Pod koniec 2011 roku ministerstwo po raz kolejny zapowiedziało, że pozwoli nam się doubezpieczyć. Dziś chce dotrzymać obietnicy.
Co więcej, aby nie iść na żywioł, wcześniej pozwoli szpitalom pobierać opłaty za te usługi, na które mają one podpisane kontrakty z NFZ. Co prawda prawnicy twierdzą, że już obecnie przepisy tego nie zabraniają, ale placówki z tego nie korzystają, bo w 2011 r. zabronił im minister Bartosz Arłukowicz.
Możliwość płacenia szpitalom za usługi ma przygotować grunt pod dodatkowe ubezpieczenia. Dzięki temu mają się skrócić kolejki do lekarza. Taki krok rodzi jednak kontrowersje. Jedną z zachęt do zapłacenia za zabieg czy wykupienia polisy jest możliwość szybszego skorzystania z leczenia. W efekcie o szybkości dostępu do pomocy w państwowym szpitalu będą decydować nie względy medyczne, ale zasobność portfela pacjenta.
A jak pokazują badania – prywatną, czyli dodatkową, opieką zdrowotną zainteresowany jest zaledwie co szesnasty Polak. Powód jest prozaiczny: rodzin nie stać co miesiąc na wydanie co najmniej kilkudziesięciu złotych na osobę w zamian za abonament w prywatnej firmie medycznej.
Szybkie leczenie tylko dla bogatych?