Siedziby Sejmu i Senatu dzieli kilkadziesiąt metrów. Ale po przekroczeniu tej granicy można odnieść wrażenie, jakby przeszło się do innego świata. Sejmowy chaos ustępuje miejsca spokojniejszemu tempu „izby refleksji". Senat dość rzadko pojawia się na pierwszych stronach gazet i czołówkach portali. Marszałek Karczewski ma gabinet tuż obok charakterystycznych senackich schodów – zakręconych spiralnie.
Jeszcze kilka lat temu był jednym z liczących się, ale niezbyt znanych senatorów. Dziś jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków PiS. Przez ostatnie dwa lata systematycznie wzmacniał swój wizerunek jako polityka umiarkowanego, który stawia na dialog i mediacje. Było to widać, gdy rok temu zaangażował się choćby w rozwiązanie kryzysu sejmowego. Jednak jego niedawna głośna wypowiedź o lekarzach, którzy powinni pracować nie tylko dla pieniędzy, ale też z pasji, pokazuje, że Karczewski nie unika też mówienia wprost tego, co naprawdę myśli, nawet jeśli nie jest to politycznie poprawne.
Gdy Krzysztof Łapiński, rzecznik prezydenta, powiedział, że Andrzej Duda w sprawie dymisji ministra zwróciłby się bezpośrednio do prezesa PiS, Karczewski odpowiedział mu na Twitterze tak: „Słowa Łapińskiego o wpływie PBS (premier Beaty Szydło - red.) na skład rządu świadczą o braku kompetencji albo złym wychowaniu. Gdybym był jego szefem, zwolniłbym go". – Karczewski czasami mówi to co uważa, co może i jest prawdą, ale bez medialnego wygładzenia wywołuje nieprzychylne komentarze – mówi nam ważny polityk PiS. Marszałek nie unika też tematów obyczajowych i jasnego wyrażania swoich poglądów: „Jestem przeciwnikiem aborcji eugenicznej. Uważam, że dzieci, które rodzą się z takich ciąż są wspaniałymi, kochającymi dziećmi." – powiedział w poniedziałek 23 października, gdy do Sejmu trafił projekt komitetu „Ratujmy kobiety", liberalizujący kwestię aborcji. Dziś cieszy się, że zrezygnował z pomysłu, by zostać ginekologiem. Jak wyjaśniał w 2015 r. w „Gazecie Wyborczej", nie chciałby stawać przed decyzją o aborcji.
Został za to chirurgiem. Urodził się w 1955 r. w stolicy i tam też się wychował. Ukończył Akademię Medyczną w Warszawie. Po wielu latach w polityce przyznał, że to była dobra decyzja. W stolicy poznał też swoją żonę Elizę, pediatrę. Od 1981 r. swoje zawodowe życie związał jednak z Nowym Miastem nad Pilicą. W tamtejszym szpitalu po raz pierwszy zaangażował się politycznie. Był koniec lat 80. – Zawsze interesowałem się działalnością polityczną i społeczną. Postanowiłem wstąpić do Solidarności i zostałem nawet wybrany przewodniczącym Zakładowej Komisji NSZZ Solidarność. Później padła propozycja, bym wystartował w konkursie na dyrektora szpitala – opowiada „Plusowi Minusowi".
Nowe Miasto leży 60 km od Warszawy i kilkadziesiąt kilometrów od Szydłowca, miasta Ewy Kopacz. – Dobrze nam się wtedy współpracowało. Byłem dyrektorem szpitala, ona szefem tamtejszego zakładu opieki zdrowotnej – przyznaje Karczewski.