Rozwiązanie określane mianem procedury notice and takedown wywodzi się z amerykańskiego prawa (Digital Millennium Copyright Act – DMCA). W pewnym uproszczeniu akt ten reguluje zasady notyfikowania bezprawnego charakteru treści udostępnianych w Internecie oraz reagowania na takie notyfikacje. Za sprawą projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, przyjętym niedawno przez Komitet Stały Rady Ministrów, taka procedura ma trafić również do polskiego prawa (nowe art. 15a – 15d ustawy). Co się proponuje? Mianowicie osoba, która posiada informację o bezprawnych treściach zamieszczonych w sieci Internet, w celu zablokowania takiej informacji będzie mogła przesłać do usługodawcy tzw. wiarygodną wiadomość. W ciągu trzech dni roboczych od otrzymania takiej wiadomości usługodawca może zablokować dostęp do bezprawnych treści albo tego odmówić. Jeżeli zdecyduje się na zablokowanie, to autor tych treści może złożyć do usługodawcy sprzeciw w terminie trzech dni roboczych. Po otrzymaniu sprzeciwu usługodawca będzie miał znowu trzy dni robocze na odblokowanie dostępu do danych lub na odmowę odblokowania.
Jak to może wyglądać w praktyce? Dyrektor firmy X znajduje w komentarzu czytelnika opublikowanym pod artykułem o firmie X informacje, jakoby ta notorycznie naruszała prawo. Kieruje więc żądanie do podmiotu, który opublikował w sieci ten artykuł i umożliwił zamieszczanie komentarzy. Podmiot ten może, na podstawie tego żądania, zablokować dostęp do danych albo odmówić blokady. A skoro autor komentarza otrzyma informację o zablokowaniu dostępu do swojego komentarza, może się temu sprzeciwić. W wyniku złożenia takiego sprzeciwu ten, kto zablokował dostęp do komentarza, może go na nowo udostępnić w Internecie.
Co w praktyce funkcjonowania polskiego Internetu zmieni wpisanie do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną takiej procedury? W zasadzie nie zmieni niczego. Już dzisiaj ten, kto znajdzie w sieci materiały naruszające prawo, może się zwrócić do podmiotu, który je udostępnia, o ich usunięcie lub zablokowanie do nich dostępu. Już dzisiaj ten podmiot może to żądanie uwzględnić albo nie. Już dzisiaj autor materiałów może się sprzeciwić zablokowaniu do nich dostępu i już dzisiaj taki dostęp może być odblokowany na nowo. Nie potrzeba do tego czterech nowych przepisów ustawy. Co więcej, stosowanie proponowanej procedury ma mieć charakter dobrowolny – wszak usługodawca i usługobiorca „może", a więc procedura nie jest obowiązkowa.
Po co komu przepisy, jeśli z ich stosowaniem bądź niestosowaniem nie wiążą się żadne konsekwencje prawne
I chyba najistotniejsze pytanie: po co proponuje się wprowadzenie procedury, skoro z jej stosowaniem bądź niestosowaniem nie wiążą się żadne konsekwencje prawne? Jedyne konsekwencje mają bowiem nadal wynikać z faktu zareagowania bądź nie na informację o bezprawnym charakterze danych – kto niezwłocznie po takiej informacji uniemożliwi dostęp do danych, nie ponosi odpowiedzialności za naruszenie prawa wynikające z umieszczenia w sieci tych danych. Dla tej odpowiedzialności (bądź jej braku) nie ma jednak żadnego znaczenia stosowanie się do procedury z art. 15a – 15d ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.