Wolność i Pokój: Finałem zawsze był areszt

Na początku zasłużeni działacze podziemia patrzyli na to nowe pokolenie z nieufnością, a generałowie opozycji demokratycznej poczuli niepokój. Ale wkrótce nie tylko Służba Bezpieczeństwa doceniła ruch Wolność i Pokój. Potencjał nowej formacji dostrzegli też bardziej doświadczeni koledzy.

Aktualizacja: 27.11.2016 19:40 Publikacja: 25.11.2016 00:00

We wrześniu 1989 Sejm zatwierdza skład rządu Tadeusza Mazowieckiego. Pod Sejmem manifestują członkow

We wrześniu 1989 Sejm zatwierdza skład rządu Tadeusza Mazowieckiego. Pod Sejmem manifestują członkowie ruchu Wolność i Pokój. Żądają zmian w służbie zastępczej dla osób odmawiających odbywania zasadniczej służby wojskowej.

Foto: PAP/CAF, Henryk Rosiak

Zuzanna Dąbrowska*

Początek listopada 2016 roku. „Rodzinna" fotografia wrocławskich WiP-owców w sali Centrum Pamięci Zajezdnia przy Grabiszyńskiej w stolicy Dolnego Śląska. Każdy z biało-czerwonym odznaczeniem przypiętym na piersi, uśmiechy, nastrój dość podniosły. – To co, siadamy? – pada nieoczekiwana propozycja. Garnitury, garsonki i szpilki nie przeszkadzają. Dwadzieścia parę osób siada, a na twarzy wiceprezesa IPN, profesora Krzysztofa Szwagrzyka, maluje się lekkie zdziwienie i zaskoczenie. W ten sposób nikt z uhonorowanych jeszcze nie reagował.

Wrocław. 17.03.1987 – słup

W dniu dzisiejszym około godziny 14.00 na skrzyżowaniu ulic M. Skłodowskiej-Curie i Chałubińskiego we Wrocławiu grupa 9 aktywistów tzw. Ruchu »Wolność i pokój« wzniosła 2 transparenty o jednakowo brzmiącej treści »Ruch Wolność i Pokój. Marek Krukowski wyrzucony z Akademii Medycznej za odmowę złożenia przysięgi wojskowej, żądamy przywrócenia Marka do praw studenta« i 3 tablice ze zdjęciem M. Krukowskiego. Przed podjęciem akcji rozdawali przechodniom ulotki, które w swej treści dotyczyły osoby M. Krukowskiego i okoliczności odmowy złożenia przysięgi wojskowej. W wyniku podjętych działań zatrzymano wszystkich uczestników (...)". Informacja dzienna do dyżurnego operacyjnego ministra spraw wewnętrznych od kierownika sztabu WUSW we Wrocławiu.

Marek Krukowski nie skończył medycyny. Wyleciał na ostatnim, szóstym roku. Dziś jest biologiem, a doktorat napisał o plejstoceńskim relikcie polodowcowym, małej roślince rosnącej w Karkonoszach. Żeby ją zobaczyć i opisać, musiał się wspinać po skałach, bo roślinka rośnie wysoko. Marek obiecywał, że na „ukrzyżowanie" przyjdzie w czerwonych dżinsach, ale chyba się wystraszył skandalu. Skończyło się na ukrywanej do ostatniej chwili pod szalikiem czerwonej muszce.

Bohaterem tamtej akcji był Wiesiek Mielcarski. Wdrapał się na wysoki słup ogłoszeniowy. Reszta ekipy trzymała transparenty i rozdawała ulotki. Na zdjęciu NAF Dementi widać też dwóch kominiarzy na rowerach, jak z zawodowym zainteresowaniem przyglądają się akcji, w końcu wdrapywanie się na różne słupy i kominy to ich praca.

