Orszańska batalia to bitwa zarazem znana i nieznana: doczekała się wzmianki na filarze Grobu Nieznanego Żołnierza, kołacze w wyobraźni za sprawą kilku reprodukowanych scen – ale rzadko wymieniana jest jednym tchem obok Grunwaldu, Kircholmu czy Wiednia. Utknęła gdzieś na peryferiach polskiej pamięci, w błotnistej dolince na wschodniej Białorusi i na styku epok: Andrzej Matowski nazywa ją „ostatnią bitwą polskiego średniowiecza", choć zarazem była pierwszą, w której po polskiej stronie stanęła i przyczyniła się do zwycięstwa husaria.
Wypada jednak uznać ją za w pełni nowożytną nie tylko ze względu na datowanie i technikę militarną, ale przede wszystkim na znaczenie w dziejach. Bitwa ta nie tylko rozstrzygnęła o losach czwartej z siedmiu wojen litewsko- i polsko-moskiewskich, toczonych w długim wieku XVI, lecz szerzej – powstrzymała ekspansję Moskwy na zachód na blisko 150 lat, aż do wspomnianego półgębkiem w „Potopie" pochodu „Septentrionów" na Wilno. Powiedzieć, że zwycięstwo Konstantego Ostrogskiego wpisuje się w ciąg przewag złotego wieku Rzeczypospolitej, to za mało: zwycięstwo polskich, litewskich, węgierskich i ruskich oddziałów dowodzonych przez prawosławnego stratega, lojalnego wobec swego katolickiego władcy Zygmunta Starego, symbolicznie uosabia chwałę i fenomen czasów jagiellońskich.
Łukaszenko nie godził się na świętowanie kolejnych rocznic Orszy. Odkąd objął władzę, na polu bitwy za patriotami uganiają się oddziały białoruskiego OMON
Zarazem zaś zwycięstwo pod Orszą ocaliło Rzeczpospolitą przed największym z wiszących nad nią i powracających zagrożeń, polską „sumą wszystkich strachów". Na niespełna miesiąc przed bitwą, w sierpniu 1514 roku, wielki książę moskiewski Wasyl III dopiął bowiem swego: udało mu się zawrzeć sojusz z cesarzem Maksymilianem I Habsburgiem i wielkim mistrzem niezwasalizowanego jeszcze zakonu, Albrechtem Hohenzollernem. Trzy heraldyczne czarne orły zawisły nad środkowoeuropejską potęgą po raz pierwszy. Tym razem jednak alians okazał się nietrwały: Orsza, choć w XVII wieku dwukrotnie wzięta i spalona przez Moskwicinów, pozostała w granicach Rzeczypospolitej aż do rozbiorów, a galeria naszych bohaterów literackich wzbogaciła się o najbardziej znanego polskiego chorążego, pana Andrzeja Kmicica.
Bród na Dnieprze
Bitwę, jaka rozegrała się 8 września 1514 roku, można wpisać w ciąg zmagań rozpoczętych pod koniec XV wieku, kiedy to Iwan III Srogi uderzył na Litwę, odrywając od niej ziemie wierchowskie, czernihowskie i siewierskie, a zakończonych na dobrą sprawę rozejmem w Jamie Zapolskim, podpisanym w 1582 roku po zwycięstwach Stefana Batorego. Szły te zmagania o „bramę smoleńską", a z biegiem czasu również o Inflanty – dwa „okna", przez które Moskwa chciała dotrzeć na Zachód. Smoleńszczyzna została ostatecznie utracona, a elity Wielkiego Księstwa Litewskiego przekonały się po kolejnych porażkach do konieczności trwałego związania się z Koroną. Ekspansję Moskwy udało się powstrzymać na trzy pokolenia.
Czy uczestnicy, a przynajmniej dowódcy bitwy zdawali sobie sprawę z „dziejowego wymiaru" zmagań, w których biorą udział? Dostrzegał go z pewnością Zygmunt III Stary, już nazajutrz po bitwie śląc posłów do papieża, króla Węgier i doży weneckiego z doniesieniami o zwycięstwie. Ze stawki, o jaką toczyła się gra, zdawał sobie też pewnie sprawę hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski – chmurny bojar mówiący po rusku, prawosławny fundator cerkwi w Ostrogu i w Wilnie, pochowany w kijowskiej Ławrze Peczerskiej wychowawca kolejnych wielkich hetmanów: Jerzego Radziwiłła i Jana Amosa Tarnowskiego. Dla zaciężnej piechoty polskiej, lekkiej jazdy litewskiej pod wodzą Jerzego Herkulesa Radziwiłła, artylerzystów z Norymbergi czy roty saperskiej, dowodzonej przez mieszczanina z Żywca Jana Basztę, był to kolejny epizod toczonej przez całe lato kampanii, której znaczna część zeszła na nużących przeprawach przez błota Berezyny i jej dopływów.