Papież Franciszek chce dokonać w Kościele powszechnym bardzo poważnej zmiany. W tej kwestii chyba nie ma sporu. Wątpliwości pojawiają się, gdy pada pytanie o istotę tej zmiany. Papież bowiem na ten temat nie mówi nic konkretnego, raczej sugeruje, niż ostatecznie przesądza.
Czytaj także komentarz Bogusława Chraboty: Zaufajmy Franciszkowi
Z jednej strony wygłasza wystąpienia lub homilie w duchu Jana Pawła II, z drugiej prowadzi tzw. ewangelizację samolotową – podczas podróży zagranicznych rozmawia z dziennikarzami, okraszając swoje obszerne wypowiedzi stwierdzeniami, które mediom się podobają, są wychwytywane, cytowane i interpretowane w duchu dalekim od nauki Kościoła katolickiego. Podobnie jak wypowiedzi bliskich współpracowników papieża – takich jak kardynałowie Walter Kasper i Óscar Andrés Rodríguez Maradiaga.
Przyjrzyjmy się więc najpierw pierwszym dwóm latom pontyfikatu Ojca Świętego przez pryzmat światowych mediów zakochanych we Franciszku (lub – jak się czasem twierdzi – w wizji papieża, jaką same stworzyły). Otóż mamy do czynienia z pierwszym od dawna papieżem, który dąży do zmiany skostniałej dogmatycznej instytucji w żywy i bliski ludziom organizm. Franciszek – wedle tej wizji – zamierza spowodować, że Kościół, zamiast włazić z butami w intymne życie swoich członków, przyjdzie im z realną konkretną pomocą, stanie się instytucją miłosierną, służebną wobec ludzi, a nie sterującą ich życiem. Papież – jak uważają – w końcu obali władzę bezdusznych watykańskich kurialistów i zniesie anachroniczne zasady moralne, niedostosowane do świata, w jakim obecnie żyjemy – dopuści do komunii świętej rozwodników żyjących w nowych związkach, a może i gejów.