Przyszli lekarze nie mają gdzie praktykować

Skrócenie kształcenia medyków przez likwidację stażu podyplomowego i zastąpienie go praktykami na studiach to zły pomysł – przekonuje prezes Naczelnej Izby Lekarskiej w rozmowie z Katarzyną Nowosielską

Publikacja: 25.07.2011 04:40

Przyszli lekarze nie mają gdzie praktykować

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Panie prezesie, po nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która obowiązuje od początku lipca, absolwent studiów medycznych nie pójdzie już na trzynastomiesięczny staż podyplomowy. Same studia mają być bardziej praktyczne. Czy to zmiany w dobrym kierunku?

Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej:

Zmiana systemu kształcenia lekarzy była niezbędna i trzeba go przebudować, bo program jest zbyt teoretyczny i wąsko specjalistyczny. Dlatego młodzi ludzie mogą czuć się udręczeni tą szczegółowością. Niektórym profesorom, przykładowo z dziedziny biochemii, myli się miejsce wykładów. Wymagają od studentów medycyny opanowania w ciągu semestru wiedzy, którą magistrowie biochemii zdobywają przez pięć lat. O wiele bardziej niż te szczegóły absolwentowi medycyny potrzebna jest praktyka, dlatego walczyliśmy o to, by staż pozostał.

Po co jeszcze przedłużać i tak długie kształcenie lekarzy? Czy rzeczywiście, tak jak twierdzi pani minister Kopacz, nie lepsze będą staże już na studiach?

Problem polega na tym, że oni nie będą mieli gdzie odbywać zajęć praktycznych. Już teraz muszą zaliczać na kolejnych latach miesięczne praktyki na poszczególnych oddziałach, ale mają trudności, żeby się na nie dostać. Dyrektor jednego ze szpitali w południowej Polsce nie chce np. przyjmować studentów, bo eksploatują szpitalne łazienki. Tym bardziej nie opłaci się to dyrektorom szpitali przekształconych mocą ustawy o działalności leczniczej w spółki. Mogą się też obawiać, że opieka niedoświadczonego studenta przyniesie szkody, a od tego trzeba się będzie ubezpieczyć. Co więcej, wygląda na to, że uczelnie będą musiały zapłacić szpitalowi za umożliwienie zajęć praktycznych, a przecież wielu na to nie stać.

Jednocześnie szpitale przyjmują przecież absolwentów medycyny na staże.

Z tym że stażysta to osoba po sześcioletnich studiach z ograniczonym prawem do wykonywania zawodu, a student nie ma jeszcze żadnych uprawnień. Poza tym ilość łóżek w specjalistycznych szpitalach klinicznych, w których odbywają staż absolwenci medycyny, już teraz jest zbyt mała, by przyjąć większą ich liczbę. Cóż dopiero mówić o grupach studenckich, które są przecież bardzo liczne! Nie będzie szans na to, aby samodzielnie zaopiekować się pacjentem. Kolejne utrudnienie to fakt, że mamy w Polsce za mało klinik rdzennych, np. chorób wewnętrznych, pediatrii, a za dużo rozwiniętych wąsko specjalistycznie, np. chorób wewnętrznych i alergologii, chorób wewnętrznych i kardiologii, pediatrii i immunologii, pediatrii i nefrologii itp.

Dla studenta praktykowanie na takich oddziałach powinno być chyba dobrą okazją uczenia się od wysokiej klasy specjalistów? Jest to też dobre rozwiązanie dla pacjentów, bo na takim oddziale czują, że są pod opieką fachowca.

Wąsko specjalistyczne kliniki to złe rozwiązanie zarówno dla chorych, jak i dla studentów. Jeśli pacjent trafi na choroby wewnętrzne – internista spojrzy na niego całościowo, natomiast jeśli zamiast tego będzie leżał na kardiologii, zajmą się tylko jego sercem, na nefrologii nerkami itd. Studentom medycyny niepotrzebne jest też dzielenie włosa na czworo. Oni muszą mieć ogląd całego organizmu. Powinni także zobaczyć i sami wykonać np. punkcję szpiku czy cewnikowanie pacjenta. To najlepszy sposób, żeby z jednej strony potrafili zdiagnozować chorego, a z drugiej nabyli umiejętności potrzebnych w codziennej pracy.

Skoro studenci są teraz kształceni niepraktycznie, mają problemy ze znalezieniem stażów, a będą je musieli zaliczać już na studiach, to czy da się szybko dostosować program studiów do rozwiązań przewidzianych przez znowelizowaną ustawę? Nowy tryb szkolenia zacznie przecież obowiązywać już od 1 października 2012 r.

Czasu jest mało, a pieniędzy, które chce na to przeznaczyć resort zdrowia (50 mln zł), nie wystarczy. Dlatego duże wyzwania czekają środowisko akademickie. Uczelnie muszą przebudować programy, a nauczyciele podjąć daleko idące samokształcenie i upraktycznienie seminariów. Pierwsi absolwenci kształceni według nowego trybu skończą studia 30 czerwca 2018 r. Dostaną w tym dniu dyplom lekarza równocześnie z prawem do wykonywania zawodu. Tak więc to oni, rozpoczynający studia w październiku 2012 r., muszą zadbać o to, aby przez sześć lat zdobyć jak najwięcej praktyki.

Jak powinien wyglądać program studiów w zmienionej, lepszej formie?

Nie znamy jeszcze rozporządzeń wykonawczych do ustawy i nie wiemy, na jakim etapie są prace rektorów, ale młody człowiek, przychodząc na studia medyczne, powinien od pierwszego roku kształcenia widzieć teorię w praktyce. Czyli np. ucząc się anatomii, oglądać zdjęcia radiologiczne kości czy też tomografię komputerową, a nie wkuwać bez praktycznego odniesienia, rozwiązując tylko testy.

