Uczucie do własnej partii. Szczere i niezłomne albo oportunistyczne i cyniczne. W obu przypadkach daje usprawiedliwienie dla programowej ekwilibrystyki, kłusowniczych polowań na nowy elektorat, rebrandingu dyktowanego koniunkturą. Rzadziej, coraz rzadziej, oznacza polityczną kreatywność znajdującą spełnienie tylko poprzez tę jedną formację. Poprzez małą ojczyznę polityczną, której wobec tego należy się wierność: partiotyzm.
Nowy szyld: Republikanie
Partiotyzm nieraz wyrasta na żyznej glebie patriotyzmu, nieraz z niej emigruje lub czmycha. A bywa i tak, że zamienia ją w spaloną ziemię. Przykład Francji – dobry (lub zły) jak każdy inny – kusi aktualnością. Oczywista stała się tam potrzeba redefinicji wielu pojęć ze sfery publicznej. Bezpośredni impuls dały styczniowe zamachy rodzimych dżihadystów.
Powodem potężniejącym od dawna jest (związana nie tylko z problemem muzułmańskim) nowa rola Frontu Narodowego we francuskim pejzażu politycznym (w końcu marca partia Marine Le Pen może wygrać kolejne wybory, w departamentach) i, generalnie, w systemie V Republiki.