Elżbieta K., zawodowa tłumaczka, zatrudniła się w firmie handlowo-usługowej na umowę na czas określony. Przez prawie dwa lata wynotowała sobie niemal 450 nadgodzin. Kiedy pracodawca rozwiązał z nią umowę, wystąpiła do sądu o wynagrodzenie za nadgodziny. Sąd Najwyższy nie uwzględnił jednak skargi kasacyjnej firmy (sygn. II PK 345/07).
Okazało się, że w myśl zawartej umowy została zatrudniona w wymiarze czasu wynoszącym osiem godzin dziennie i 40 tygodniowo, a jej obecność w pracy była odnotowywana na liście obecności prowadzonej przez pracodawcę. Jednak faktyczne wykonywanie przez nią obowiązków łączyło się z pracą w późnych godzinach, a nawet w święta ustawowo wolne. Jej czas pracy był uzależniony od kontaktów kierownictwa firmy z zagranicznymi kontrahentami. Często wyjeżdżała także na zagraniczne giełdy, gdzie firma oferowała swoje produkty.
Na podstawie zeznań świadków oraz notatek tłumaczki sąd przyznał jej ponad 12 tys. zł wynagrodzenia za pracę w nadgodzinach, a także w dni wolne i w porze nocnej. Sąd rejonowy uznał, iż z tego względu, że firma nie prowadziła żadnej ewidencji czasu pracy powódki w godzinach nadliczbowych, musiał się oprzeć na takim nietypowym dowodzie.
Firma złożyła apelację, w której dowodziła, że nie można uznać za czas pracy okresów, w których Elżbieta K. przebywała na terenie firmy lub w domu, pozostając w gotowości do pracy, ani czasu przejazdu, w którym nie świadczyła pracy, lecz była wyłącznie pasażerem. Zdaniem spółki dodatkowe wynagrodzenie za godziny nadliczbowe przysługuje zatrudnionemu jedynie wówczas, gdy faktycznie świadczy on pracę. Dlatego sama gotowość do jej wykonywania nie może być traktowana na równi z pracą w godzinach nadliczbowych, choćby nawet przypadała ona poza ustalonym dla danej osoby czasem pracy.
Sąd okręgowy był jednak innego zdania. Uznał, że firma nie tylko nie wykazała, ile godzin przepracowała Elżbieta K. w czasie zatrudnienia, ale także – że charakter tego zatrudnienia był inny niż ten, który w procesie wskazuje pracodawca. Z argumentacji firmy wynika bowiem, że traktuje to zatrudnienie tak, jakby odbywało się w systemie zadaniowym, podczas gdy z umowy o pracę wynikają stałe godziny zatrudnienia zainteresowanej.