Pierwszą czynnością adwokata jest udanie się do właściwego sądu lub prokuratury w celu przejrzenia akt. Gdy sprawa jest już w sądzie, nie ma problemu z zapoznaniem się ze aktami. Jednak kiedy sprawa jest dopiero na etapie postępowania przygotowawczego w sprawach karnych, dostęp do akt sprawy może być utrudniony, a to z uwagi na potrzebę wyrażenia zgody przez prokuratora prowadzącego na wgląd do akt, albo akta sprawy migrują pomiędzy prokuraturą a policją.
Poszukiwanie akt może potrwać nawet kilka tygodni. Kiedy adwokat zapozna się już z materiałem sprawy, następnym krokiem jest kontakt z klientem. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które skontaktowały się ze mną, zanim wysłałam list z prośbą o kontakt. A klientowi jest łatwiej o taki kontakt, ponieważ otrzymuje informację o przyznaniu pełnomocnika z pełnymi danymi kancelarii, włącznie z numerem telefonu komórkowego. Niezależnie od tego wszelkie dane teleadresowe adwokata są zamieszczane w Internecie lub udziela ich sekretariat Rady Adwokackiej. Nagminnie w sprawach karnych zdarza się, że klienta poznaję dopiero przed salą sądową, kiedy nie ma czasu ani warunków na dłuższą rozmowę. Jeśli klient przebywa w warunkach izolacji, adwokat udaje się na widzenie, aby przedyskutować tzw. linie obrony. Zdarza się, że po oczekiwaniu na sprowadzenie klienta w zakładzie śledczym adwokatowi oznajmia się, że tymczasowo aresztowany nie ma ochoty na rozmowę, nie będzie z nami współpracował lub ma pretensje, że nie przyszliśmy w innym terminie. Problemem jest również, gdy osoba, której mamy bronić, odbywa karę pozbawienia wolności w zakładzie karnym oddalonym o kilkaset kilometrów od siedziby kancelarii, tj. np. w innym województwie. W takiej sytuacji w grę wchodzi zazwyczaj wymiana korespondencji lub rozmowa telefoniczna. Chociaż zdarza się, że klienci żądają osobistego stawiennictwa. Specyfika spraw karnych polega na tym, że to sąd musi wykazać się większą inicjatywą: musi ustalić stan faktyczny oraz sprawcę, osądzić go i wydać wyrok. Jeśli oskarżony ukrywa się lub nie można ustalić jego miejsca pobytu, sąd ma odpowiednie narzędzia prawne, aby sprowadzić go na salę rozpraw. Jeśli klient odmawia współpracy, a sąd nie wyraża zgody na zmianę osoby obrońcy, adwokatowi z urzędu pozostaje pilnować, aby prawo do obrony formalnej nie zostało naruszone.
Sąd ułatwia sobie pracę
Znacznie więcej przeszkód czeka na adwokata z urzędu w sprawach cywilnych i administracyjnych. Osoba, inicjując całe postępowanie, musi udowodnić istotne fakty w sprawie, co wiąże się z jej czynnym udziałem podczas całego procesu. Kiedyś pewien sędzia powiedział mi, poza protokołem, że adwokat z urzędu jest dla sądu, nie dla klienta. Poniekąd ma rację. Sądowi łatwiej będzie porozumieć się z adwokatem niż z samą stroną, która np. jest w znacznym stopniu upośledzona (sprawy o ubezwłasnowolnienie), przebywa w zakładzie karnym (sprawy o odszkodowanie) czy nie potrafi zachowywać się odpowiednio (sprawy sąsiedzkie). W ten sposób sąd, ułatwiając pracę sobie, przerzuca wszelkie obowiązki związane z prowadzeniem sprawy na adwokata z urzędu, który aby nie narazić się na postępowanie dyscyplinarne lub odpowiedzialność odszkodowawczą, niejednokrotnie będzie zobowiązany przez sąd do: zapłaty części opłaty od pozwu czy zaliczki na biegłego z własnych środków, poszukiwania dowodów na poparcie tez wskazanych przez klienta. Jak adwokat z urzędu ma się porozumieć z klientem poza salą sądową, kiedy klient jest głuchoniemy lub mówi w innym języku, a tłumacz jest obecny tylko podczas rozprawy? Dlaczego to adwokat z urzędu ma ponosić koszty korespondencji w sytuacji, gdy po drugiej stronie występuje profesjonalny pełnomocnik, a istnieje obowiązek bezpośredniej wymiany pism? Dlaczego adwokat z urzędu musi podpisywać się pod absurdalnymi wnioskami dowodowymi, które wymyślił klient, tylko dlatego aby nie narazić się na wyzwiska czy krzyki pod swoim adresem ze strony klienta? Dlaczego adwokata z urzędu obowiązują takie same terminy procesowe co adwokata z wyboru, w sytuacji gdy często nie ma kontaktu z klientem lub kontakt ten jest ograniczony? Niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że to pełnomocnikom z urzędu bardziej zależy na sprawie niż samym klientom. A może gdyby to sami klienci musieli wyłożyć z własnej kieszeni pieniądze na opłacenie adwokata, do sądu trafiałoby mniej kuriozalnych spraw, sędziowie mogliby poświęcić więcej czasu na sprawy ważne, co nie tylko przyspieszyłoby postępowanie.
W sprawach z urzędu na pełnomocniku ciąży większa odpowiedzialność. Po pierwsze dlatego, że nie może odmówić prowadzenia sprawy – dostaje ją mimo woli. Po drugie, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż z uwagi na charakter części klientów, pomimo udzielenia pomocy prawnej zgodnie ze sztuką adwokacką, adwokat będzie musiał tłumaczyć się przed rzecznikiem lub sądem dyscyplinarnym, gdy klient napisze na niego skargę. Przyczyną niezadowolenia klienta są przeróżne powody: a to, że na sprawę przyszedł aplikant, a to, że adwokat nie odbiera telefonu w niedzielę o godzinie 22.
Również sąd patrzy na adwokatów wilkiem, kiedy musi rozpoznać następną, oczywiście bezzasadną apelację napisaną tylko dlatego, że adwokat z urzędu nie miał kontaktu z klientem i nie chciał się narażać na skargę.
Potrzebna reforma
System udzielania pomocy prawnej z urzędu nie funkcjonuje prawidłowo. Poczynając od weryfikacji stanu majątkowego osoby ubiegającej się o pomoc, poprzez samo postępowanie, a skończywszy na stawkach wynagrodzenia dla pełnomocników. Nadal zdarza się wyłudzanie pomocy prawnej, np. kiedy adwokat nie może się skontaktować z klientem, okazuje się, że ten przebywa na nartach we Włoszech! Niejednokrotnie obrona w sprawach karnych jest jedynie iluzoryczna, bo oskarżony nie chce współpracować z obrońcą. Z kolei adwokat z urzędu, bez którego sąd nie będzie w stanie porozumieć się ze stroną, w dalszym ciągu pozostaje na końcu ogniwa. Świadczy o tym głodowa wręcz wysokość stawek za wykonaną przez niego ciężką pracę.