Cele państwa, cele w państwie

Nic nie wiadomo, aby Piast Kołodziej z Rzepichą spisali akt fundatorski tworzonej (ponoć) przez nich Polski. Państwo bowiem nie jest podobne do spółki prawa handlowego – pisze konstytucjonalista

Publikacja: 07.01.2010 00:48

Cele państwa, cele w państwie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Problem, jaki chcę tu podnieść, może się wydawać dosyć abstrakcyjny, zwłaszcza na tle codziennych wydarzeń życia publicznego w Polsce i poza nią. Chodzi o to, czy państwo jest instytucją powstałą dla realizacji jakiegoś celu lub grupy celów czy też nią nie jest. Spotyka się bowiem pogląd, że przyrodzonym celem państwa jest urzeczywistnianie dobra wspólnego lub jakiegoś innego celu (lub grupy celów) zwykle wysoko ustawianego na drabinie wartości moralnych. W przeciwnym razie, twierdzą niektórzy, państwo nie byłoby sobą, lecz przeobrażałoby się w bandę zbójców, a w każdym razie, niewiele się od niej różniło.

[srodtytul]Organizacja i jej cele[/srodtytul]

Wchodząc na ścieżkę tych filozoficzno-politycznych dociekań, odpowiedzieć trzeba przede wszystkim, czy państwo jest organizacją powołaną przez ludzi (bóstwa, naturę) do istnienia z uprzednio założonym celem. Najpierw więc pojawia się cel, czyli obraz pożądanego przyszłego stanu rzeczy. Dopiero później, po to, aby cel ten urzeczywistnić, tworzona jest organizacja państwowa.

To prawda, zdarza się czasami tak, że ojcowie założyciele danego państwa powołują je do istnienia, by umożliwić realizację jakichś, publicznie deklarowanych – zwykle wzniosłych – celów. Tak było na przykład ze Stanami Zjednoczonymi, których pojawienie się na mapie politycznej świata łączyło się z ogłoszeniem Deklaracji niepodległości. Uzasadniała ona, dlaczego i z jakimi zamiarami na przyszłość państwo to jest tworzone. Tak też bywało z państwami Ameryki Łacińskiej, odrywającymi się w początku XIX wieku od swojej hiszpańskiej lub portugalskiej metropolii, czy też z państwami afrykańskimi tworzonymi w drugiej połowie XX wieku w miejsce byłych kolonii i dominiów europejskich.

Jednakże nie były to cele nakreślone zbyt szczegółowo. Chodziło z reguły o zagwarantowanie równości, sprawiedliwości, bezpieczeństwa, wolności i szczęścia ludziom żyjącym na terytorium tych państw. Tak np. amerykańska Deklaracja niepodległości z 1776 r. głosiła: „naród ma prawo (...) do ustanowienia nowego rządu, opartego na takich podstawach i organizującego swe władze w takiej formie, jaka wydawać się będzie najbardziej właściwa dla zapewnienia jego bezpieczeństwa i szczęśliwości”.

[wyimek]Państwo ponosi odpowiedzialność za realizowanie celów źle wybranych. Można je za to ukarać, a nawet zlikwidować[/wyimek]

Inaczej rzecz przedstawia się wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę nie tyle konkretne, wybrane państwo, zwłaszcza współczesne, ile państwo w ogóle, państwo jako zjawisko występujące w dziejach ludzkości od tysiącleci. Trudno przyjąć, aby u zarania państwowości miało miejsce wydarzenie podobne do tego, jakie towarzyszyło przygotowaniu i ogłoszeniu Deklaracji niepodległości lub innych, współczesnych jej lub późniejszych, aktów podobnego rodzaju.

Takie założenie pojawiało się w dziejach myśli politycznej, bardziej jednak jako hipoteza niż ustalenie dotyczące rzeczywistego przebiegu wydarzeń. Tak było z pewnymi odmianami teorii umowy społecznej. Umowę tę traktowano raczej jako postulat odnoszący się do sposobu zorganizowania i funkcjonowania państw już istniejących niż jako prawdziwy, choć już bardzo odległy w czasie, fakt założycielski.

[srodtytul]Zjawisko spontaniczne[/srodtytul]

Kształtowanie się państwowości było najczęściej zjawiskiem spontanicznym, ewolucyjnym i wielowiekowym i nie poprzedzały go żadne świadome ustalenia dotyczące jej celu. Spostrzeżenie to odnieść wypada na przykład do państw europejskich i azjatyckich, takich jak Francja, Anglia, Rosja, Szwecja, Dania, Chiny, Japonia i wielu podobnych. Nic nie wiadomo, aby Piast Kołodziej z Rzepichą spisali akt fundatorski tworzonej (ponoć) przez nich Polski. Państwo bowiem nie jest podobne do spółki prawa handlowego, którą partnerzy zakładają celowo i świadomie po to, by wspólnie prowadzić interesy na międzynarodowym rynku naczyń kuchennych i stołowych.

Czy jednak da się przypisać państwu, każdemu państwu, a szerzej władzy politycznej, jakieś stałe cele, zwłaszcza o wysokiej wartości moralnej? Jest to możliwe i często spotykane. „Władza polityczna powinna zapewnić uporządkowane i uczciwe życie wspólnoty, nie zastępując wolnego działania jednostek i grup, lecz normując je i ukierunkowując na realizację dobra wspólnego...” (Jan XXIII – encyklika „Pacem in terris”). „Władza polityczna, czy to we wspólnocie (...), czy też w reprezentujących państwo instytucjach, powinna być sprawowana zawsze w granicach porządku moralnego dla osiągnięcia dobra wspólnego...” (Sobór Watykański II. Konstytucja duszpasterska „Gaudium et spes”).

