Alicja Gołąb zatrudniona jako główna księgowa w małopolskim zakładzie przewozów regionalnych PKP kilka dni po swoich 55. urodzinach miała pojechać do centrali w Warszawie, by odebrać odznaczenie za 35 lat pracy na kolei. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast medalu dostała zwolnienie.
Na nic zdały się argumenty, że właśnie skończyła kolejne studia podyplomowe z Międzynarodowych Standardów Rachunkowości. Koniec 2004 r. to był czas, gdy cała Polska przystosowywała się do członkostwa w Unii Europejskiej. Główna księgowa nie chciała być gorsza, sfinansowała więc dokształcanie z własnej kieszeni. Jak się później okazało, na jej miejsce przyjęto osobę znacznie młodszą, która dopiero kończyła wieczorowe studia z ekonomii.
[b]Uzasadnieniem zwolnienia jej z pracy był zwyczaj panujący w tym oddziale PKP, że osoby, które spełniły już warunki do uzyskania kolejarskiej emerytury, żegnały się z zakładem. Alicja Gołąb nie chciała odchodzić na emeryturę.[/b] Choć miała takie same uprawnienia jak kobiety pracujące jako konduktorki czy dyspozytorki, wykonywała znacznie lżejszą pracę biurową. Chciała więc i mogła pracować dłużej. Kilka osób zresztą tak pracowało. Niektórzy mieli nawet więcej niż 65 lat.
[srodtytul]Niższe świadczenie[/srodtytul]
Po przejściu na emeryturę otrzymała z ZUS świadczenie w wysokości jednej trzeciej dotychczasowych zarobków. Zdecydowała się na skierowanie sprawy do sądu, gdyż zwolnienie nastąpiło, gdy była u szczytu swych możliwości. [b]Zażądała odszkodowania za dyskryminację. Dłuższa praca oznaczałaby przecież dla niej wyższą emeryturę. Gdyby nie zwolnienie w 2004 r., miałaby obecnie prawo do emerytury wyższej o co najmniej jedną czwartą.[/b] W ostatnich latach znacznie wzrosła bowiem kwota bazowa, od której jest liczone to świadczenie. Zwiększyły się także zarobki na kolei.
[srodtytul]Ważny sygnał dla szefów[/srodtytul]