Adam Dyrda o walce z koronawirusem: Bez słuchania lekarzy nie wyleczymy choroby!

Nieuwzględnienie postulatów środowisk medycznych spowoduje, że ofiarami epidemii będą pacjenci, którzy nie chorują na Covid-19.

Aktualizacja: 17.05.2020 06:54 Publikacja: 17.05.2020 00:01

Adam Dyrda o walce z koronawirusem: Bez słuchania lekarzy nie wyleczymy choroby!

Foto: Adobe Stock

Niejasna sytuacja pracowników szpitali jednoimiennych (zakaźnych) sprawia, że wielu z nich w desperacji rozważa rezygnację z pracy. Ministerstwo Zdrowia bez konsultacji ze środowiskiem wydaje kolejne rozporządzenia. Problemy rodzą m.in. niejasne zasady przedłużania zatrudnienia z personelem szpitali, zakaz pracy lekarzy poza szpitalami, zmniejszanie godzin zatrudnienia i niewykorzystanie doświadczenia lekarzy o specjalizacjach nieprzydatnych do leczenia koronawirusa. Lekarzy i pracowników służby zdrowia postawiono w trudnej sytuacji, a pacjentów pozbawiono dostępu do usług medycznych.

W kamasze

Pod koniec kwietnia minister zdrowia wydał rozporządzenie zakazując lekarzom ze szpitali zakaźnych świadczenia usług medycznych w innym miejscu. Jedynie w drodze uznaniowej decyzji dyrektor wojewódzkiego oddziału NFZ może udzielić lekarzowi zgody na taką pracę. To budzi zastrzeżenia, bo systemowo ogranicza pacjentom dostęp do zaufanych lekarzy, z których usług korzystali od lat. A u starszych i doświadczonych lekarzy ze szpitali frontowych budzi obawy zaprzepaszczenia wieloletniego dorobku.

Ogólny zakaz pracy nie ma sensu, bo lekarze ze szpitali jednoimiennych są znacznie lepiej zabezpieczeni przed zakażeniem niż ci z innych placówek ochrony zdrowia. Znakomita większość zakażonych koronawirusem to lekarze ze szpitali innych niż zakaźne. Lekarze w szpitalach jednoimiennych zasadniczo przed epidemią pracowali na oddziałach chorób zakaźnych i zajmowali się na co dzień chorymi na choroby cięższe i bardziej zaraźliwe niż Covid-19. Nie mieli zakazu pracy i pracowali w poradniach chorób zakaźnych, a nawet i w POZ. By zapewnić bezpieczeństwo wszystkim pacjentom wystarczy regularne testowanie personelu medycznego pracującego w szpitalach jednoimiennych i zapewnienie odpowiednich środków ochrony osobistej.

Wprowadzony zakaz pracy bez określonej ustawowo słusznej rekompensaty ani możliwości prawnego odwołania się od objęcia tym zakazem, jest nie tylko nieracjonalny, lecz i niekonstytucyjny. Rząd chce zapewnić lekarzom ze szpitali jednoimiennych ograniczone gwarancje finansowe w formie wypłacanej przez NFZ rekompensaty. Może ona jednak nie wystarczyć na utrzymanie zamkniętych gabinetów prowadzonych przez lekarzy objętych zakazem. Pieniądze nie zastąpią braku praktyki w specjalizacji, która jest szczególnie istotna u lekarzy przeprowadzających zabiegi operacyjne.

Lekarze objęci zakazem pracy mogą udzielać świadczeń zdrowotnych tylko pacjentom z podejrzeniem Covid-19. Skoro jednak wszyscy obywatele mają nosić maski na ulicach, to każdy jest „podejrzany". W wymiarze zawodowym traktuje się zaś lekarzy ze szpitali jednoimiennych jak trędowatych, podczas gdy są najlepiej przed chorobą zabezpieczeni.

Na te i inne wady rozporządzenia o zakazie pracy wskazywała wcześniej Naczelna Rada Lekarska, lecz zignorował ją minister Szumowski, także przecież lekarz.

Dyrektorzy szpitali i wojewodowie grożą, że po złożeniu wypowiedzenia lekarze otrzymają nakazy pracy. Odżyło popularne hasło „lekarze w kamasze". Pojawia się jednak pytanie, czemu groźby przymusowej pracy w jednostkach jednoimiennych kieruje się do lekarzy, których specjalizacja i doświadczenie nie są szczególnie przydatne do walki z koronawirusem? Dlaczego do pacjentów z koronawirusem, rzadko wymagających dodatkowej opieki specjalistycznej (poza pulmonologiczną, internistyczną, anestezjologiczną), kieruje się lekarzy innych specjalizacji, którzy powinni ratować zdrowie i życie pozostałej ludności?

Nagła zamiana miejsc

Większość lekarzy w szpitalach frontowych ma specjalizacje bez związku z leczeniem chorób płuc. Kierowanie do walki z koronawirusem urologów, okulistów czy ginekologów przypomina posyłanie w podniebny bój marynarzy łodzi podwodnej: to gwarancja sromotnej porażki w powietrzu i na morzu. Lekarz bez dostępu do praktyki w swej specjalizacji szybko wychodzi z wprawy, a wykształcenie specjalisty to wieloletni i kosztowny proces.

