12 września pierwszy sezon sześcioodcinkowego serialu o gościach ekskluzywnego ośrodka all inclusive według pomysłu i reżyserii Mike'a White'a dla HBO zdominował 74. galę nagród Emmy, zdobywając aż dziesięć wyróżnień. To powiększało i tak spory kredyt zaufania widzów przed premierą drugiego sezonu 30 października. „Biały Lotos” wciąż ogląda się przyjemnie, trudno jednak powiedzieć, że rozbudzony apetyt jest zaspakajany. Koncept jest świetny: większość z nas pracuje, by nie powiedzieć haruje, również dlatego, żeby w końcu pojechać na wakacje, a jeśli ktoś nie jest globtroterem lub pustelnikiem oferta all inclusive połączona z pięknym miejscem to jest to o czym marzymy. Nie pamiętając, że po całym roku orki poza domem spędzenie wolnego czasu z bliskimi czy rodziną przynieść może również nieoczekiwane sytuacje, które serialowym bohaterom sprawiają raczej kłopoty. Dopiero podane w komediowej formie mogą nas bawić, zwłaszcza wtedy, gdy zapomnimy, że po gogolowsku „z samych siebie się śmiejemy”.

Czytaj więcej

„White Lotus” tym razem na Sycylii

Pierwszy sezon wywołał skojarzenia z dawnym telewizyjnym hitem „Hotel Zacisze”, gdzie monthopythonowiec John Cleese grał hotelarza, pełnego dobrych chęci, ale ostatecznie przypominającego słonia w składzie porcelany, który chcąc pomóc gościom wyrządzał im niedźwiedzie przysługi. „Biały Lotos” wyszedł poza ramy sitcomu podejmując w pejzażu Hawajów grę z modnymi treściami o walce z wykluczeniami.  Ekskluzywny hotel nawet w „Czarodziejskiej górze” Manna jest dobrym sposobem, by prześwietlić społeczne nierówności, zawsze są bowiem apartamenty droższe i tańsze pokoje, zaś gości musi obsługiwać personel, który może tylko popatrzyć na „burżujskie życie”. Przewrotność produkcji Mike’a White’a polegała na tym, że uruchamiając intrygę wokół pewnego naszyjnika, pokazując rodziny i małżeństwa, które pełne są dysonansów – nie karmił nas łatwym happy endem, tylko pokazywał, że choć czas kolonializmu minął, potomkowie niewolników, plemion podbitych, pochodzący z biedniejszych rodzin albo kamuflujące się mniejszości seksualne wciąż będą mają trudniej. Jednocześnie zyskują świadomość, że świat do którego aspirują potrafi dostarczyć jeszcze większego zawodu, biorąc pod uwagę, że po zdobyciu społecznego szczytu chce się tylko skoczyć w przepaść.

W drugiej serii pożegnalną kąpiel w morzu zakłóca pływający w wodzie trup. Potem cofamy się kilka dni wstecz, czekając na rozwiązanie zagadki. I tym razem możemy oglądać ekscentryczną Jennifer Coolidge z mężem poznanym na Hawajach. To jedyna para, która przetrwała w obsadzie. Reszta bohaterów związana jest m. in. z miejscem akcji. Mamy więc przedstawicieli amerykańskich Sycylijczyków – dziadka, ojca i syna, którzy przyjeżdżają odwiedzić lub poznać ziemię ojców. Są też dwie pary, z których jedna demonstruje szczęście w małżeństwie, zaś druga nieporozumienia na tle seksualnym. Jednak nie warto dać się zwieźć pozorami, zwłaszcza gdy głównym tematem drugiego sezonu jest gra tocząca się wokół wierności i zdrady. Z naciskiem na tę drugą, w czym wydatnie pomaga wprowadzenie do środowiska hotelowych gości młodej lokalnej piękności, która nie ma oporów, by zarabiać jako prostytutka, i jej muzycznie uzdolnionej koleżanki z większymi oporami, zauważającej niestety, że także w sztuce robi się kariarę przez łóżko.