Prosta historia. Fryzjerka, samotnie wychowująca dziecko, u której strzygę się od lat, nie pracuje już drugi tydzień. Jeżeli w ciągu najbliższych tygodni nie wróci do salonu, straci zdolność spłacania kredytu i uiszczania czynszu. Pojawia się strach, a jej gotowość do ponoszenia kolejnych wyrzeczeń, by pomóc zwalczyć epidemię, zaczyna ustępować frustracji.
Czytaj także:
Koronawirus: rząd wprowadza zakaz wychodzenia z domu. Są wyjątki
Zaostrzenie przepisów w Polsce. Rząd zakazuje wychodzenia z domu
Zamknięcie szkół, kin czy galerii handlowych, choć dyskusyjne przy 20 chorych (tylu ich było, gdy wprowadzano pierwsze zakazy), Polacy przyjęli ze zrozumieniem. Przyszła mobilizacja społeczna, poczucie wspólnoty, odpowiedzialność za dobro wspólne. Niestety, mobilizacja może gasnąć, jeżeli zamkniętym w mieszkaniach ludziom skończą się pieniądze na życie. Gdy zagrożone będą ich miejsca pracy czy firmy. Frustracja przekształci się w złość, a ta może otworzyć drogę do łamania zakazów i restrykcji, które mają wyizolować i zdusić zarazę. I żadne słowa premiera tu nie pomogą.