„Tego dnia wziąłem sobie z pracy urlop – na wszelki wypadek 2 dni, ponieważ to mogło się przeciągnąć – opisywał wydarzenia Grzegorz Majewski, współorganizator akcji – Zakładałem, że możemy być zatrzymani i ukarani przez kolegium. (...) Poszliśmy na skrzyżowanie, na którym miał się odbyć protest, i wszystko poszło dobrze z małym wyjątkiem. Na słup planowaliśmy wejść we dwóch, ja i Wiesiek. Koledzy przystawili drabinę, pierwszy wszedł Wiesiek i z miejsca powiedział, że dla dwóch jest za mało miejsca. (...) Zaczął przez lejek do benzyny krzyczeć coś do ludzi (...) jak przez mgłę pamiętam te kilkanaście minut, zanim interweniowali, jako pierwsi tajniacy. (...) Widziałem, jak niektórzy koledzy padają, żeby stawić bierny opór. Ja o dziwo stałem nadal przez nikogo nie zaczepiany (...) Wiesiek nie zgodził się zejść i przemawiał do ludzi. Potem opowiadał, że brakowało mu obycia mówcy, nie wiedział, co krzyczeć, powtarzał w kółko to samo. (...) Milicjanci starali się ściągnąć Wieśka na siłę, ale słup był dość wysoki i chociaż weszli na samochód, nadal było za nisko. Jeden podsadzał drugiego, łapali Wieśka za nogi, co wywoływało naszą wesołość, a wściekłość funkcjonariuszy. (...) Po kilku minutach przyjechała straż pożarna, wtedy Wiesiek zdecydował się poddać. Schodził przy aplauzie tłumu". Tym bardziej że „podczas działań" jeden z milicjantów spadł wprost na dach stojącej pod słupem nyski, w której zamknięto wszystkich już zatrzymanych uczestników akcji.

To właśnie Grzegorz Majewski był inicjatorem i głównym organizatorem rocznicowej (33 i 1/3) uroczystości w Centrum Zajezdnia. Wymusił na kolegach i koleżankach napisanie wniosków do IPN (nikt się specjalnie nie wyrywał), wychodził odpowiedni termin imprezy, pilnował, by jak najwięcej uczestników różnych akcji WiP dostało Krzyże Wolności i Solidarności. W nowej Polsce kilkanaście lat był handlowcem, teraz pracuje w szkole jako intendent.

Wiesiek Mielcarski nie przyjął odznaczenia. – Nie od tej ekipy – mówi. Telefony od dawnych koleżanek i kolegów nie pomogły. Nie po to walczył kiedyś, żeby teraz oddać Polskę Kaczyńskiemu.

Warszawa. 3.10.1986 – sitting

Grupa młodzieży uczestnicząca w Ruchu »Wolność i Pokój« podjęła demonstrację uliczną przed domami handlowymi »Centrum« w Warszawie, protestując przeciwko przetrzymywaniu w więzieniu ich kolegów, więźniów sumienia, Wojciecha Jankowskiego z Gdańska i Jarosława Nakielskiego z Warszawy, którzy odmówili służby wojskowej, domagając się odbycia służby zastępczej. Po półgodzinnej pokojowej demonstracji do akcji wkroczyła milicja, aresztując jej uczestników. (...) Jako uczestnicy Ruchu »Wolność i Pokój« domagamy się uwolnienia dzisiaj aresztowanych oraz dotychczas więzionych". Oświadczenie podpisane przez Jana Józefa Lipskiego i Jacka Szymanderskiego.

To był kluczowy moment budowania tożsamości WiP. W 1986 roku ogłoszono amnestię i wypuszczono więźniów politycznych. Na wolność wyszli ci, którzy dostali wyroki za działalność w ruchu, ale dwóch pozostało za kratami z wyrokami za odmowę służby wojskowej: Wojciech Jankowski i Jarosław Nakielski. Działacze WiP postanowili zorganizować sitting w Warszawie. Przeszkody pojawiły się jednak z nieoczekiwanej strony. Zaprzyjaźniony z wipowcami Jacek Kuroń, a zaraz po nim, tuż po wyjściu z więzienia Piotr Niemczyk i Jacek Czaputowicz, stanowczo sprzeciwili się akcji ulicznej. To była „wielka polityka" spod znaku warszawskiego środowiska Tygodnika Mazowsze i KOR. A Kuroń argumentował, że pora na widowiskowe akcje jest kiepska, bo Solidarność rozmawia z władzą o więźniach politycznych cały czas i na pewno wymusi uwolnienie obu działaczy. Amnestia została wymuszona przez Episkopat, a liberałowie z PZPR mają nieznaczną przewagę w KC. Więc wszystko może się jeszcze wywrócić.

