Jedno z największych dokonań rządu w ostatnich latach w obszarze „wymiar sprawiedliwości", okręt flagowy, perełka i synonim sukcesu w jednym – e-sąd w Lublinie – zaczyna blednąć.
Okazuje się bowiem, że ów sąd rozpoznający w ekspresowym trybie taśmowo miliony spraw, głównie o drobne długi, np. telekomunikacyjne, może być wykorzystywany również do niecnych celów przez cwaniaków, którzy wykorzystują fakt, że empatycznych sędziów zastąpiła bezduszna maszyna.
W efekcie e-sąd, który miał być triumfem szybkiej sprawiedliwości, staje się jej zaprzeczeniem. Niejednokrotnie sprowadzającym się do roli narzędzia w rękach spółek i zagranicznych funduszy inwestycyjnych masowo skupujących wierzytelności, by następnie na topornym i kanciastym e-sądzie robić złoty biznes i zarazem kpiny z wymiaru sprawiedliwości.
Sztuczek jest wiele – od świadomego mylenia adresów dłużnika, tak aby nie mógł zareagować na czas, do kilkakrotnego występowania z roszczeniami w tej samej sprawie i zgłaszania do sądu spraw dawno przedawnionych. Niestety, zdarza się, że automat wnioski przyjmuje. A najbardziej zaskoczona jest ofiara dowiadującą się o wyroku e-sądu od komornika, którzy przyszedł wyegzekwować dług, plus swoje koszty, często przekraczające jego wysokość.
Do redakcji zgłaszało się już wiele ofiar takiego postępowania. Byli wśród nich nawet adwokaci, którzy nie wykazali się refleksem.