Plus Minus: Lubi pani się śmiać?
Lubię. Stale żartuję. To jest mój sposób na życie. Zresztą myślę, że wszyscy potrzebujemy radości. Wokół jest coraz bardziej ponuro, trzeba się jakoś bronić. Mnie śmiech pomógł wybrnąć z niejednej kiepskiej sytuacji życiowej. Gdy jesteśmy z przyjaciółmi, też zwykle mamy świetne humory. Pomyślałam więc: „Skoro ludzie dobrze się przy mnie bawią, dlaczego nie miałabym dać im chwili odprężenia?". Tak powstał „Lolo", w którym z przymrużeniem oka patrzę na rodzinę, dojrzewanie i związek czterdziestolatków.
W cyklu „Przed wschodem słońca", „Przed zachodem słońca" i „Przed północą" Richarda Linklatera, którego była pani współscenarzystką, czy w wyreżyserowanym przez panią filmie „Dwa dni w Nowym Jorku" ważne było zderzenie kultury francuskiej i amerykańskiej. Różnice w stosunku do świata, innych ludzi, miłości.
Doświadczyłam tego na własnej skórze. Wychowałam się w Paryżu, w artystycznej rodzinie, pełnej luzu i tolerancji, a jako dziewiętnastolatka trafiłam do Los Angeles. Do zupełnie innego świata, który z daleka wydaje się pełen fantazji, a naprawdę jest cholernie sformalizowany i tradycyjny. To się czuje na co dzień. Francuzi są romantyczni. Ja doskonale rozumiem sytuację, w której 16-letni chłopak widzi piękną dziewczynę przez szybę autobusu, a potem marzy o niej pół życia. Amerykańska szalona miłość kończy się w dniu wyjazdu z uniwersyteckiego kampusu. Bo potem wszyscy wracają do swoich miast i miasteczek, żenią się z jakąś panną, biorą kredyt na dom, płodzą dwójkę albo trójkę dzieci i nie pozwalają sobie na ekscesy, które mogłyby zniszczyć ich reputację. To się przekłada na życie polityczne. We Francji, gdy się okazało, że prezydent Mitterrand miał nieślubną córkę, nikogo to nie zdziwiło. Romans, a potem ślub z modelką Carlą Bruni prezydentowi Sarkozy'emu tylko przysporzył sympatii. A w Ameryce do dzisiaj za dziki skandal uznaje się fakt, że Bill Clinton uprawiał seks z praktykantką.
Teraz skupia się pani na odmienności charakterów i stylów życia. Bohaterowie „Lolo" poznają się na wakacjach, ale pochodzą z innych światów. Ich próba bycia razem w Paryżu rzeczywiście jest dość traumatyczna. Różnice między wyrafinowaną paryżanką a spontanicznym prowincjuszem pogłębiają się. To, co pociągało na wakacjach, zaczyna przeszkadzać w codziennym życiu.