Nie odpowiem na to pytanie. To jest gdybanie, a ja nie jestem wróżbitą.
A pan dlaczego zrezygnował z polityki?
W polityce – że tak to ujmę – nie towarzyszy mi poczucie zagubienia, ale wie pani, jestem słaby w intrygach. Nie lubię, nie chcę, nie muszę. Moje rozstanie z PO było zresztą podobne do rozstania z „Solidarnością" – w pewnym momencie uznałem, że nadszedł czas na zmianę warty. Na drugim zjeździe „Solidarności", którego byłem organizatorem, nie kandydowałem do władz związku. Z PO było podobnie. A propos „Solidarności", to dekadę lat 80., poczynając od Sierpnia '80 do pokoju zawartego przy Okrągłym Stole, postrzegam jako nasze narodowe powstanie. Jestem szczęśliwy, że brałem w tym udział.
Niektórzy uważają, że Okrągły Stół to była zdrada „Solidarności", a stan wojenny też nie obył się bez ofiar w ludziach.
Klasyczny przykład ahistorycznego rozumowania i braku refleksji nad miarą rzeczy.
Decyzje na Kremlu nie musiały iść w kierunku, w jakim ostatecznie poszły. Mur berliński jeszcze stał. A nawet gdyby upadł, to wypadki mogłyby przebiegać krwawo. W Jugosławii doszło do wojny domowej.
Na tle narodowościowym. Nasze państwo nie jest wielonarodowościowe.
Po obu stronach konfliktu nie brakowało niezadowolonych z zawartego kompromisu, „gorących głów", głupców wreszcie. Tamta strona dysponowała siłą całkiem nie na żarty. To, że było, jak było, nie znaczy, że musiało tak być. Pokój wymaga mądrego i odważnego przywództwa. Do wojny wystarczą tchórze i głupcy. Rola Lecha Wałęsy była w całym tym procesie nie do przecenienia. To był nasz lider, pod którego przywództwem odzyskaliśmy niepodległość. Po drugiej stronie podobną rolę pełnił Wojciech Jaruzelski. Polska jest dzisiaj częścią fantastycznego europejskiego mocarstwa. Oczywiście – nie ma raju na ziemi i nie w raju żyjemy, ale jeśli szukać raju na ziemi, to Europa jest pierwszą kandydatką.
Młode pokolenie tak nie uważa.
Wyborca jest egoistyczny. Zawsze chce więcej. To jest zdrowe, byle z rozsądnym umiarem. Niezadowolenie jest motorem postępu, bo prowadzi do zmian na lepsze. Na pytanie, czy przez 25 lat można było zrobić coś lepiej, odpowiem, że tak, i to bardzo wiele, choć pewnie można było też urządzić Polskę gorzej.
A czy pan pozostał przy liberalnych poglądach?
Tak. I uważam, że jeżeli państwo jest komuś potrzebne, to ludziom nieporadnym i słabym, i w tym zakresie powinno być sprawne.
Mówi pan jak Ryszard Petru, najnowszy gracz na scenie politycznej. Widzi pan analogię między jego formacją a Platformą z czasów jej początków?
Od lat jestem tylko obserwatorem sceny politycznej, i to niezbyt uważnym, dlatego trudno byłoby mi porównywać te dwie formacje. Z prasówki – dwója.
Mówi się o nich, że to partia banksterów, czyli bankowych gangsterów.
Nas wyzywano od aferałów. Widać każda formacja liberalna musi mieć na początku pod górkę. Ale to dobrze, że w Polsce powstają różne partie, że można się przebić przez duopol PO–PiS, co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemożliwe.
Ta akurat formacja, jeżeli odniesie sukces, to dzięki wyrwaniu części elektoratu Platformie Obywatelskiej.
PO na pewno przeżywa trudne chwile. Ale trochę na to zasłużyła. To jest partia konformistyczna. Mistrzyni w uprawianiu polityki pod wieczorne serwisy telewizyjne. W takim systemie można wyłącznie opędzać bieżące potrzeby. A w państwie jest wiele problemów, które wymagają dłuższej perspektywy, np. 50 lat. Jeżeli pewnych rzeczy się nie zaplanuje, to w przyszłości ich nie będzie. Francuzi swoją energetykę atomową zaplanowali dawno temu i w konsekwencji są niepodlegli energetycznie. PO jest niestety mniej wyczulona na strategiczne działania. Naszą polityką energetyczną targają antyrosyjskie fobie, a to nie sprzyja racjonalnym decyzjom.
Jesteśmy uzależnieni od rosyjskiego gazu, a Rosja uznaje handel surowcami za narzędzie do uprawiania polityki.
To usłyszymy w niemal każdych wiadomościach telewizyjnych. Gdy upadała komuna, polskie rafinerie przerabiały 70 proc. ropy z Rosji, a 30 proc. bodaj z Libii. Od tego momentu do dziś 100 proc. ropy przez nas przerabianej pochodzi z Rosji i nie było jednego dnia opóźnienia w dostawach. A to dlatego, że mamy naftoport, co daje nam techniczną nieskrępowaną zdolność zaopatrywania się z innych źródeł. Kto nam broni mieć techniczną zdolność sprowadzania gazu z innych źródeł? Można było już dawno zintegrować nasz system gazociągów z europejskim. Można było już dawno mieć pływający gazoport lub dwa, a nawet trzy. Ktoś nam broni? Na marginesie: relacje między Unią Europejską, której jesteśmy częścią, a Rosją od lat przypominają relacje między metropolią a kolonią. Oni nam sprzedają surowce, a my im towary wysoko przetworzone. Kto jest górą, metropolia czy kolonia?
Skoro tak świetnie zna się pan na energetyce, to proszę powiedzieć, czy budowa elektrowni atomowej jest dobrym pomysłem.
Wątpię, żeby elektrownia atomowa w Polsce powstała. Trudno ją wybudować, prowadząc politykę nastawioną na realizację bieżących potrzeb. Błędem było niedokończenie elektrowni w Żarnowcu. Szczycę się tym, że wówczas przeciwstawiałem się temu głupiemu zmarnowaniu całkiem sporej kwoty naszych pieniędzy i roztrwonieniu naszych kompetencji w tej dziedzinie techniki. Wówczas w „Solidarności" byłem czarną owcą w tej sprawie. Ostatecznie pozostaliśmy przy monokulturze spalania węgla. Reaktor z Żarnowca kupili bez obrzydzenia Finowie. A na Wybrzeże przesyłamy energię z odległości najmarniej 300 km z naszych elektrowni węglowych. Nie za darmo przecież. Kto zabroni biednemu bogato żyć?