Zadaniem służb radzieckich było dostarczenie propagandzie sowieckiej argumentów, które uzasadniłyby potrzebę udzielenia Czechom i Słowakom „bratniej pomocy". Wypróbowane przed niemal półwieczem metody prowokacji i dezinformacji do złudzenia przypominają metody stosowane obecnie przez Kreml wobec Kijowa.
Czarna wołga
W maju 1968 roku do praskiej redakcji „Izwiestii" dołączył nowy pracownik. – Nie rozumiałem wprawdzie, czym ma się zajmować ten nowy kolega, ale nie interesowałem się tym. Lepiej było pilnować własnego nosa – wspomina ówczesny korespondent dziennika w Pradze Władlen Kriwoszejew. – Dostałem wtedy drugie służbowe auto, nową wołgę, i zaczął nią jeździć mój nowy kolega.
Kilka tygodni później czechosłowacka prasa doniosła o odkryciu pod Sokolovem w zachodnich Czechach tajnego arsenału. – Znaleziono pod mostem broń należącą rzekomo do kontrrewolucjonistów; było nawet stosowne zdjęcie – mówi Kriwoszejew. – Wystarczyło jednak dobrze się przyjrzeć, żeby się przekonać, że to stare pistolety i coś jeszcze, pozawijane w gałgany. Dziwnie to wyglądało, głupawo.
Czescy dziennikarze szybko ustalili, że tego samego dnia widziano w okolicy samochód marki Wołga. Jeden z nich zadzwonił do Kriwoszejewa i zapytał: „Słuchaj no, nie byłeś ostatnio w zachodnich Czechach?". Zaprzeczył, ale jego rozmówca naciskał: „Widziano tam twój samochód". „Jak to? – zdziwił się korespondent radzieckiego dziennika. – Przecież on stoi przed domem". „Ale ty masz dwa auta i to drugie tam było". – Od razu zrozumiałem, że musiał w tym maczać palce mój kolega – wyznał po latach Kriwoszejew.
Dziennikarz „Izwiestii" domyślił się, że jego nowy współpracownik to oficer KGB i – jak twierdzi – usunął go z redakcji (wkrótce po inwazji sam został odwołany do Moskwy i wyrzucony z pracy). Zrozumiał też, że działania KGB mają na celu przygotowanie interwencji wojskowej. – Od maja czy czerwca 1968 roku było jasne, że inwazja to tylko kwestia czasu – wspominał. Najbardziej jednak zaniepokoiło go to, że najwyraźniej Moskwie było na rękę wszystko, co tylko mogło świadczyć o groźbie „kontrrewolucji" w CSRS. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Jaki mógł mieć Kreml interes w podgrzewaniu nastrojów w „bratnim kraju"?
Reformy polityczne zainicjowane przez nowego pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Czechosłowacji Alexandra Dubčeka nie naruszały przecież monopolu władzy. W marcu 1968 roku ambasador CSRS w Moskwie Oldřich Pavlovský przekonywał Rosjan, że sytuacja w Polsce stanowi znacznie większe zagrożenie niż „pełna demokracja" w Czechosłowacji („KPCz wciąż sprawuje kierowniczą rolę w państwie, więc nie ma powodu obawiać się niepożądanych skutków"). Z kolei reformy gospodarcze, przeprowadzone już na Węgrzech czy w NRD, były znacznie bardziej gruntowne, niż te zapowiadane dopiero w CSRS. Dlaczego więc Kreml zagiął parol akurat na Czechów?