[b]Nie wierzę.[/b]
Naprawdę. Rozmowa o pieniądzach odbywa się raz do roku.
[b]I to wystarczy. A wracając do tych punktów, to ma pan maksimum?[/b]
Nie, nikt nie ma.
[b]Jeden z prawników kancelarii powiedział mi, że jest pan szefem od wszelakich problemów i gdyby pana zabrakło, to kancelaria mogłaby się rozpaść. A inny – że zajmuje się pan wieloma sprawami, bo lubi pan mieć wszystko pod kontrolą. Gdzie leży prawda?[/b]
Te poglądy nie są przecież przeciwstawne. Nie sądzę, żeby kancelaria rozpadła się beze mnie – nie ma ludzi niezastąpionych. Nie chcę mieć wszystkiego pod kontrolą, ale wiele rzeczy staram się mieć. Tak też postrzegam swoją rolę – jeśli nie ja, to kto?
[b]Ktoś, na kogo pan deleguje uprawnienia.[/b]
Szkopuł w tym, że nie wszyscy ludzie chcą brać na siebie odpowiedzialność – i sprawy wracają do mnie. Ze skuteczną delegacją wszędzie bywa problem. W sprawach, które mogą być załatwione bez mojego udziału, pracownicy czasem wolą coś skonsultować, podesłać…
[b]… i pan to wszystko bierze.[/b]
Tak, i to pewnie błąd. Nie mam wykształcenia menedżerskiego, więc przez lata uczę się metodą prób i błędów. Nie jestem jednak zwolennikiem arbitralności w decyzjach. Staram się tak kierować kancelarią, aby decyzje partnerów były podejmowane na zasadzie konsensusu.
[b]Jak to się stało, że akurat prawo spółek i praktyka M&A to główne specjalizacje kancelarii?[/b]
To wypadkowa doświadczeń zawodowych zarówno moich, jak i Grzegorza Domańskiego oraz Józefa Palinki. Ponad 20 lat temu wszyscy przewinęliśmy się przez ministerstwa Finansów oraz Przekształceń Własnościowych.
[b]Zaczynał pan od bycia urzędnikiem, ale też, zdaje się, był pan najmłodszym dyrektorem departamentu prawnego w administracji?[/b]
Rzeczywiście od 1989 r. pracowałem dla rządu Mazowieckiego. Najpierw w Ministerstwie Finansów w biurze pełnomocnika rządu ds. przekształceń własnościowych, a potem w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych i w Ministerstwie Skarbu. W wieku 26 lat zostałem wicedyrektorem w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych i odpowiadałem za całą prawną stronę prywatyzacji kapitałowej w Polsce. Z tamtych czasów mam jeszcze glejt, który niezmiennie wywołuje uśmiech na mojej twarzy – „pełnomocnika ministra skarbu ds. przemysłu cementowego w Polsce”.
[b]Porzucił pan jednak cement i trafił do kancelarii, w której trzeba było pracować ze wspólnikami dużo bardziej doświadczonymi. Nie miał pan kompleksów?[/b]
Przez lata byłem najmłodszym ze wspólników. Współzakładałem kancelarię jako aplikant.
[b]To było możliwe?[/b]
Wtedy tak, bo można było być spółką z o.o. Kompleksów chyba nie miałem, ale pamiętam, że kiedy już byłem na aplikacji, to często zbierałem cięgi od moich wspólników, którzy na niej wykładali. „Znowu nie byłeś na zajęciach” – słyszałem. Odpowiadałem zwykle, zgodnie z prawdą, że ktoś musiał pracować.
[b]Pozostali czołowi partnerzy dołączyli chyba w różnym czasie?[/b]
Tak. Grzegorz Domański w 1997 r., a Józek Palinka – w 1999. Obaj dołączyli 1 kwietnia!
[b]Wygląda na to, że ten prima aprilis wyszedł wam jednak na dobre, skoro tyle lat pracujecie razem. A kto z kim przestaje… Podobno prof. Domański namawiał pana na robienie doktoratu?[/b]
To prawda, wiele razy suszył mi głowę. Ja jednak nie mam żadnych ciągot akademicko-naukowych. Najbardziej lubię czystą praktykę. Praca dla dużych polskich przedsiębiorców oznacza często trudne transakcje, ale i spotykanie niezwykle ciekawych – choć bywa, że niełatwych – ludzi. I ja ten czynnik ludzki bardzo lubię.
[b]Czy klienci żądają czasem rzeczy niemożliwych?[/b]
Rzadko. Zwykle potrzebują, jak to się off the record mówi w naszym środowisku, tzw. dupochronów. Czyli np. opinii, która usprawiedliwi jakąś decyzję podjętą przez firmę.
[b]No ładnie. A jak się mają te „dupochrony” do „pryncypialnego stanowiska w zakresie stosowania prawa i wartości etycznych”, o którym można przeczytać na stronie kancelarii? Zdarzyło się panu naginać prawo lub zasady dla klienta?[/b]
Prawa nagiąć się nie da. Czym innym jest jednak kreatywne podejście do problemu. Czasem wymyślamy niestandardowe rozwiązanie prawne, którego słuszności jesteśmy w stanie bronić do ostatniej kropli krwi… przed Sądem Najwyższym czy prokuratorem. Wykluczone jest natomiast sporządzanie opinii pod tezę klienta.
[b]A co z etyką?[/b]
Niestety, jest sporo zasad etyki naszego zawodu, które kompletnie nie przystają do życia i sposobu wykonywania zawodu przez adwokatów czy radców, zwłaszcza w dużych kancelariach.
[b]Jakie to zasady?[/b]
Chociażby te dotyczące tajemnicy zawodowej. Może z niej zwolnić tylko sąd, ale klient, którego tajemnica dotyczy – nie. W efekcie dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Tak np. organy ścigania prowadzą postępowanie dotyczące jakiejś transakcji, a ja, będąc prawnikiem ją prowadzącym, nie mogę zostać przesłuchany! Jeśli klient mimo to prosi mnie np. o złożenie wyjaśnień w prokuraturze, ja w jego interesie zawsze to robię. Tak więc wielokrotnie i świadomie łamałem obowiązek zachowania tajemnicy, jeśli służyło to klientowi.