Inaczej mówiąc, o wyniku sądowej batalii decydują zwykle wcześniej ustalone okoliczności, zwłaszcza korzystne fakty i zgromadzone dowody.
Wiele spraw sądowych wynika ze zdarzeń, na które mieliśmy niewielki wpływ, jak wypadek samochodowy nie z naszej winy, ale i w nich nasze zachowanie nie jest bez znaczenia. Ważne jest np., jak się zachowaliśmy po wypadku i czy zabezpieczyliśmy odpowiednio dowody: oświadczenie sprawcy o winie, zdjęcia uszkodzeń, a gdy trzeba, wezwanie policji.
Wiele sporów, a być może nawet większość, wynika jednak z jakichś niezrealizowanych przez nas czy naszego kontrahenta umów, jak niedokładnie naprawione auto czy kanalizacja w łazience. Wiele problemów rodzą niekorzystne dla jednej ze stron postanowienia umowy, choćby w chwili negocjacji i podpisywania wydawały się w porządku.
Pewna spółka np. podpisała umowę na zakup energii elektrycznej z ceną gwarantowaną, ale przewidziano w umowie ogólnie, że „w przypadku istotnych zmian na rynku" sprzedawca może jednostronnie zmienić cennik, z czego w krótkich odstępach czasu skorzystał dwukrotnie. Umowa osłabiła więc pozycję odbiorcy i zwiększyła jego koszt rozstania ze starym dostawcą.
Inny przykład z ostatnich dni to sprawa przed Sądem Najwyższym, gdzie wykonawca robót budowlanych domagał się zrefundowania mu wydatków za prace przekraczające pierwotne zamówienie (publiczne). Ich wykonania nie zabezpieczył jednak pisemnym aneksem. W tej sytuacji nie może żądać od inwestora pełnego wynagrodzenia, tylko zwrotu bezpodstawnego wzbogacenia. A to słabsza podstawa prawna i mniejsza zwykle zapłata, gdyż nie obejmuje m.in. zwrotu utraconego zysku (w tym wypadku ok. 15 proc. wartości zamówienia).