Serial „Król tygrysów", emitowany od niedawna przez Netflix, fascynując i odpychając zarazem, wzbudził wiele kontrowersji, także moich. Pierwszoplanowym i tytułowym bohaterem obrazu jest Joe Exotik. Ekscentryczny hodowca dzikich zwierząt, w szczególności kotów, prowadzi medialną wojnę z niejaką Carole Baskin, zdawać by się mogło postacią po przeciwnej stronie barykady. Krytykujący i oczerniający się nawzajem, wykładający niemałe sumy na utrudnianie sobie życia, a nawet groźby. On – zakochany w tygrysach, z radością się z nimi brata igrając z naturalnymi instynktami i czyniąc z nich maskotki. Ona – zwolenniczka dawania kotom możliwości życia w stanie maksymalnie zbliżonym do naturalnego. Pozornie różni ich wiele. Łączy, jednakże jedno: zarówno Joe, jak i Carole zarabiają na dzikich zwierzętach, czyniąc z nich rozrywkę dla ludzi.
Czytaj także:
Gdzie powinna przebywać puma - z właścicielem czy w zoo?
W serialu poruszane są zagadnienia takie jak prawa zwierząt i hodowanie ich (w szczególności dzikich) przez ludzi. Oglądając obraz, raz stajemy po stronie jednego, innym razem drugiego bohatera, przybliżając się na zmianę do odmiennych racji. Poznajemy także ich skomplikowane historie – kolejnych partnerów Joe (zawiera małżeństwo z dwoma młodzieńcami, przy czym z czasem jeden zdradza go z kobietą, a drugi pada ofiarą własnego pistoletu), jego wzloty i upadki, pośród których wymienić można także kampanię w wyborach na gubernatora oraz pobyt w więzieniu za planowanie zabójstwa Carole. O niej zaś dowiadujemy się w jak zagadkowych okolicznościach zaginął jeden z jej mężów (o którego zabójstwo jest podejrzewana), towarzyszymy także jej ślubowi na plaży z panem młodym na smyczy ucharakteryzowanym na dzikiego kota. Wszystko to, co jawi się naszym oczom, nakazuje przecieranie ich w niedowierzaniu, że to nie fikcja, lecz serial dokumentalny.
„Król tygrysów" to jednakże w moim odczuciu nie jest serial o parze grzeszących megalomanią i egocentryzmem głównych bohaterów, dla których dzikie zwierzęta stanowią jedynie egzotyczne tło. Jest to bowiem dokument o prawa zwierząt, w moim odczuciu nagminnie naruszanych, hodowli dzikich kotów w miejscu zamieszkanym przez ludzi i tym, jak bardzo początkowo być może dobre intencje i ludzka chęć przełamania naturalnej kociej natury prowadzą do nieuchronnej tragedii.