Wedle danych MZ liczba specjalistów chorób zakaźnych wykonujących zawód w kraju to niewiele ponad 1200 lekarzy, w większości w wieku powyżej 60 lat. Na efekty niedawnego dodania specjalizacji zakaźnej do grupy specjalizacji priorytetowych będziemy czekali latami. Znaczy to, że potrzebujemy nie rozwiązań tymczasowych, lecz kompleksowej i skonsultowanej ze środowiskiem strategii radzenia sobie z tym niedoborem. Rozwiązaniem byłoby skierowanie do pracy w szpitalach jednoimiennych młodszych lekarzy rezydentów, wsparte zabezpieczeniem finansowym i gwarancją szybszego uzyskania dodatkowych kwalifikacji zawodowych (np. specjalizacji z chorób zakaźnych, wewnętrznych czy anestezjologii). Pracę tę należałoby też zaliczyć w poczet specjalizacji głównej, wyłączając zastrzeżenie o konieczności wykonania procedur dla rezydentów pozostałych specjalności, np. chirurgii czy ginekologii i położnictwa. Nie można przecież „nadrobić" operacji usunięcia wyrostka robaczkowego czy cięć cesarskich lub asyst przy porodach. Zasadne jest też ograniczenie czasu zatrudnienia w szpitalach jednoimiennych (np. do maksymalnie trzech miesięcy). Inaczej kierowanie wybranych lekarzy do pracy w szpitalach jednoimiennych jest po prostu niesprawiedliwe.

Atmosferę pogarsza to, że wielu pracownikom jednostek jednoimiennych zaproponowano aneksy do umów o pracę, sprzeczne z podstawowymi zasadami kodeksu pracy.

I co dalej?

Szpitale jednoimienne przed przekształceniem stanowiły czołowe placówki w swoich rejonach. Obecnie sprzęt o wartości milionów złotych stoi nieużywany. Lekarze nie wykonują zabiegów specjalistycznych, pracują w ograniczonym trybie dyżurowym, ich możliwości i doświadczenie pozostają niewykorzystane. Leczenie większości pacjentów z koronawirusem nie wymaga wiedzy medycznej, którą ci specjaliści posiadają. Wielu ludzi zachoruje albo umrze w domu, bo nie dostaną się na czas do lekarza, gdyż długie już przed epidemią kolejki jeszcze się zwiększą. Zapowiadany przez min. Szumowskiego powrót do planowych przyjęć w pozostałych szpitalach spowoduje przeciążenie ich personelu i doprowadzi do wydłużenia kolejek.

Funkcjonowanie szpitali jednoimiennych wymaga poważnej reorganizacji. Wolne zasoby powinno się wykorzystać do obsługi pacjentów niecovidowych. Zasadne jest wydzielenie w jednostkach jednoimiennych części zakaźnej i ogólnodostępnej, która będzie obsługiwała zwykłych pacjentów. Ideałem byłoby natomiast, gdyby każdy polski szpital dysponował choćby niewielką częścią zakaźną. Należy dążyć do tego, by każdy pacjent był traktowany jako potencjalnie zakaźny, co znacznie ograniczy transmisję wirusa wśród pacjentów i personelu medycznego.

Zaproponowany system rekompensat dla lekarzy z zakazem pracy rodzi dla państwa koszty większe niż konieczne do zwalczania epidemii. W szpitalach jednoimiennych poza doświadczonym personelem kierowniczym należy zatrudnić raczej młodszych lekarzy, dla których ta praca będzie miała walor finansowy, a poza tym są mniej narażeni na powikłania Covid-19.

Należy oszczędzać środki i lepiej dystrybuować świadczenia zdrowotne. Epidemia nie minie szybko, a z jej konsekwencjami będziemy się mierzyć przez lata. Ważna jest mądra restrukturyzacja zatrudnienia w całej służbie zdrowia. Niestety, plany rządu pozostają tajemnicą. Chaos sprawia, że zdesperowany personel może opuszczać miejsca pracy, nawet licząc się z poważnymi konsekwencjami.

Generałowie muszą słuchać swoich żołnierzy, by rozeznać teren. Powinni też skupiać się na całej wojnie, a nie pojedynczych bitwach. Inaczej dotychczas podjęte działania będą zaledwie stanowić „pyrrusowe zwycięstwa". Nie słuchając lekarzy choroby nie wyleczymy.

Dr n. med. Adam Dyrda – ordynator Oddziału Położnictwa i Ginekologii Szpitala MEGREZ (obecnie jednoimiennego) w Tychach, przewodniczący Sądu Lekarskiego Okręgowej Izby Lekarskiej w Katowicach.

Dr hab. Adam Dyrda – prawnik, filozof, adiunkt na WPiA UJ

Niejasna sytuacja pracowników szpitali jednoimiennych (zakaźnych) sprawia, że wielu z nich w desperacji rozważa rezygnację z pracy. Ministerstwo Zdrowia bez konsultacji ze środowiskiem wydaje kolejne rozporządzenia. Problemy rodzą m.in. niejasne zasady przedłużania zatrudnienia z personelem szpitali, zakaz pracy lekarzy poza szpitalami, zmniejszanie godzin zatrudnienia i niewykorzystanie doświadczenia lekarzy o specjalizacjach nieprzydatnych do leczenia koronawirusa. Lekarzy i pracowników służby zdrowia postawiono w trudnej sytuacji, a pacjentów pozbawiono dostępu do usług medycznych.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO