Nie chodzi bowiem wyłącznie o czyjeś prywatne czy wręcz intymne sprawy. Wtedy byśmy o tym raczej nie mówili, bo byłoby to naruszeniem prywatności. A chodzi o osobę, której grozi odpowiedzialność karna za publiczne wybryki.
W tej sferze mamy prawo, a dziennikarze obowiązek, posługiwać się obiektywnymi kryteriami w opisie zachowania danej osoby. Może właściwą formą jej nazywania byłoby podawanie nazwiska (teraz skróconego do inicjałów z powodu postępowania karnego), ze wskazaniem żeńskiej formy, jaką wybrał Michał Sz. („Margot")?
Czytaj także: Wojciech Tumidalski: Sprawa Margot - sądowy banał, czysty formalizm
Rzcznik praw obywatelskich mówi, że w jego biurze używa się imienia Margot, ale nie wierzę, by w dokumentach zmieniono na żeńskie także nazwisko – np. w korespondencji z aresztem. Tego przynajmniej w przejściowym okresie nie da się uniknąć. Sporo ma jednak racji dr hab. Adam Bodnar, że są wątpliwości, jak nazywać osobę, która przechodzi proces zmiany płci, albo też nie identyfikuje się z żadną. Ale z punktu widzenia standardów praw człowieka, jeżeli ktoś sobie życzy, by nazywać ją, używając końcówek bądź imion żeńskich, należy to uszanować.
Uszanować tak, ale nie na siłę, nie z automatu, nie pod presją inaczej patrzących na te kwestie czy mających wątpliwości.