Co ma wspólnego afera Amber Gold ze sprawą dziecka, które zostało porzucone przez rodziców na lotnisku w Pyrzowicach, kiedy okazało się, że ma nieważny paszport? Wbrew pozorom sporo, jeżeli spojrzymy na sposób przedstawiania i komentowania tych spraw.
Po sprawie pyrzowickiej doszło do medialnego linczu na wyrodnej matce. Nikt nie wnikał w szczegóły tej historii i nie pytał o podstawowe fakty. To że owo „porzucenie" trwało zaledwie 4 minuty, a do czasu odebrania dziecka przez opiekunów matka nawet nie opuściła lotniska, przemilczano, pastwiąc się nad kobietą niemiłosiernie.
Dopiero przed kilkoma dniami jedna z wiodących stacji telewizyjnych, zresztą współsprawca tego całego zamieszania, pokazała, jak było naprawdę.
Co z fałszerstwem?
Podobny mechanizm zadziałał w sprawie spółki Amber Gold. Warto pamiętać, że potępieńczą salwę wystrzelił osobiście premier Donald Tusk, a podchwycili ją jego współpracownicy. Na to, aby odezwał się medialny chór, nie trzeba było długo czekać. Znani eksperci prawni i ekonomiczni oraz wtórujący im „ludzie mediów" szybko orzekli, że winne są sądy i prokuratura, które przez swoje niedbalstwo, skrajną głupotę i niekompetencję doprowadziły do tego, że osoba wielokrotnie karana mogła nadal uprawiać swój przestępczy proceder.
Postawmy sprawę jasno. O sprawie Amber Gold wciąż wiemy niewiele, a właściwie nie wiemy nic konkretnego. Właściwie znamy tylko mniej lub bardziej sensacyjne strzępy informacji. Dotychczas nikt - ani prokuratura, ani Komisja Nadzoru Finansowego, ani media - nie przedstawił bowiem rzetelnej analizy wyjaśniającej, jak wyglądał przestępczy proceder pana P., i na czym polegały jego mechanizmy.