Przesadą byłoby twierdzenie, że w okresie bezpośrednio powojennym literatura stała się dla emigrantów artykułem pierwszej potrzeby. Ale wtedy właśnie powstały książki, które współtworzyły jej program i system wartości. Świadectwa pamięci o zbrodniach sowieckich odsłaniające kulisy zniewolenia Polski publikowali wojskowi i politycy oraz zwyczajni świadkowie wydarzeń. Wszystkie budowały właściwą emigracji świadomość. Mówiły o przeszłości, pojmując ją jako materiał służący opisowi współczesności. „Bez ostatniego rozdziału" gen. Andersa czy„Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego wydany w londyńskiej oficynie Gryf ułożyły się w kanon literatury sowietologicznej, której czytelnikami byli nie tylko Polacy.
Tytuły i instytucje
Literatura stała się „herbem wygnania", jak swoją książkę nazwał Wojciech Karpiński, wpływając na sposób myślenia i styl życia. W połowie XX w. w „polskiej" dzielnicy Londynu, czyli w okolicach Kensingtonu, swoje siedziby miały księgarnie, antykwariaty, wypożyczalnie i biblioteki. Kilka lat po wojnie działało prawie tuzin oficyn wydawniczych. Książka poprzez swoje funkcje artystyczne i kulturowe jako zjawisko społeczne, a nawet przedmiot obrotu handlowego, stanowiła czynnik spajający wspólnotę.
Podobną rolę pełniła prasa. W Londynie było jej sporo zgodnie z zasadą, że Polacy rozpoczynają obecność poza krajem od zakładania czasopism. Wszyscy czytali „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza", który formował pogląd na sytuację w Polsce i na świecie. Dawni podkomendni gen. Andersa cenili tygodnik „Orzeł Biały", katolicy „Gazetę Niedzielną" oraz „Życie", kresowiacy „Lwów i Wilno", skromne pisemko Stanisława Cata-Mackiewicza. Tygodnikiem, który uchodził za bardzo ważną instytucję, były „Wiadomości", kolejna odsłona pisma założonego przez Mieczysława Grydzewskiego w Warszawie w latach 20. Wydawane w Polsce jako „Wiadomości Literackie" były najważniejszym przedwojennym pismem kształtującym pisarskie hierarchie i wpływającym na poglądy elit. W Londynie to nie było możliwe, jednak nagrody „Wiadomości", przyznawane od 1958 r. dla najlepszej książki pisarza polskiego wydanej poza krajem, wyznaczały hierarchię popularności, a drukowane w tygodniku spory jurorów podtrzymywały zainteresowanie literaturą i zachęcały do czytania.
Sieć czasopism odwzorowywała orientacje światopoglądowe i polityczne. Ale wszystkie łączyło przekonanie, że rolą emigracji jest protest przeciw zniewoleniu. Dawano temu wyraz w publicystyce, prozie, poezji, literaturze wspomnieniowej i w pisarstwie historycznym. W latach 50. powstały wielkie syntezy dziejów Polski pióra Mariana Kukiela i Władysława Poboga-Malinowskiego. Obie wyszły w Londynie, potwierdzając szczególną wagę przywiązywaną przez emigrację do przeszłości. Dotknąć jej można było w Instytucie Historycznym im. gen. Sikorskiego, muzeum dokonań militarnych i archiwum dokumentującym polskie wysiłki niepodległościowe w czasie wojny. Walka o pamięć Polaków należała do zadań najważniejszych.
Brał w niej zresztą udział także teatr, a nawet film. Teatr Dramatyczny mający początki w latach wojny po jej zakończeniu pokazał w Londynie premierowy spektakl „Droga Konrada". Widowisko było kolażem tekstów Mickiewicza, Krasińskiego i Wyspiańskiego. Z biegiem czasu powstały kolejne zespoły, w tym Teatr Syrena założony z myślą o dzieciach i młodzieży. Nakręcony we Włoszech film Michała Waszyńskiego „Wielka droga", pierwszy polski powojenny obraz fabularny opowiadający o losach Polaków w Związku Sowieckim, oglądany był tłumnie na organizowanych w Londynie pokazach.
Historyczny, czy może nawet martyrologiczny, ton kultury emigracyjnej jest sprawą znaną, ale przekonanie, że kultura pełniła tylko taką funkcję, byłoby błędne. Pełną parą działały sceny kabaretowe i teatrzyki rewiowe. Żywiły się one często tematyką polityczną, w czym celował „Kordecki satyry", czyli Marian Hemar. Ale ich misją było wywołanie uśmiechu na twarzach ludzi, którzy na ogół nie mieli powodów do radości. W Ognisku Polskim, w sercu polskiej dzielnicy, śmiano się ze skeczy i piosenek „Wesołej lwowskiej fali". Oklaskiwano Lodę Halamę po jej powrocie z Hollywood, a bywanie na recitalach Renaty Bogdańskiej, czyli Ireny Andersowej, było obowiązkowe.