Matka natura przewidując, że upadek z pewnej wysokości ciała homo sapiens musi się wiązać z pogruchotaniem kości, licznymi pęknięciami i krwotokiem, wyposażyła nas w mechanizm obronny, czyli lęk wysokości. Podobnie jest ze strachem przed wodą. Darwinowskim dziedzictwem po milionach istnień, które nie poradziły sobie z głębiną i poszły na dno, jest obawa przed zanurzaniem, czyli wodowstręt. Lęk wysokości i wodowstręt nie są więc niczym innym jak osobliwymi odcieniami instynktu samozachowawczego. Nie mają go jedynie jednostki ułomne, które zdobywają Koronę Himalajów czy przepływają Kanał Angielski. Ja z pewnością do nich nie należę i dlatego każde wypłynięcie na środek jeziora czy wejście do kabiny samolotu, mimo tysięcy wylatanych godzin, jest dla mnie wyzwaniem.