Minister sprawiedliwości kieruje działem administracji rządowej – sprawiedliwość. W państwie prawa dookreślenie uprawnień ministra sprawiedliwości nie jest pozostawione jego (ministra) woli. W stosunku do organów i jednostek, co do których minister sprawiedliwości uzyskał uprawnienia nadzorcze, nadzór i kontrola odbywa się tylko i wyłącznie na zasadach określonych ustawowo. Nie ma i nie może więc być wątpliwości, że podejmowanie przez ministra sprawiedliwości działań nadzorczych wykraczających poza przyznane mu ustawowo uprawnienia stanowi naruszenie prawa, niezależnie od prób uzasadnienia takich działań zgodnością z duchem prawa. Minister sprawiedliwości nie jest bowiem zwykłym obywatelem, któremu może być bliska dowolna koncepcja ducha prawa zakotwiczona w jego światopoglądzie – jest organem władzy publicznej, mającym obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa. W świetle tych standardów muszą budzić niepokój słowa urzędującego ministra, iż ma on w nosie literę przepisów, gdyż ważny jest ich duch. Jeśli słowa te powiązać z decyzjami podjętymi bez właściwej podstawy prawnej, to należy dojść do wniosku, że ministrowi sprawiedliwości prawo jest kamieniem u szyi, istotnym ograniczeniem jego reformatorskich zamiarów. Przyglądając się w tym kontekście działaniom nadzorczym podejmowanym przez ministra w stosunku do sądów okręgu gdańskiego, widać wyraźnie, że głoszona teza o działaniu w interesie obywateli nie da się obronić, działania te bowiem naruszając prawo, godzą w sposób, oczywisty w dobro publiczne.
Granice nadzoru
To, że w tej sprawie doszło do naruszenia prawa, nie jest kwestią trudną do wykazania, o ile wyciągnie się logiczne wnioski z litery obowiązujących od 28 marca br. przepisów o nadzorze ministra sprawiedliwości i – o paradoksie – ducha zmian całej ustawy o ustroju sądów powszechnych (usp), a więc kierunku ustrojowej reformy władzy sądowniczej.
Poza bowiem wieloma zmianami mającymi na celu wzmocnienie legitymizacji władzy sądowniczej, poprzez swoiste rozhermetyzowanie procesów konkursowych na stanowiska sędziowskie czy też profesjonalizację zarządzania sądami (co często środowisko mylnie uważało za przejaw nieufności do sędziów), przesądzono o czymś być może najważniejszym w tej nowelizacji – o pozbawieniu ministra sprawiedliwości prawa do badania toku i sprawności postępowania w poszczególnych sprawach (okresowa, a nawet bieżąca kontrola tych spraw). W obowiązującym obecnie stanie prawnym nadzór ministra sprawiedliwości jest nadzorem administracyjnym, którego przedmiotem są wyłącznie pozaorzecznicze czynności sądów powszechnych, składające się na tzw. działalność administracyjną. Nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości nie obejmuje i nigdy nie obejmował czynności związanych z orzekaniem przez sądy, co ma istotne znaczenie przy ustalaniu granic tego nadzoru. Pojęcie nadzoru administracyjnego w prawie o ustroju sądów powszechnych należy interpretować w sposób odpowiadający celowi, jakiemu ma służyć ta instytucja, a jest nim oddziaływanie na bieg spraw administracyjnych sądu, bez ingerencji w sprawowanie przez sąd (sędziego) wymiaru sprawiedliwości. Co istotne, organ nadzorujący – w tym minister sprawiedliwości, ale i prezes sądu – może stosować tylko takie środki nadzoru, w jakie wyposażył go ustawodawca, i tylko w celach określonych przez te przepisy.
Kierunek wyznaczony
Jeśli się więc zauważa tę fundamentalną zmianę w relacjach pomiędzy władzą wykonawczą a władzą sądowniczą – rozumianą dosłownie, jak dyktuje prawo – to wszystkie zabiegi uzasadniające żądanie akt poszczególnych spraw Marcina P. są skazane na niepowodzenie. I nic tu nie da odwoływanie się do regulaminu urzędowania sądów powszechnych (§ 95 ust. 1), który to przepis ma taką samą rangę jak regulacja rozkładu czasu urzędowania w sądach, czy też przepisy o udostępnianiu pomieszczeń dla świadków – także określone w tym regulaminie. Podobnie należy odnieść się do kwestii możliwości powoływania się w tym zakresie na art. 156 § 1 k.p.k., który jest podstawą udostępniania akt sprawy sądowej np. obrońcom, jak również – za zgodą prezesa sądu – innym osobom. Nie jest to wyczerpujący katalog, ale jedno jest pewne – o uprawnieniach ministra sprawiedliwości w stosunku do organów sądów przesądzają przepisy ustrojowe, nie zaś odnalezione tu i ówdzie normy, które zostały wprowadzone do porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej w zupełnie innym celu. Takie były między innymi motywy ustrojowych zmian w sądownictwie powszechnym, zwieńczające kilkuletnie prace rządowe, których kierunki wyznaczali trzej byli ministrowie sprawiedliwości – Z. Ćwiąkalski, A. Czuma i K. Kwiatkowski.
Mając już oczyszczone przedpole, należy odnieść się w tym miejscu do kwestii zarządzenia przez ministra sprawiedliwości przeprowadzenia lustracji działalności nadzorczej prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku w zakresie wykonywania orzeczeń, w szczególności we wskazanych w zarządzeniu sprawach, które bez wyjątku dotyczyły postępowań w stosunku do Marcina P. Zarządzenie lustracji poprzedzone było – jak wiadomo – żądaniem nadesłania akt tych i tylko tych spraw, przy czym w stosownym piśmie znalazło się wyjaśnienie takiego polecenia, którym była potrzeba przygotowania „raportu dotyczącego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości i prokuratury w aspekcie ostatnich wydarzeń związanych z funkcjonowaniem spółek Amber Gold sp. z o.o. w Gdańsku i Amber Gold Inwest sp. z o.o. w Gdańsku". Nikt nie może mieć wątpliwości, że przygotowanie raportu o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości w związku z funkcjonowaniem konkretnych podmiotów prawnych nie jest działaniem z zakresu zewnętrznego nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów, który wykonuje minister sprawiedliwości. Wspomniana nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych na nowo określiła przedmiot nadzoru nad tą działalnością oraz wzajemne relacje wewnętrznego nadzoru administracyjnego sprawowanego przez prezesów sądów i nadzoru zewnętrznego ministra sprawiedliwości. Określono uprawnienia nadzorcze tak, aby zadania i działania MS i prezesów sądów nie krzyżowały się, lecz wzajemnie dopełniały.