Ostatnio zorientowałam się, że czytam głównie po niemiecku. Trochę z konieczności – do recenzji i przekładów. To chyba częsty problem tłumaczy: dominuje u nich język, z którego przekładają, a przecież warto też sięgać po polskie książki. Na szczęście trafiłam niedawno na kilka tytułów, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Pierwszy to „Wejście” Stefana Hertmansa (wyd. ArtRage) w przekładzie Alicji Oczko. Tematycznie bliska temu, czym się zajmuję, choć została przełożona z niderlandzkiego. Przekład jest znakomity. Czytałam wcześniej „Wojnę i terpentynę”, więc to moja druga książka Hertmansa. Autor łączy historię z dramatem rodzinnym. Główny bohater, Willem Verhulst, był flamandzkim członkiem SS. Pokazane są narodziny flamandzkiego nacjonalizmu i decyzje prowadzące do współpracy z III Rzeszą. Jego żona, osoba religijna i pacyfistyczna, stoi po zupełnie innej stronie. Mąż ją zdradza, dzieci patrzą na wszystko własnymi oczami. To dramat wielowymiarowy – książka naprawdę mocna i poruszająca.
Czytaj więcej
Każdy odcinek „The Studio” nakręcono jako jedno nieprzerwane ujęcie – majstersztyk.
Druga to „Bílá Voda” Kateřiny Tučkovej (wyd. Afera) w przekładzie Julii Różewicz. Przeczytałam pierwszy tom, drugi właśnie się ukazał. W oryginale to jedna książka, ale w polskim wydaniu została podzielona. Tučková pisała ją dziesięć lat, tłumaczenie Różewicz zajęło dwa – i to się czuje. Głównym wątkiem są losy zakonnic w Czechosłowacji, prześladowanych po wojnie przez reżim komunistyczny. Temat zupełnie mi nieznany. Autorka wykonała ogromną pracę badawczą – pisze o szykanach, ciężkiej pracy, torturach, ale też o sile tych kobiet, ich walce o niezależność, także wobec kościelnych struktur, które czasem ulegały reżimowi. To książka mocna, świetnie napisana, wciągająca.
Seriali nie oglądam – nie mam nawet Netfliksa. Filmy – raczej starsze. Ostatnio wróciłam do „Good bye, Lenin!”, który pokazałam moim córkom. I zrobił na mnie większe wrażenie niż kiedyś. Świetnie zrealizowany, inteligentny film, a przy tym mocno związany z tematyką NRD, dziś znów obecną w literaturze niemieckiej. Z nowszych rzeczy poruszył mnie film „Aida” – o masakrze w Srebrenicy. Historia opowiedziana z perspektywy kobiety, która próbuje ocalić rodzinę, pracując jednocześnie jako tłumaczka dla ONZ. Film bardzo mocny, niełatwy, ale ważny. Dla przyjemności często wracam do zespołu Kafka Band, w którym gra Jaroslav Rudiš, autor, którego również tłumaczę. Tworzą muzykę inspirowaną tekstami Kafki, śpiewają po niemiecku i czesku. Sięgają po fragmenty z „Zamku”, „Ameryki” i „Procesu”. To coś zupełnie innego – i bardzo ciekawego.