Prawo uwiera ministra sprawiedliwości - pisze Jacek Czaja, były wiceminister sprawiedliwości

Jarosławowi Gowinowi prawo jest kamieniem u szyi, istotnym ograniczeniem jego reformatorskich zamiarów – pisze Jacek Czaja, były wiceminister sprawiedliwości

Publikacja: 04.10.2012 09:57

Prawo uwiera ministra sprawiedliwości - uważa Jacek Czaja, były wiceminister sprawiedliwości

Prawo uwiera ministra sprawiedliwości - uważa Jacek Czaja, były wiceminister sprawiedliwości

Foto: Fotorzepa

Red

Minister sprawiedliwości kieruje działem administracji rządowej – sprawiedliwość. W państwie prawa  dookreślenie uprawnień ministra sprawiedliwości nie jest pozostawione jego (ministra) woli. W stosunku do organów i jednostek, co do których minister sprawiedliwości uzyskał uprawnienia nadzorcze, nadzór i kontrola odbywa się tylko i wyłącznie na zasadach określonych ustawowo. Nie ma i nie może więc być wątpliwości, że podejmowanie przez ministra sprawiedliwości działań nadzorczych wykraczających poza przyznane mu ustawowo uprawnienia stanowi naruszenie prawa, niezależnie od prób uzasadnienia takich działań zgodnością z duchem prawa. Minister sprawiedliwości nie jest bowiem zwykłym obywatelem, któremu może być bliska dowolna koncepcja ducha prawa zakotwiczona w jego światopoglądzie – jest organem władzy publicznej, mającym obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa. W świetle tych standardów muszą budzić niepokój słowa urzędującego ministra, iż ma on w nosie literę przepisów, gdyż ważny jest ich duch. Jeśli słowa te powiązać z decyzjami podjętymi bez właściwej podstawy prawnej, to należy dojść do wniosku, że ministrowi sprawiedliwości prawo jest kamieniem u szyi, istotnym ograniczeniem jego reformatorskich zamiarów. Przyglądając się w tym kontekście działaniom nadzorczym podejmowanym przez ministra w stosunku do sądów okręgu gdańskiego, widać wyraźnie, że głoszona teza o działaniu w interesie obywateli nie da się obronić, działania te bowiem naruszając prawo, godzą w sposób, oczywisty w dobro publiczne.

Granice nadzoru

To, że w tej sprawie doszło do naruszenia prawa, nie jest kwestią trudną do wykazania, o ile wyciągnie się logiczne wnioski z litery obowiązujących od 28 marca br. przepisów o nadzorze ministra sprawiedliwości i – o paradoksie – ducha zmian całej ustawy o ustroju sądów powszechnych (usp), a więc kierunku ustrojowej reformy władzy sądowniczej.

Poza bowiem wieloma zmianami mającymi na celu wzmocnienie legitymizacji władzy sądowniczej, poprzez swoiste rozhermetyzowanie procesów konkursowych na stanowiska sędziowskie czy też profesjonalizację zarządzania sądami (co często środowisko mylnie uważało za przejaw nieufności do sędziów), przesądzono o czymś być może najważniejszym w tej nowelizacji – o pozbawieniu ministra sprawiedliwości prawa do badania toku i sprawności postępowania w poszczególnych sprawach (okresowa, a nawet bieżąca kontrola tych spraw). W obowiązującym obecnie stanie prawnym nadzór ministra sprawiedliwości jest nadzorem administracyjnym, którego przedmiotem są wyłącznie pozaorzecznicze czynności sądów powszechnych, składające się na tzw. działalność administracyjną. Nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości nie obejmuje i nigdy nie obejmował czynności związanych z orzekaniem przez sądy, co ma istotne znaczenie przy ustalaniu granic tego nadzoru. Pojęcie nadzoru administracyjnego w prawie o ustroju sądów powszechnych należy interpretować w sposób odpowiadający celowi, jakiemu ma służyć ta instytucja, a jest nim oddziaływanie na bieg spraw administracyjnych sądu, bez ingerencji w sprawowanie przez sąd (sędziego) wymiaru sprawiedliwości. Co istotne, organ nadzorujący – w tym minister sprawiedliwości, ale i prezes sądu – może stosować tylko takie środki nadzoru, w jakie wyposażył go ustawodawca, i tylko w celach określonych przez te przepisy.

