Ratuj się, kto może!
Na łamach „Rzeczpospolitej" z 12 maja („Bez słuchania lekarzy nie wyleczmy choroby!") przewidywaliśmy, że rezultatami decyzji Ministerstwa Zdrowia będą odejścia personelu i paraliż szpitali jednoimiennych. Postulowaliśmy pilną reorganizację działania tych szpitali. Ta nie nastąpiła, a nasze przewidywania niestety okazały się trafne.
Wśród personelu szpitali jednoimiennych panuje nastrój, jak wśród załogi Titanica po zderzeniu z górą lodową. Próbom ratowania czego się da towarzyszą stres i panika. Dalsze losy szpitali jednoimiennych pozostają niewiadomą, dlatego morowy nastrój udziela się personelowi i kierownictwu. Przyczyną katastrofy nie jest sama epidemia, lecz fatalne w skutkach decyzje decydentów politycznych. Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się bez żadnego planu poświęcić do walki z chorobą największe szpitale w województwach. Zignorowano to, że przed epidemią każdego miesiąca szpitale te realizowały tysiące zabiegów specjalistycznych.
W wyniku nerwowych ruchów Ministerstwa Zdrowia pacjentów, którzy nie są chorzy na Covid-19, pozbawiono dostępu do normalnej opieki medycznej, natomiast pracujący w szpitalach jednoimiennych lekarzy specjalności nieprzydatnych do walki z tą chorobą skazano na depresyjną bezczynność w zakresie swoich specjalności. Oddziały specjalistyczne w takich szpitalach (m.in. chirurgii, ortopedii, okulistyki, laryngologii, ginekologii i położnictwa) nie wykonują obecnie praktycznie żadnych zabiegów, a wysokiej klasy sprzęt wart miliony złotych stoi nieużywany. Pacjenci z koronawirusem okazują się najdroższymi pacjentami na świecie. Nadto, lekarze-rezydenci odbywający szkolenia specjalizacyjne pod okiem specjalistów na takich oddziałach nie mogą wykonywać procedur związanych z tym szkoleniem. To ogromne marnotrawstwo środków i czasu lekarzy-specjalistów, do których dostęp w czasach epidemii jest poważnie ograniczony.
Problemy te ilustruje przykład oddziału położniczo-ginekologicznego (nominalnie 70 łóżek, obecnie 20) w szpitalu wojewódzkim MEGREZ w Tychach (woj. śląskie) – jednostce o drugim, wysokim stopniu referencyjności. Większość przebywających na tym oddziale pacjentek z koronawirusem trafiła tu z innych oddziałów, gdzie chwilowo brakuje dla nich miejsc. Nie są to pacjentki wymagające opieki ginekologiczno-położniczej (specjalistycznej). Na oddziale tym przed epidemią hospitalizowano około 350-400 pacjentek, odbierano około 120-130 porodów, wykonywano około 50 operacji (w tym onkologicznych). Obecnie przyjęć w miesiącu jest zaledwie kilka, choć przecież ludzie nie przestali nagle chorować. Wedle naszej wiedzy w podobnej sytuacji jest wiele oddziałów specjalistycznych w szpitalach jednoimiennych w całym kraju.