Niemczyk, zgadzając się ze swoim mentorem, dostrzegał jednak, że sitting pod Domami Centrum to kluczowy moment dla ruchu. „Gdyby nie było tej zadymy, nie byłoby WiP-u – analizował w rozmowie z Anną Smółką. – Parę miesięcy później zaczęły się aresztowania. I ten sitting to był kolejny krok w formule WiP-u; pokazał, że można inaczej reagować na policję, niż uciekać lub rzucać w nich kamieniami. Faceci usiedli i jak przyszła policja, to siedzieli dalej i trzeba było ich zanosić do suk – wspominał Niemczyk".

Bierny opór na ulicy, odsyłanie książeczek wojskowych, odmowa przysięgi, odmowa służby wojskowej, głodówki protestacyjne, akcje polegające na wieszaniu transparentów na wysokich, niedostępnych rusztowaniach czy kominach... Cały arsenał środków, na które można się było zdecydować tylko pod warunkiem założenia z góry, że finałem akcji będzie areszt. Jeśli ktoś nie mógł dać się zatrzymać, bo był np. podziemnym drukarzem albo uparł się zaliczyć jakiś egzamin na studiach, nie brał udziału w akcji. Drugim obszarem działania WiP była ekologia. Akcje zaczęły się po katastrofie w Czarnobylu. Potem przyszła kolej na projekt elektrowni atomowej w Żarnowcu, pieszczotliwie ochrzczony „Żarnobylem". Organizowano też pikiety przeciw trującej Wrocław hucie Siechnice czy wspólne z mieszkańcami Międzyrzeca protesty przeciw składowaniu trujących odpadów w poniemieckich fortyfikacjach.

Zasłużeni działacze podziemia patrzyli na to nowe pokolenie z nieufnością pomieszaną z radością. A generałowie opozycji demokratycznej poczuli niepokój.

Opisuje to Leszek Budrewicz, jedna z głównych postaci wrocławskiej opozycji jeszcze od czasów SKS-ów, WiP-owiec. On też czuł wtedy, w 1986 roku, że WiP to nowa fala i nowe pokolenie.

„Dzięki determinacji – powiedzmy, anarchistyczno-alternatywno-hippisowskiego skrzydła WiP-u – została zorganizowana pikieta przed Domami Towarowymi »Centrum« w Warszawie. (...) A była to dla WiP-u ważna sprawa, bo Wojtek Jankowski był pierwszym człowiekiem, który odmówił służby wojskowej – nie przysięgi. Organizatorów pikiety zwinęli, zawieźli na Kruczą, spisali i wypuścili. I potem, bodajże w domu u Rolanda Kruka to opijali, bo to niechrześcijańskie skrzydło WiP-u zawsze coś opijało. I przyszedł tam Jankowski – wypuścili go! Po tej pikiecie! Potem przyjechał Czaputowicz i go przepraszał. Trudno sobie wyobrazić bardziej konsolidującą ruch historię. Oto pewna grupa ludzi – nie tylko wbrew przeciwnikom, ale także wbrew opiniom osób, które są dla nich autorytetami – podejmuje akcję, żeby zachować twarz wobec własnego kumpla osadzonego w więzieniu. I w wyniku tej akcji wypuszczają go na wolność, a on kilka godzin później przyjeżdża napić się z nimi...".

17.03.1985 – głodówka

Nie tylko Służba Bezpieczeństwa zaczęła doceniać nową formację. Potencjał WiP dostrzegli też starsi lub tylko bardziej doświadczeni koledzy. Niektórzy – tak jak Jan Józef Lipski – po prostu zaangażowali się w działania ruchu. Wspierali WiP swoim autorytetem, przekazywali informacje do zachodnich mediów, organizowali pieniądze na druk i transparenty.

