Bogusław Chrabota: Polsko-ukraiński taniec kanibali

Powiedzieć o Kijowie, że późną jesienią jest szary i nieatrakcyjny, to mało.

Aktualizacja: 16.12.2017 06:14 Publikacja: 15.12.2017 17:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Przede wszystkim jest nieprzewidywalny, bo historię tworzy się na Ukrainie pod koniec listopada, kiedy jest chłodno, mokro, wieje wiatr, a na drzewach w ogóle nie ma już liści. Właśnie wtedy jakoś najlepiej udają się rewolucje. Pomarańczowa wybuchła 22 listopada 2004 roku, tuż po sfałszowanych wyborach prezydenckich, w których starli się Juszczenko i Janukowycz. Na ulice wyszły tysiące ludzi. Majdan stał się areną masowych protestów. Efektem były powtórzone wybory, w których wygrał lider „pomarańczowych" Wiktor Juszczenko. Kijowska ulica triumfowała, naród liczył na zmiany, ale się ich nie doczekał. Za to syn prezydenta zaczął zachowywać się jak oligarcha, a on sam poświęcił się serdecznemu pielęgnowaniu pamięci o OUN i UPA.

Minęło dziewięć szarych i beznadziejnych lat i znów o swoje upomniała się ukraińska jesień. Niemal w rocznicę pomarańczowej rewolucji, 21 listopada 2013 roku, na kijowskim Majdanie znów zaczął się „dym". Tym razem początkiem była pokojowa demonstracja pod europejskimi flagami, a końcem barykady, zdradzieckie strzały snajperów, „niebiańska sotnia", ucieczka Janukowycza do Rosji i wybory, w których wybrano proeuropejskiego deputowanego Petro Poroszenkę. Kijowska ulica głęboko odetchnęła i zachłysnęła się nadzieją. Uwierzyła w Europę, demokrację, jasną przyszłość i koniec oligarchów. Tyle że na czele państwa stanął jeden z nich, właściciel gigantycznego majątku, i jakoś nikt nie widział w tej koniunkcji twardych faktów i nadziei sprzeczności.

I znów minęło kilka szarych, zmarnowanych lat i mamy dopominającą się swoich praw jesień. Po kijowskich ulicach goni zwariowany Gruzin, wybiega na dach apartamentowca, grozi, że skoczy. Potem wiecuje na ulicach, zapowiada obalenie władz. Aresztowany przez bezpiekę, odbijany przez zwolenników, znów aresztowany twierdzi, że obali oligarchię i przywróci godność wymęczonym korupcją ludziom. A czy ktoś pamięta, że w swoim kraju jest ścigany listem gończym, że za parawanem haseł o walce z korupcją skutecznie budował własny układ oligarchiczny, że przez to przegrał?

Historia jest jak zdarta płyta. Powtarza się w Kijowie co kilka sezonów. Powtarza się, ale nic albo prawie nic nie zmienia. Tak się składa, że jestem tego żywym świadkiem. Byłem na pierwszym Majdanie i na drugim. Manifestowałem z „pomarańczowymi" i relacjonowałem z centralnego placu w Kijowie na żywo wydarzenia 21 listopada 2013. Byłem tam i pod koniec listopada tego roku. Chłód i deszcz jak zawsze. Smutno i szaro, tylko Saakaszwili nie zdążył jeszcze zaszaleć. Miałem wrażenie, że czas się cofnął. Ci sami ludzie i te same dylematy. Garnitury nieco nowsze, ale wciąż te same wzajemne przekonywanie się, że trzeba reformować i zmieniać, walczyć z korupcją i oligarchią. Ale jak, kiedy to takie trudne. Mamy zdolną młodzież i potencjał. Ale prywatyzować? Czyż to nie wyprzedaż majątku narodowego? A może pójść śladem Chińczyków i budować wschodnią hybrydę socjalistycznego kapitalizmu.

Nie brakowało argumentów ani kanapek, a koniak i wino podano już do obiadu. Atmosfera byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie wojna, dramatyczny stygmat wiszący nad każdą debatą o zmianach. Jak można reformować kraj w czasie wojny? To niemożliwe. Potrzebujemy wsparcia i współczucia. Każdy argument dobry, by niczego nie zmieniać. Ale był i nowy wątek. Polska i Polacy. Z jednej strony przywoływany co chwila wzór reform i symbol sukcesu, z drugiej sprawca kolejnej serii narodowych nieszczęść, matecznik nacjonalizmu i antyukraińskości. Możliwe, że właśnie ze względu na ten nowy klimat naszych relacji byłem w konferencyjnej sali jedynym Polakiem, który musiał słuchać o represjach, burzeniu pomników UPA i profanacjach. Trudno było nie mieć wrażenia, ze rodzi się nowa obsesja.

A jednak trzeba z nią walczyć – przekonywałem. Mamy zbyt wiele wspólnych interesów i sukcesów, by narażać bilateralne relacje na szwank. Wspaniale współpracują instytucje, miliony Ukraińców pracują na wzrost polskiego PKB, szanujemy się, lubimy. A coraz częściej czujemy się jak zwarci w tańcu kanibale z wrogich plemion. Byłoby ponurym żartem historii i najgłupszym z możliwych absurdów, gdyby to, co naprawdę ważne spłonęło na ołtarzu rozbieżnych polityk historycznych. Jakiż byłby to nonsens. Nie wiem, czy szczerze, ale bili brawo. Wspomniałem o tej ważnej sprawie w apelu do nowego premiera. Prezydent Andrzej Duda został w środę przyjęty w Charkowie przez Petra Poroszenkę. Powitał go jeszcze na pokładzie polskiego samolotu rządowego. W dyplomacji to dowód najbliższej zażyłości.

Jest szansa na przerwanie tego tańca? A może fatalizm kijowskiej jesieni przynajmniej raz przysłuży się wspólnej sprawie. Znów padnie wyświechtane słowo „nadzieja". ©?

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał