Pierwsza afera wybuchła zaraz po nominacji, gdy tygodnik "Polityka" ujawnił niejasności wokół spraw finansowych Andrzeja Czumy podczas jego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Chodziło o wyroki za niespłacone długi. W efekcie już po kilku tygodniach jego kariera ministra zawisła na włosku.
Nie to było jednak głównym powodem odwołania Czumy, ale późniejsza seria niefortunnych wypowiedzi. Minister stwierdził, że prokuratorzy stawiający zarzuty prezydentowi Sopotu Jackowi Karnowskiemu mogli się pomylić – co sprawiało wrażenie politycznych nacisków. Krytykowano także jego wypowiedź o porwaniu i zgładzeniu polskiego inżyniera w Pakistanie – zarzucono mu, że złamał tajemnicę państwową, ujawniając informacje z tajnego raportu wywiadu służb polskich i pakistańskich. Gdy minister stracił posadę, środowisko prawnicze znowu odetchnęło z ulgą
Piarowski efekt
Nadzieją środowisk prawniczych był kolejny szef resortu sprawiedliwości – Krzysztof Kwiatkowski. Uśmiechnięty, młody, energiczny senator z Łodzi miał tchnąć w resort nowego ducha. Na konflikt jednak nie trzeba było długo czekać. Pomysł wprowadzenia ocen okresowych dla sędziów i prokuratorów doprowadził do furii środowiska prawnicze. Konflikt z sędziami i prokuratorami trwał niemal przez cały okres jego urzędowania w ministerstwie.
Właśnie w opozycji do tych zmian zaczęły powstawać i rozrastać się organizacje sędziowskie i prokuratorskie. Spora ich część – na bardzo popularnych branżowych forach, które zresztą z dużą uwagą śledzono w resorcie – okazywała niemal codziennie swoją dezaprobatę dla poczynań Kwiatkowskiego.
Ponadto środowisko prawnicze z coraz większą trwogą przyjmowało pomysły ministra na zmiany w prawie. Oceniano, że były one nastawione bardziej na piarowski efekt, niż na rozwiązanie problemu. Rzeczywiście – Krzysztof Kwiatkowski pod tym względem przebił wszystkich ministrów, reagując praktycznie na każde bulwersujące opinię społeczną wydarzenie, nawet jednostkowe, projektem zmian przepisów. Zwłaszcza dotyczyło to prawa karnego, gdzie zazwyczaj zaostrzano sankcje za popełnione właśnie przestępstwo (tak było m.in. po zabójstwie na warszawskiej Woli policjanta Andrzeja Struja, po powrocie sprawy Olewnika czy po zamieszkach pseudokibiców na Litwie).
Mimo to (a może dzięki takim populistycznym wystąpieniom) Kwiatkowski dotrwał na swoim stanowisku do końca kadencji, z bardzo dobrym wynikiem uzyskując poselski mandat w nowym parlamencie. Tym bardziej fakt, że nie uzyskał od premiera ponownej nominacji na fotel ministra sprawiedliwości, musiał być dla niego sporym ciosem.