Jacek Kuroń był od samego początku dobrym duchem WiP, a częściowo inicjatorem jego powstania. Zbigniew i Zofia Romaszewscy wzięli niegrzeszących doświadczeniem działaczy po opiekę Biura Interwencji NSZZ Solidarność – płacili kolegia, pomagali w procesach. Józef Pinior zorganizował łączność międzynarodową, nadawał na Zachód komunikaty... Ale byli i tacy „solidarnościowcy", którzy z niedowierzaniem kręcili głową i narzekali na „dzisiejszą młodzież, z której nic nie będzie". Nie mieściło im się w głowach, że można występować jawnie, z nazwiskami, że można dobrowolnie dać się zamknąć albo narazić na pobicie. Co ciekawe, nie dotyczyło to np. Solidarności Walczącej, której działacze, mimo że głęboko zakonspirowani, sekundowali wipowcom i szanowali ich za osobistą odwagę. W całym Wrocławiu nie było lepszych drukarni niż te należące do SW, w których właśnie WiP drukował swoje gazetki i ulotki.

Nie można było zostać „członkiem" WiP-u. Nie było struktury, do której można by się było zapisać. W WiP-ie można było jedynie uczestniczyć. W dodatku w każdym z miast WiP był inny: w Krakowie – konserwatywny, w Gdańsku – anarchistyczny, w Warszawie – „wielkoświatowy", we Wrocławiu – hippisowsko-chrześcijański, w Poznaniu – centrowy i konsekwentny. Ale to tylko część prawdy. Bo WiP stanowili też ci wszyscy, którzy w różnych miejscowościach, w różnych momentach swojego życia, w różnych okolicznościach odmawiali przysięgi lub służby wojskowej. Tak jak ten, który dał najważniejszy impuls do powstania WiP w 1985 roku: Marek Adamkiewicz ze Szczecina.

Wyrok zapadł 18 grudnia 1985 roku – 2,5 roku za odmowę złożenia przysięgi wojskowej. „8 lutego 1985 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego zatwierdziła wyrok na Marka Adamkiewicza – rozprawa trwała zaledwie pół godziny, na salę wpuszczono tylko matkę oskarżonego" – pisze Anna Smółka. W obronie Adamkiewicza jego koledzy z dawnych SKS-ów i NZS zorganizowali głodówkę w Podkowie Leśnej, u księdza Leona Kantorskiego. Tam postanowiono o powołaniu ruchu pokojowego.

Piotr Niemczyk opowiadał o ciekawych okolicznościach tego wydarzenia: „pierwotnie planowano, że w głodówce w obronie Marka Adamkiewicza wezmą udział znani działacze opozycji, tacy jak Jacek Kuroń, żeby nadać jej większa rangę i zapewnić rozgłos w mediach podziemnych i zagranicznych. Kiedy wiadomość o tym dotarła do Episkopatu, prymas Józef Glemp nie wyraził zgody na udzielenie tej inicjatywie pomocy przez Kościół. W tej sytuacji, żeby nie prowokować Episkopatu, trzeba było zmienić formułę głodówki – uczestniczyć w niej mieli koledzy Adamkiewicza oraz młodzi ludzie, często sami stojący przed koniecznością odbywania po studiach służby wojskowej". W ten sposób i Episkopat przyczynił się do powstania WiP...

Wkrótce do obrony Adamkiewicza dołączyło środowisko krakowskie – to tam powstała deklaracja założycielska Ruchu „Wolność i Pokój". Podpisali ją m.in. Bogdan Klich i Jan Maria Rokita.

Na nieformalnym „zjeździe założycielskim" w Marcinkowie, w Kotlinie Kłodzkiej, w starym klimatycznym domu położonym w prawie wymarłej wsi, wybrano patrona ruchu. Został nim Otto Schimek, austriacki żołnierz Wehrmachtu, rozstrzelany w 1944 roku. Do dziś trwają spory historyków, czy za dezercję, czy za odmowę rozstrzelania Polaków, czy za współpracę z AK. Jedno jest pewne: na patrona tych, którzy nie zgadzają się na służenie armii, której celów nie aprobują, nadawał się znakomicie.