Kierunek wyznaczony

Jeśli się więc zauważa tę fundamentalną zmianę w relacjach pomiędzy władzą wykonawczą a władzą sądowniczą – rozumianą dosłownie, jak dyktuje prawo – to wszystkie zabiegi uzasadniające żądanie akt poszczególnych spraw Marcina P. są skazane na niepowodzenie. I nic tu nie da odwoływanie się do regulaminu urzędowania sądów powszechnych (§ 95 ust. 1), który to przepis ma taką samą rangę jak regulacja rozkładu czasu urzędowania w sądach, czy też przepisy o udostępnianiu pomieszczeń dla świadków – także określone w tym regulaminie. Podobnie należy odnieść się do kwestii możliwości powoływania się w tym zakresie na art. 156 § 1 k.p.k., który jest podstawą udostępniania akt sprawy sądowej np. obrońcom, jak również – za zgodą prezesa sądu – innym osobom. Nie jest to wyczerpujący katalog, ale jedno jest pewne – o uprawnieniach ministra sprawiedliwości w stosunku  do organów sądów przesądzają przepisy ustrojowe, nie zaś odnalezione tu i ówdzie normy, które zostały wprowadzone do porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej w zupełnie innym celu. Takie były między innymi motywy ustrojowych zmian w sądownictwie powszechnym, zwieńczające kilkuletnie prace rządowe, których kierunki wyznaczali trzej byli ministrowie sprawiedliwości – Z. Ćwiąkalski, A. Czuma i K. Kwiatkowski.

Mając już oczyszczone przedpole, należy odnieść się w tym miejscu do kwestii zarządzenia przez ministra sprawiedliwości przeprowadzenia lustracji działalności nadzorczej prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku w zakresie wykonywania orzeczeń, w szczególności we wskazanych w zarządzeniu sprawach, które bez wyjątku dotyczyły postępowań w stosunku do Marcina P. Zarządzenie lustracji poprzedzone było – jak wiadomo – żądaniem nadesłania akt tych i tylko tych spraw, przy czym w stosownym piśmie znalazło się wyjaśnienie takiego polecenia, którym była potrzeba przygotowania „raportu dotyczącego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości i prokuratury w aspekcie ostatnich wydarzeń związanych z funkcjonowaniem spółek Amber Gold sp. z o.o. w Gdańsku i Amber Gold Inwest sp. z o.o. w Gdańsku". Nikt nie może mieć wątpliwości, że przygotowanie raportu o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości w związku z funkcjonowaniem konkretnych podmiotów prawnych nie jest działaniem z zakresu zewnętrznego nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów, który wykonuje minister sprawiedliwości. Wspomniana nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych na nowo określiła przedmiot nadzoru nad tą działalnością oraz wzajemne relacje wewnętrznego nadzoru administracyjnego sprawowanego przez prezesów sądów i nadzoru zewnętrznego ministra sprawiedliwości. Określono uprawnienia nadzorcze tak, aby zadania i działania MS i prezesów sądów nie krzyżowały się, lecz wzajemnie dopełniały.

Patrząc na działania nadzorcze ministra, trudno obronić tezę, że jest to działanie w interesie obywateli

Zadania z zakresu wewnętrznego nadzoru administracyjnego, obejmujące m.in. takie czynności jak badanie toku i sprawności postępowania w  poszczególnych (konkretnych) sprawach, powierzono wyłącznie prezesom sądów. Ministrowi sprawiedliwości w ramach nadzoru zewnętrznego powierzono natomiast zadania, które w istocie sprowadzają się do nadzorowania wyników pracy sądów (efekty pracy całego sądu) oraz pracy nadzorczej prezesów sądów.

Jak już wskazano, organy sprawujące nadzór mogą stosować tylko takie środki nadzoru, w jakie wyposażone zostały przez ustawodawcę i tylko w celach określonych przez te przepisy. Zarządzenie przez ministra sprawiedliwości przeprowadzenia lustracji działalności nadzorczej prezesa sądu możliwe jest wyłącznie w sytuacji „stwierdzenia istotnych uchybień w działalności administracyjnej sądu". Znane zarządzenie ministra sprawiedliwości z 6 września 2012 roku nie wskazuje takiej faktycznej podstawy, a w istocie – uprawnienia do podjęcia czynności nadzorczej.

