[b]Tak wynika z uchwały Sądu Najwyższego z 9 czerwca 2009 r. (sygn. II PZP 6/09)[/b], która zapadła w sprawie Mariana O.
Na początku 2003 r. został on dyscyplinarnie zwolniony z pracy pod ciężkimi zarzutami, jakoby pobierał korzyści majątkowe od kontrahentów firmy, w której pracował. W zamian miał podpisywać z nimi umowy na roboty budowlane. Sąd, do którego zainteresowany się odwołał, stwierdził, że spółka nie udowodniła jego przewin, w związku z czym nie było podstaw do wręczenia mu dyscyplinarki.
W wyniku apelacji spółki sąd wyższej instancji orzekł, że zamiast przywrócenia do pracy Marian O. powinien dostać odszkodowanie za bezprawne zwolnienie (w wysokości trzykrotności jego dotychczasowych zarobków, czyli 32 100 zł). W czasie procesu jego umowa o pracę dobiegła bowiem końca, nie było więc dla niego etatu, na który mógłby wrócić.
W ciągu niespełna roku od wygranej Marian O. zdecydował się złożyć kolejny pozew przeciwko byłemu pracodawcy, oparty tym razem na przepisach kodeksu cywilnego. Chodziło o wypłatę 331 tys. zł z tytułu utraconych zarobków oraz 1 mln zł zadośćuczynienia. Mężczyzna zażądał także oficjalnych przeprosin w obecności osób, przy których zostało mu wręczone wypowiedzenie, oraz umieszczenia ogłoszeń z przeprosinami w ogólnopolskiej prasie. Stwierdził bowiem, że bezpodstawne zarzuty, które postawił mu pracodawca, podważyły jego dobre imię. Dlatego przez dwa lata nie mógł znaleźć żadnej pracy.
Sąd okręgowy nie uwzględnił tych żądań, gdyż stwierdził, że kodeks pracy przewiduje w takiej sytuacji zryczałtowane odszkodowanie w wysokości trzykrotności pensji, jakie powód otrzymał już w wydanym wcześniej wyroku. Według SO nie ma podstaw do przyznania mu wyższego odszkodowania w myśl ogólnych zasad przewidzianych w [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=739108DAB07C8305D14739C22ED325D2?id=70928]k.c.[/link] (np. art. 415).