W różne strony

Środowisko dawnych SKS-owców, które tak mocno przyczyniło się do powstania WiP, rozeszło się potem w różne strony. Nawet ci, których połączył Ruch, oddalili się w sobie tylko znanych kierunkach. Jacek Czaputowicz jest profesorem na UW, członkiem Rady Programowej PiS, był szefem KSAP; Piotr Niemczyk, wiceszef UOP w rządzie Unii Demokratycznej, pozostał w środowisku dawnej warszawskiej, korowskiej opozycji; Bogdan Klich jest senatorem PO; Jan Maria Rokita – po karierze politycznej przeszedł na pozycję „mędrca z Krakowa".

W uroczystości we wrocławskiej Zajezdni wziął udział Marek Adamkiewicz. Przyjechał ze Szczecina, żeby spotkać się z kolegami i koleżankami. Bardzo brakowało jego żony Dorotki, która umarła niedawno.

Na spotkaniu był też Jarema Dubiel, prezes Fundacji Ruchu „Wolność i Pokój", Leszek Budrewicz nie przyszedł – może dlatego, że sam już odznaczony za działalność opozycyjną, nie chciał spotkać się z byłą żoną Krysią Surowiec, która tym razem dostała krzyż. Za to Radek Gawlik przyszedł z żoną Anią, tak samo łagodnie uśmiechniętą jak 30 lat temu, kiedy głodowała w Podkowie Leśnej. Roland Kruk mieszka w Stanach. Tomek Wacko nie żyje.

Wieczorem WiP-owcy spotkali się w klubie, żeby poświętować. Noclegi załatwione „po ludziach", zrzutka na bilety dla tych, których nie stać – zrobiona. Ktoś mówi z odcieniem dumy: „Ale poszliśmy jednak tam, gdzie chcieliśmy". Któraś z dziewczyn ma mokre oczy, bo pite jest zdrowie Belfra – umarł w zeszłym roku. Reszta skacze pod sceną, krzycząc razem z zespołem z Krakowa: „Hańba!". Komu? Każda odpowiedź jest inna.

Przy pisaniu tekstu wykorzystałam publikacje: Anna Smółka „Między Wolnością i Pokojem", Kamil Dworaczek, Grzegorz Waligóra „Ruch »Wolność i Pokój« we Wrocławiu", Padraic Kenney „Wrocławskie zadymy"

Z materiałów SB: charakterystyka operacyjna

* Zuzanna Dąbrowska c. Lecha i Elżbiety, studentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego stan cywilny: panna

(...) Aktywnie działa w Ruchu „Wolność i pokój", utrzymuje kontakty z działaczami tego ruchu z Wrocławia (Leszek Budrewicz, Marek Krukowski), jak i z innych miast (np. Jacek Czaputowicz z Warszawy). Uczestniczy w spotkaniach działaczy ruchu z przywódcami b. NSZZ „Solidarność" jak Władysław Frasyniuk, Józef Pinior. Brała udział w dniu 6.06 w spotkaniu na terenie Wrocławia z Jackiem Kuroniem i dotychczas utrzymuje z nim kontakt. Pośredniczy w kontaktach międzynarodowych „WiP" z organizacjami pacyfistycznymi działającymi na Zachodzie.

Bierze udział w wielu akcjach organizowanych przez „WiP" we Wrocławiu, jak i w innych miejscowościach. Uczestniczyła w głodówce protestacyjnej w Podkowie Leśnej, w listopadzie 1986 była zatrzymana w Machowej k. Tarnowa podczas manifestacji na grobie Ottona Schimka. Wielokrotnie karana przez kolegia ds. wykroczeń.

Podczas rozmów ostrzegawczych z pracownikami SB zachowuje się arogancko, odmawia odpowiedzi na pytania.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Zuzanna Dąbrowska*

Początek listopada 2016 roku. „Rodzinna" fotografia wrocławskich WiP-owców w sali Centrum Pamięci Zajezdnia przy Grabiszyńskiej w stolicy Dolnego Śląska. Każdy z biało-czerwonym odznaczeniem przypiętym na piersi, uśmiechy, nastrój dość podniosły. – To co, siadamy? – pada nieoczekiwana propozycja. Garnitury, garsonki i szpilki nie przeszkadzają. Dwadzieścia parę osób siada, a na twarzy wiceprezesa IPN, profesora Krzysztofa Szwagrzyka, maluje się lekkie zdziwienie i zaskoczenie. W ten sposób nikt z uhonorowanych jeszcze nie reagował.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów