Nowelizacja [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=52C7B6CFB30C10F6EC8D10B08E72C1E1?id=182079]ustawy o CBA[/link], nad którą rząd pracował ponad rok, miała rozwiązać problem niekonstytucyjności niektórych jej przepisów, o czym 23 czerwca 2009 r. [b]orzekł Trybunał Konstytucyjny (K 54/07; DzU nr 105, poz. 880)[/b]. Niewykonanie w terminie tego orzeczenia spowodowało, że od 3 lipca 2010 r. podstawy prawne działania CBA stały się dziurawe.
[srodtytul]Bez definicji korupcji[/srodtytul]
Zgodnie z rządowym projektem ustawy (druk nr 3113) w art. 1 mają być uchylone ust. 3 i 4, co oznacza wykreślenie dwóch definicji: “korupcji” i “działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa”.
Trybunał stwierdził: “w zakresie, w jakim za korupcję w sektorze prywatnym uznaje ustawa zachowanie jakiejkolwiek osoby niepełniącej funkcji publicznej, nie zawężając tego określenia za pomocą przesłanek szkodliwych społecznie odwzajemnień, jest niezgodna z Konstytucją RP”. I dalej: także dlatego, że “używa wyrażeń niejasnych znaczeniowo, oraz na skutek wysłowienia uchybiającego wymogom logiki formalnej”.
W ocenie projektodawcy uchylenie przepisu definiującego korupcję oznacza wyjście naprzeciw orzeczeniu TK. Przy czym idzie znacznie dalej, niż wynika to z przywołanych tez orzeczenia. Zamiast przygotować definicję odpowiadającą tym tezom, projektodawca wybiera rozwiązanie radykalne. Ruguje z ustawy definicję korupcji.