W półmroku

W czasach, gdy domeną współczesnej poezji stały się rozmaite eksperymenty – formalne, językowe, estetyczne – wiersze Janusza Drzewuckiego noszą szlachetny sznyt staroświeckości, co chciałbym, żeby zabrzmiało tu jednoznacznie jako komplement.

Publikacja: 10.10.2014 01:34

Jarosław Klejnocki

Jarosław Klejnocki

Foto: Plus Minus

Gdy czytam tomik „Dwanaście dni", przypominam sobie znane słowa Czesława Miłosza z wiersza „Ars poetica?" o poszukiwaniu formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto ani poezją, ani prozą i pozwoliłaby się porozumieć, nie narażając nikogo – autora ni czytelnika – na męki.

Bo tak właśnie brzmią najnowsze wiersze autora „Ulicy Reformackiej". Zawieszone pomiędzy czymś w rodzaju mówionej opowieści – sączonej niespiesznie przy winie, wieczorem, w jakiejś knajpce dowolnego miasta środkowoeuropejskiego – a liryką zwierzenia, osobistej refleksji. Wierszom tym patronuje dawna, a zdaje się, że przemijająca obecnie idea, że poezja to rodzaj dialogu, w którym słuchającym uczestnikiem jest czytelnik, konfrontujący własne stany emocjonalne z tymi podanymi w lekturze. Albo szukający w wierszach zgrabniejszych i bardziej syntetycznych opisów dla swoich przeżyć niż te, które sam umiałby skonstruować.

Innym walorem dobrej poezji, poza dbałością o porozumienie z odbiorcą, jest jej nieoczywistość, obca wszelkim tekstom zaangażowanym, jakże popularnym i w naszych czasach. Doskonałą ilustrację stanowi wiersz „Jednym okiem, drugim uchem", będący ironicznym komentarzem do wdzierającego się w nasze życie nachalnego dyskursu politycznego, każącego się deklarować i stawać po czyjejś stronie. Tymczasem przywilejem postawy poetyckiej jest zdystansowanie się od tego, co jednoznacznie bieżące i bezrefleksyjne. Ale przecież Drzewucki nie ucieka od doczesności w jej wymiarach społecznych czy politycznych, jak choćby w komentarzach do trudnych współczesnych relacji między Polską a Litwą („List do L."), stosunków państwo – Kościół w Polsce („Głos w dyskusji Polska i Kościół"), jak też smoleńskiej katastrofy („Druga sobota kwietnia, czyli pod Pałacem Prezydenckim"), bałkańskich powikłań etniczno-politycznych („Belgrad się nie poddaje") czy węgierskich protestów antyrządowych w 2006 roku („Pierwsze godziny w Budapeszcie"). Wszędzie przyjmuje jednak osobistą, emocjonalną perspektywę w przeciwieństwie do tej, którą budują wielkie idee – często destrukcyjne . I tak Litwa jawi się przede wszystkim w zapoznanej perspektywie dawnej wspólnoty, budowanej przez historię i literaturę, w której nasz narodowy wieszcz przywoływał ją jako ojczyznę. Kościół zaś pytany jest o to, co zawdzięcza narodowi i państwu, a trauma smoleńska każe poecie przywołać moment, kiedy katastrofa ta spowodowała, że na chwilę zjednoczyliśmy się w cierpieniu.

Cały tomik składa się z trzech głównych części: „Wierszy podróżnych", „Dwunastu dni" (utworów z lat 2004–2012) oraz „Wierszy podzwonnych". Część podróżna to zapis wypraw do innych państw Mitteleuropy: na Węgry, do Rumunii czy na Bałkany (przede wszystkim Serbii). Drzewucki nie tyle chłonie krajobrazy czy rejestruje poetyckie uniesienia, ile raczej stara się zapisywać podobieństwo losów ludzkich, które objawia się pod postacią spotkań i rozmów z pisarzami. Clou tomiku to jednak część środkowa zapisków – owych dwunastu tytułowych wierszy, zapisy drobnych epifanii zdarzających się czasem każdemu z nas: „czuję/wszechogarniające/ uczucie szczęścia,/ spokoju i szczęścia" („Pierwsza środa września, czyli dzieci idą do szkoły"); ale też depresji czy ataków pesymizmu: „lato na zabój, bez końca,/ ale ja wiedziałem swoje;/ nic z tego, jutro/ zacznie padać, będzie/ padać dzień w dzień/ i nigdy nie przestanie" („Pierwsza niedziela lipca, czyli cisza w Warszawie"). To liryka wstrzemięźliwego, ale jednak, osobistego wyznania, taka, w najlepszym stylu, opowieść o życiu jako o specyficznym indywidualnym losie, z którym należy dojść do ładu, aby nie przepaść. Jednocześnie przeniknięta dyskrecją, wypowiadana jakby spoza zgiełku, który mija gdzieś obok: „Za chwilę/rozkroję chleb,/ naleję wina/ do szklanki,/ za chwilę./ Póki co,/ siedzę/ w półmroku,/ w ciszy,/ nieruchomo" (Pierwszy poniedziałek maja, czyli święto flagi).

Dopełnieniem książki są teksty poświęcone zmarłym znajomym i przyjaciołom, z których – dla mnie przynajmniej – najbardziej przejmującymi wydają się dwa utwory o Henryku Berezie („Podzwonne dla Henryka" i „Czarna cisza"). To rodzaj prozy poetyckiej, przenikającej w formułę rozbudowanego nekrologu, gdzie pojawia się to, co w wierszach autora „Podróży na południe" najbardziej charakterystyczne: że nasze indywidualne dzieje i nasze osobiste zmagania łączą się i przenikają z podróżami innych bliźnich przez ten świat.

Za książkę „Dwanaście dni" Janusz Drzewucki otrzymał niedawno Nagrodę Literacką im. Norwida. Jak najbardziej zasłużenie.

Autor jest polonistą, krytykiem, pisarzem, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektorem stołecznego Muzeum Literatury

Gdy czytam tomik „Dwanaście dni", przypominam sobie znane słowa Czesława Miłosza z wiersza „Ars poetica?" o poszukiwaniu formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto ani poezją, ani prozą i pozwoliłaby się porozumieć, nie narażając nikogo – autora ni czytelnika – na męki.

Bo tak właśnie brzmią najnowsze wiersze autora „Ulicy Reformackiej". Zawieszone pomiędzy czymś w rodzaju mówionej opowieści – sączonej niespiesznie przy winie, wieczorem, w jakiejś knajpce dowolnego miasta środkowoeuropejskiego – a liryką zwierzenia, osobistej refleksji. Wierszom tym patronuje dawna, a zdaje się, że przemijająca obecnie idea, że poezja to rodzaj dialogu, w którym słuchającym uczestnikiem jest czytelnik, konfrontujący własne stany emocjonalne z tymi podanymi w lekturze. Albo szukający w wierszach zgrabniejszych i bardziej syntetycznych opisów dla swoich przeżyć niż te, które sam umiałby skonstruować.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”