A co np. z zajęciami o kontaktach lekarza z pacjentem? Tego teraz brak, bo absolwent medycyny na stażu nie wie, jak porozumieć się z chorym. Przedstawiciele firm ubezpieczeniowych mówią, że gdyby medycy angażowali się w rozmowę z pacjentami i cierpliwie tłumaczyli, że każdy zabieg niesie ze sobą ryzyko, i to nie zawsze jest wina lekarza, chorzy mieliby mniej roszczeniowe postawy i rzadziej chodzili do sądów.

Rzeczywiście to jest problem. Niestety, czasami absolwent na stażu podyplomowym nie potrafi rozmawiać z pacjentem, bo egzaminy zaliczał testowo i nie nabył w ogóle umiejętności psychologicznych. Naszym kolegom bardzo brakuje takiej wiedzy, a ich empatia jest na niskim poziomie. Będziemy apelować, aby wzbogacić studia medyczne podstawami historii medycyny, filozofii, psychologii, prawa.

Czemu lekarz nie może się nauczyć, jak kontaktować się z pacjentem? Może do zawodu trafiają ludzie bez powołania?

Kłopot polega na również na tym, że lekarz ma mało czasu dla pacjenta. Trzeba mu pozwolić tylko leczyć i uwolnić od czynności administracyjnych, sprawozdawczych, statystycznych, zgłoszeń do sanepidu, pracy papierkowej. Oczywiste jest, że dla zarządzających szpitalami są to kwestie najważniejsze, bo decydują o otrzymaniu pieniędzy. Pracę lekarzy ułatwiłaby jednak pomoc innych profesjonalistów, np. sekretarki medycznej czy grupera, który zajmuje się rozliczaniem z NFZ.

Czy ta pomoc rzeczywiście zwiększy dostępność lekarzy? Resort zdrowia twierdzi, że stanie się tak dzięki likwidacji stażu podyplomowego. Lekarze szybciej się wykształcą i szybciej trafią na rynek pracy.

Dostęp do lekarzy zwiększy nie likwidacja stażu podyplomowego, ale podniesione limity przyjęć na studia. Te nie zmieniają się od lat, a lekarzy zacznie wkrótce coraz bardziej brakować. Oczywiście może dlatego, że ich kształcenie jest kosztowne dla budżetu państwa. Dlatego gdyby zwiększyć liczbę przyjęć, należałoby w ślad za tym lepiej finansować uczelnie. Ewentualnie studia powinny być płatne, a dla młodych ludzi, którzy nie mieliby pieniędzy, państwo powinno rozwinąć system kredytów studenckich. Tak aby człowiek po skończeniu studiów mógł go spłacać, np. przez 40 lat życia zawodowego. Na szczęście mamy jeszcze inne źródło dopływu lekarzy i lekarzy dentystów. Wielu młodych Polaków, którzy nie dostali się na krajowe uczelnie, wyjeżdża studiować za granicę, a potem wraca.

Likwidacja stażu podyplomowego oznacza, że absolwent nie będzie już podchodził do lekarskiego egzaminu państwowego (LEP). Ten zostanie zastąpiony lekarskim egzaminem końcowym (LEK). Czy one będą się czymś różnić?

Forma nie ulegnie zmianie. Nowy egzamin nazywamy natomiast studenckim, bo o ile do LEP podchodziły osoby z ograniczonym prawem do wykonywania zawodu, o tyle do LEK podejdą po prostu studenci na szóstym roku kształcenia. Za bardzo dobrą w nowej ustawie uznajemy zmianę systemu kształcenia specjalizacyjnego lekarzy na system modułowy. Po zmianach zdobywanie specjalizacji będzie szybsze i sprawniejsze. Oczywiście na specjalizację pójdzie absolwent ze zdanym LEK.

Czy te zmiany są dobre zarówno dla lekarzy, jak i dla pacjentów?

Dla pacjentów tak, ponieważ uzyskają szybszy dostęp do specjalisty. Dla lekarzy również, gdyż młody lekarz skończy najpierw dwa lata modułu podstawowego ogólnego, a potem trzy lata specjalistycznego. Obecnie, aby zostać specjalistą z nefrologii, trzeba odbyć pięcioletnią specjalizację z chorób wewnętrznych, a dopiero później pójść na podspecjalizację z nefrologii. Na nefrologa czekamy więc ok. ośmiu lat, a będziemy czekać – pięć.

A co się stanie, jeśli młody lekarz pójdzie na specjalizację i nagle okaże się, że ma braki wiedzy podstawowej? Nie odbywał obowiązkowego stażu, uczelnia nie miała pieniędzy, aby opłacić mu praktyki i zastąpiła je zajęciami teoretycznymi w postaci seminariów? Czy ten system nie przyniesie pacjentom szkody w postaci niedouczonych lekarzy?

Niedostatki wiedzy zdobywanej podczas studiów lekarze uzupełnią w czasie specjalizacji, a jeśli udostępni się ją wszystkim chętnym w formie opłacanych przez państwo rezydentur, jakość kształcenia się nie pogorszy. Poza tym rezydentury już są zapewniane i to jest wielki sukces pani minister Kopacz, bo za rządów wcześniejszych szefów resortu zdrowia zawsze był z tym kłopot.

Zobacz więcej w serwisie

»

Panie prezesie, po nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która obowiązuje od początku lipca, absolwent studiów medycznych nie pójdzie już na trzynastomiesięczny staż podyplomowy. Same studia mają być bardziej praktyczne. Czy to zmiany w dobrym kierunku?

Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej:

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego