– Będzie gorzej, zobaczysz, będzie gorzej – biada inny znajomy, choć dysponuje kontem, które pozwala mu ze spokojem patrzeć w przyszłość. Kasandryczne tony pobrzmiewają u felietonisty „Przeglądu", piszącego o „groźbie inwazji prawicowych barbarzyńców". Nawet najpopularniejszy kabaret III RP straszy rychłym nastaniem mroków. Jednocześnie wszyscy zgodnym chórem przyznają, że obecnie rządzący dawno zapomnieli o „obywatelskich" powinnościach i mają sporo wad. Ale – to też powszechna opinia – przynajmniej gwarantowali intelektualną i twórczą wolność.
Zastanawiam się – skąd taka trwoga przed zmianami? Dlaczego tyle pobłażliwości dla skompromitowanych? Z jakich powodów artyści i humaniści trwają w uczuciu dla neoliberałów, choć oni nie odpłacają im wzajemnością? Nawet przeciwnie – bezlitośnie dokopują.
Przecież ostatnie lata były dla kultury i innych dziedzin, gdzie nie sposób zatrudnić śmieciowych podwykonawców, okresem przyspieszonego dołowania. Oczywiście jak we wszystkich środowiskach nastąpił podział na równych i równiejszych. Zlikwidowanie 50-procentowej ulgi podatkowej nie zabolało serialowych gwiazdorów, topowych artystów z topowych galerii, medialnych monopolistów czy nawet wykładowców udzielających się w kilku uczelniach ze szczególnym uwzględnieniem prywatnych. Natomiast uderzyło w tych, których śmiesznie niskie, często nieregularne, a obecnie jeszcze bardziej zmniejszone dochody zbliżają ich do strefy biedy.
Diabelski program oszczędnościowy zwany „samozatrudnieniem" także nie uszkodził tych, którzy usadowili się na wysokich etatowych stołkach – za to walnął między oczy pozostałych. A jak ceni się w naszym wolnym kraju wolne zawody, najlepiej świadczą honoraria. Przykładowo najstarszy miesięcznik poświęcony książkom jest w stanie wysupłać za całostronicową recenzję 130 zł; kwartalnik dotyczący wydawnictw daje połowę tej sumy; godzina wykładowcy z cenzusem doktora na państwowych uczelniach kosztuje ok. 60 zł; za udział w programach radiowych czy telewizyjnych dostaje się uścisk dłoni. Jeśli do tego dodać brak jakichkolwiek socjalnych zabezpieczeń dla freelancerów, to rzeczywiście, inteligencja ma za co być wdzięczna neoliberałom.
Nawet niektórzy próbowali protestować, uświadomić rządowi i społeczeństwu pogarszającą się sytuację w branżach „niekorporacyjnych", ale kto by się przejmował nieudacznikami?