Zwróćmy uwagę, że w cytatach tych, a pochodzą one z ważnych dokumentów Kościoła katolickiego, nie mówi się, że „władza polityczna (a więc i państwo) działa na rzecz dobra wspólnego”, że „zapewnia uczciwe życie wspólnocie”, lecz że powinna tak działać i takie wartości, jak uporządkowanie i uczciwość w życiu wspólnoty, zapewniać. Mamy więc do czynienia z bardzo trafnym oddzieleniem tego, co jest, od tego, co być powinno – bytu od powinności.

Można zatem zapytać, czy twór, który nie zapewnia lub nie podejmuje wystarczających wysiłków, aby zapewnić realizację tych wartości, jest i może być państwem. Jest państwem, jeśli posiada własne terytorium wraz z osiadłą na nim ludnością, nad którym sprawowana jest władza suwerenna zgodnie z trójelementową definicją państwa autorstwa Georga Jellinka, niemieckiego uczonego sprzed wieku. Jest niestety państwem, bo chciałoby się, aby ponadto przyczyniało się ono do realizacji dobra wspólnego, a także wolności, sprawiedliwości, bezpieczeństwa i szczęścia swoich obywateli.

Z tego, że nagminnie się zdarza, iż twór odpowiadający powyższej definicji jest jak najdalszy od realizacji celów o charakterze moralnym, nie wynika, że państwem nie może być nazwany. Gdyby było inaczej, takim organizmom, jak hitlerowska III Rzesza, stalinowski Związek Radziecki i całej masie innych do nich podobnych – faszystowskim, totalitarnym, autorytarnym, opanowanym przez zbrodnicze kliki i kamaryle – należałoby odmówić dumnego miana „państwo”. Co więcej, niemal żadnego okresu w dziejach ludzkości nie można byłoby uznać za znający prawdziwą państwowość. Takiego myślenia chyba nikt nie zaakceptuje.

[srodtytul]Zmienne w czasie[/srodtytul]

Państwo nie ma własnego, przyrodzonego, stałego celu. Głosi, a czasami realizuje cele wybrane przez siebie już w trakcie swego istnienia. Nazywam je tu – celami w państwie. Bywają one długo- i krótkoterminowe, ekonomiczne, polityczne, społeczne, kulturalne, wyznaniowe, ekologiczne; o zasięgu jedynie wewnątrzkrajowym i międzynarodowym – dziś także globalnym, a w przyszłości może nawet galaktycznym.

Cele wyznaczane w państwie są z natury zmienne w czasie. Dziś nie jest już celem Rzeczypospolitej Polskiej wstąpienie do Unii Europejskiej, bo już jesteśmy jej członkiem, tylko uzyskanie w niej korzyści dla naszego kraju (i mam nadzieję) także dla całej Europy. Jest to zbyt, moim zdaniem, oczywiste, aby wątek ten dalej tu ciągnąć. Dodam tylko, że cel długofalowy i dotyczący podstawowych interesów państwa określany bywa jako racja stanu. Druga uwaga jest taka, iż dobrze byłoby, aby cele w państwie wybierano przy udziale obywateli. A trzecia, aby były to cele moralnie godziwe.

Z tezy, że wybór i realizacja przez państwo celów nawet moralnie odrażających nie odbiera mu przymiotu państwowości, płyną ważne konsekwencje. Państwo jest za nie odpowiedzialne przed własnymi obywatelami i przed wspólnotą międzynarodową. Odpowiedzialność taka obejmuje czyny wynikające z urzeczywistniania celów źle wybranych i z nierealizowania celów wybranych dobrze. Państwo takie można ukarać, a nawet, w skrajnym przypadku, zlikwidować (przypadek Prus). Nie może ono zasłaniać się argumentem, że to, co złe, to nie ono, bo do natury państwa przynależy działanie zgodne z celami o wysokiej wartości aksjologicznej.

Uwagę tę odnoszę do wszystkich państw, w tym do Polski, która w swoich dziejach i przy udziale ludzi, którzy nią kierowali, nie zawsze była nieskazitelna, nie zawsze wybierała cele etycznie nienaganne.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej”[/i]

Problem, jaki chcę tu podnieść, może się wydawać dosyć abstrakcyjny, zwłaszcza na tle codziennych wydarzeń życia publicznego w Polsce i poza nią. Chodzi o to, czy państwo jest instytucją powstałą dla realizacji jakiegoś celu lub grupy celów czy też nią nie jest. Spotyka się bowiem pogląd, że przyrodzonym celem państwa jest urzeczywistnianie dobra wspólnego lub jakiegoś innego celu (lub grupy celów) zwykle wysoko ustawianego na drabinie wartości moralnych. W przeciwnym razie, twierdzą niektórzy, państwo nie byłoby sobą, lecz przeobrażałoby się w bandę zbójców, a w każdym razie, niewiele się od niej różniło.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Prawne
Rafał Dębowski: Zabudowa terenów wokół lotnisk – jak zmienić linię orzeczniczą
Opinie Prawne
Fila, Łabuda: O sensie i bezsensie zmian prawnych wokół medycznej marihuany
Opinie Prawne
Joanna Ćwiek: Fiskus nie tylko dobija szpitale, zabiera też czas potrzebny na leczenie
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Morał ze skandalu na wyspie Kos
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łyk piwa za asystentów osób niepełnosprawnych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką