Nazwijmy naszego bohatera „Janusz", choć mógłby być Heniek albo Roman. Właśnie przeżywa drugą młodość. Pomarańczowe okulary o futurystycznym kształcie nie przypominają właściwie okularów i na twarzy widać przede wszystkim tę dziwną konstrukcję. To element odejmowania sobie lat, bo smuga cienia już dawno za Januszem. Ostry kolor ma też podkreślić opaleniznę: letnią i autentyczną, bynajmniej nie solarium, bo to nie jest obciachowy gość. Ze względu na swój status na wakacje nie wybiera Egiptu czy Tunezji, bo zbyt sobie ceni to, co ma, żeby ciągnęło go do niebezpiecznych i kolorowych (mówi znacznie gorzej, z tolerancją jest u niego marnie) rejonów.
Pieniądze – choć Solorz i Starak to on nie jest i nie będzie, zresztą chyba nie ma takich ambicji – pozwalają na większą fantazję niż spędzanie czasu z innymi Januszami, więc w tym roku zabrał rodzinę w rajd camperem po Skandynawii. Pojazd co prawda stary, lecz odrestaurowany tak, że nawet w Szwecji wszyscy oglądali się z zainteresowaniem: wygląda jak zabawka w skali 1:1, ale w środku ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia, i gdyby noc zaskoczyła podróżnych w szczerym polu, można podnieść dach, rozłożyć łóżka i spać.
A gdyby spartańskie – mimo wszystko – warunki się znudziły, zawsze można stanąć na parkingu hotelu od czterech gwiazdek w górę, bo Janusz niżej nie zwykł schodzić i takie warunki funduje też swojej rodzinie. Wtedy mielone z rondelka zamienia w homara podlanego winem, choć akurat na kuchni zna się marnie i hołduje raczej plebejskim gustom.
Pierwszy biznes, druga młodość
Ważna uwaga: rodzina też jest nowa, jak i całe życie Janusza. Pierwsze zaczynał jako kierowca taksówki, choć od małego miał smykałkę do zarobkowania – na końcu miasta taniej kupił modele samolotów do sklejania, by drożej sprzedać kolegom w szkole, i interes się kręcił. Z czasem, po godzinach jeżdżenia i rozmów z pasażerami, stworzył sklep wielobranżowy, co w wolnej Polsce cieszyło się wzięciem jako oznaka komfortu i zalążek galerii handlowych: wszystko pod jednym dachem. Tak powstał drugi sklep, potem trzeci, wreszcie cała sieć z kapitałem polskim i tylko polskim, czym Janusz szczyci się do dziś. Gwoli jasności: sieć rozwijała się wolno, rodzina znacznie szybciej. Jeszcze jako nastolatek został ojcem, potem po raz drugi i trzeci. Dumny tata trzech synów mógłby poczuć, że złapał Pana Boga za nogi, gdyby tylko wierzył w Boga, ale nie wierzył – może dlatego w ustabilizowanym i coraz majętniejszym życiu pojawiła się pustka. Miał pieniądze i wszystko, czego zapragnął (czytaj: co mieli koledzy i on też musiał), ale ciągle czegoś brakowało, choć nie wiadomo czego. W końcu znalazł: jedyne, czego nie mógł kupić, to czas, uciekająca młodość i postępująca starość, choć nigdy – ze względu na niski wzrost – nie wyglądał dojrzale.
Jak oszukać przeznaczenie? Wymieniał samochody i motory – i jedynie jachtu zabrakło, bo nie miał patentu sternika. Były też ciuchy: koszule z poszarpanymi brzegami i nitkami sterczącymi z kołnierzyka; garnitury koniecznie z białym szwem w lamówce; tęczowe buty lub z fikuśnymi kutasikami – nie, żaden znowu wstyd, wszystko markowe, drogie i modne, choć akurat w tej branży trendy zmieniają się co sezon, albo i pół, akurat po to, żeby bogaci zdążyli przewietrzyć zawartość szaf. I Janusz kupował – czasem na modłę swoją lub kolegów, częściej za radą poznawanych kobiet, bo zmian wciąż było mało i pojawiła się pogoń za uciechami cielesnymi doświadczanymi to tu, to tam. Okazji było sporo: rozwijanie sklepów i uzupełnianie asortymentu wiązało się z nieustannymi podróżami po Polsce.
W końcu pojawiła się poznana gdzieś – wiadomo gdzie, ale zachowajmy to do wiadomości redakcji, bo szczegóły mogą naprowadzić na ślad – blondwłosa piękność z obfitym biustem. Co prawda była w wieku jednego z synów Janusza, ale najwyraźniej pokochała jego, a nie zasobne konto. Romans rozwijał się obiecująco, więc z czasem piękność postanowiła zażądać wyłączności, a i Janusz miał dość chowania się po kątach – wolał otwarcie żyć po nowemu. Synom było wszystko jedno, bo dawno wyjechali z rodzinnego Radomia i zaczęli własne życie w stolicy. Podobnie koledzy z zarządu firmy, którzy już dawno zrobili (czytaj: rozbili) to samo. Jedynie żona była w szoku, bo mąż omotał ją mocno i nie wyobrażała sobie nowego życia.