Bóg umarł dla wielu. Pomostem w stany nieco wyższe od kieratu życia codziennego zostały narkotyki i seks. Skutki wystawiło na widok publiczny nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. „Ballada o seksualnym uzależnieniu" jest pokazem slajdów Nan Goldin. To 700 zdjęć ułożonych w 45-minutową opowieść z burzliwego życia artystki i bohemy w latach 1970–1980. Przed epidemią AIDS można było liczyć na bezkarność w swawoli. Ideologia liberalna spopularyzowana w Polsce hasłem „róbta co chceta" ma w MoMA ilustrację, pokazującą, jak doszła do skraju.
Jest to wizja odrażająca i fascynująca. Nędza i brud przeplata się z radością i smutkiem kochanków, ruiną narkomanów. Niby niechlujne, a przecież przemyślane kadry chwytają życie bezpośrednio. Barwy są złamane sepią, co gasi czasem euforyczne nastroje postaci na zdjęciach. Wnętrza wydają się straszne, śmierdzące, zapuszczone, jednak twarze tych ludzi jarzą się żywotnością.
Obnażona, z podbitym okiem
Goldin zaczęła fotografować jako krnąbrna nastolatka. Odrzucona przez rodziców, parę żydowskich intelektualistów zajętych bardziej myśleniem niż wychowaniem córki, tułała się po internatach i domach opieki. Nie miała okazji nabyć tzw. wartości rodzinnych. Jej nastoletnia siostra, potępiona przez matkę, położyła się na torach przed nadjeżdżającym pociągiem i wytrwała do końca. Nan miała wtedy 11 lat. A w tygodniu żałoby uwiódł ją starszy krewny i rozbudził seksualnie. Jako ledwie 13-latka chciała zostać narkomanką i „boginią slumsów".
Jej zastępczą rodziną zostali podobni wykolejeńcy, wśród nich też artyści. Nan świadomie odrzuciła role określające kobietę: córki, żony, matki. Liczyła się wolność. Jako 18-latka zamieszkała z dużo starszym mężczyzną. Czy to zastępstwo ojca czy raczej krewnego, który ją uwiódł, kiedy była dzieckiem w żałobie? Upodobanie do starszych jej zostało. Bodaj najbardziej nieprzyzwoite zdjęcie nie ukazuje aktu penetracji – takich również nie brak – ale grę wstępną „Nan i Dickie w motelu, Nowy Jork, 1980". Widzimy tu Nan obnażoną, bez majtek, gdy obściskuje ją z tyłu w pełni ubrany łysiejący facet; scenę oglądamy jak podglądacze przez uchylone drzwi łazienki. Sytuacja wstrętna, lecz zdjęcie dobre, niedoświetlone, mroczne jak zakamarki duszy obojga kopulantów.
Sławę zdobyła swym portretem z podbitymi oczami, stając się ikoną kobiety uciśnionej przez patriarchalne społeczeństwo. Kto był „patriarchą"? Nie mówi tego wprost, jednak można wnioskować, że pobił ją mężczyzna, który stale przewija się w pokazie slajdów, widziany oczami – i obiektywem – kobiety zakochanej. To były komandos próbujący aktorstwa. Ponoć jedyną zaletą Briana była przy owłosionym ciele męskość, którą też sfotografowała w stanie pełnym. Robi wrażenie ich zdjęcie „Nan and Brian" w nędznej sypialni, we wspólnym łóżku, wyraźnie po stosunku seksualnym. Nad poręczą łoża wisi przymocowane do ściany zdjęcie Briana jako obiektu kultu. Gdy on siedzi na krawędzi, pali papierosa, wygląda przez okno zwyczajem nieczułego faceta, ona w zmiętej pościeli ciągle jest wpatrzona w sprawcę niedawnej rozkoszy, uzależniona od tego szczerbatego brutala, jak świadczą dziesiątki innych jego fotografii.