie. Tekst „Do arcybiskupa Michalika" napisałam o małej dziewczynce, żeby nie epatować sobą, tylko sprawą. Po to, żeby wziąć poważny udział dyskusji, czy rzeczywiście molestowane są tylko dzieci osamotnione i niekochane. Nie zgadzam się z taką opinią, więc napisałam coś, co miało być głosem polemicznym. Prosiłam więc dziennikarza „Faktu", żeby tego nie poruszał, żeby to się nie znalazło na Plotkach, na Pudelkach, bo nie temu miało służyć. I dostałam taką odpowiedź: „Mam odgórne polecenie".
Po rozmowie nie mogłam się uspokoić, więc do niego zadzwoniłam, prosiłam, żeby mnie zrozumiał. Następnego dnia wyszedł numer „Faktu" z moim zdjęciem i nagłówkiem: „Dziadziuś wsadził mi rękę w majtki". Publicznie włożono mi w usta słowa, których nigdy nie wypowiedziałam i nie chciałabym wypowiedzieć. To zdanie w połączeniu z moimi zdjęciami pojawiło się na każdym portalu internetowym. Dla setek tysięcy odbiorców zaistniałam jako brukowa skandalistka mówiąca językiem pornografii.
Mój dziadek Jan Parandowski pojawia się w komentarzach jako sprawca obrzydliwego przestępstwa. Bo przecież nikt nie czyta tego, co jest napisane pod nagłówkiem. Tylko nagłówek się liczy.
Panie dziennikarzu, jakie pan dostał honorarium? Czy to się naprawdę opłaca?