Nowela usp określiła uprawnienia nadzorcze tak, aby zadania MS i prezesów sądów nie krzyżowały się

Niezależnie od uprawnień z zakresu nadzoru administracyjnego nad działalnością administracyjną sądów powszechnych ministrowi sprawiedliwości przysługiwały i przysługują nadal uprawnienia z zakresu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, obejmującej przewinienia służbowe, w tym oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu (przewinienia dyscyplinarne). W tym zakresie minister sprawiedliwości może żądać od rzecznika dyscyplinarnego podjęcia czynności dyscyplinarnych. Nie oznacza to jednak, że może żądać przekazania akt dowolnych spraw pod kątem poszukiwania ewentualnych przewinień dyscyplinarnych sędziów. Minister może bowiem żądać podjęcia czynności dyscyplinarnych, gdy realizując swoje ustawowe zadania, w tym w zakresie sprawowanego nadzoru administracyjnego, poweźmie wiadomość o możliwości popełnienia przez sędziego przewinienia dyscyplinarnego. Nie oznacza to jednak nadal możliwości merytorycznej kontroli postępowań sądowych lub rozstrzygnięć sądowych w dowolnie wybranej  sprawie.

To nie błąd ustawodawcy

Nie należy odnieść mylnego wrażenia, że tak ukształtowane relacje pomiędzy sądami powszechnymi (organami sądów) a ministrem sprawiedliwości to błąd ustawodawcy, który pozbawił ministra sprawiedliwości prawnych instrumentów pozwalających mu wykonywać jego obowiązki, skoro ponosi on odpowiedzialność (konstytucyjną, polityczną) za złe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Tak w istocie nie jest. Wiadomo, że toczą się stosowne postępowania, w tym prowadzone przez prokuraturę, które powinny doprowadzić do wyjaśnienia afery Amber Gold. Zapewne ostatnie zdanie co do odpowiedzialności karnej bądź cywilnej winnych tej afery wyrażą sądy, co stanie się swoistym „raportem" o funkcjonowaniu państwa prawa, w którym każdy organ władzy państwowej ma obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa. Ma robić to, co do niego należy – tak stanowi prawo.

Na koniec trzeba wyrazić nadzieję, że poruszone wyżej zagadnienia będą postrzegane jednak szerzej niż tylko przez pryzmat wspomnianej afery, jakkolwiek już teraz, przy tej właśnie okazji, należałoby oczekiwać zabrania głosu w toczącej się debacie publicznej przez środowiska samorządów prawniczych i organizacji pozarządowych. W debacie tej z pewnością nie powinno także zabraknąć stanowiska KRS.

Jacek Czaja, sędzia, wiceminister sprawiedliwości w latach 2007–11

Minister sprawiedliwości kieruje działem administracji rządowej – sprawiedliwość. W państwie prawa  dookreślenie uprawnień ministra sprawiedliwości nie jest pozostawione jego (ministra) woli. W stosunku do organów i jednostek, co do których minister sprawiedliwości uzyskał uprawnienia nadzorcze, nadzór i kontrola odbywa się tylko i wyłącznie na zasadach określonych ustawowo. Nie ma i nie może więc być wątpliwości, że podejmowanie przez ministra sprawiedliwości działań nadzorczych wykraczających poza przyznane mu ustawowo uprawnienia stanowi naruszenie prawa, niezależnie od prób uzasadnienia takich działań zgodnością z duchem prawa. Minister sprawiedliwości nie jest bowiem zwykłym obywatelem, któremu może być bliska dowolna koncepcja ducha prawa zakotwiczona w jego światopoglądzie – jest organem władzy publicznej, mającym obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa. W świetle tych standardów muszą budzić niepokój słowa urzędującego ministra, iż ma on w nosie literę przepisów, gdyż ważny jest ich duch. Jeśli słowa te powiązać z decyzjami podjętymi bez właściwej podstawy prawnej, to należy dojść do wniosku, że ministrowi sprawiedliwości prawo jest kamieniem u szyi, istotnym ograniczeniem jego reformatorskich zamiarów. Przyglądając się w tym kontekście działaniom nadzorczym podejmowanym przez ministra w stosunku do sądów okręgu gdańskiego, widać wyraźnie, że głoszona teza o działaniu w interesie obywateli nie da się obronić, działania te bowiem naruszając prawo, godzą w sposób, oczywisty w dobro publiczne.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości