System trzy plus dwa na kierunku prawo wprowadziła uchwalona w ekspresowym tempie wiosną 2011 r., a obowiązująca od jesieni 2011 r. nowela prawa o szkolnictwie wyższym. Wcześniej bardzo długo pracowano  nad założeniami i nad samym projektem. Podczas konsultacji społecznych nikt jasno i wyraźnie nie wskazał jednak konsekwencji tak wydawałoby się prostej zmiany. Nie odbyła się publiczna dyskusja, nie wiedziały o zmianie zainteresowane środowiska, czyli korporacje prawnicze. Dlaczego? Czy komuś zabrakło wyobraźni, czy może z premedytacją przemilczano zmianę, która wywołała burzę?

Zapewne i jedno, i drugie. I całe zamieszanie, jakie wywołało usunięcie delegacji ustawowej dla ministra w sprawie wydania rozporządzenia określającego jednolite kierunki studiów, pokazuje, że i konsultacje, i ocena skutków regulacji są nic niewarte. Urzędnicy i tak zrobią po swojemu. Po co kogoś słuchać, pytać, rozważać. A świadczy o tym fakt, że raptem dwa lata po zmianach historia się powtarza. Podczas konsultacji założeń i projektu obecnej noweli prawa o szkolnictwie wyższym znowu zapomniano przedyskutować jej skutki. Zdecydowano, że skoro środowisko zaprotestowało, to trzeba przywrócić zasadę, że prawo można studiować na jednolitych studiach pięcioletnich. W uzasadnieniu projektu brakuje informacji, ile uczelni i w jaki sposób skorzystało ze zmian, ilu studentów rozpoczęło naukę na trzyletnich licencjackich studiach prawniczych, a ilu na uzupełniających. I co się z nimi stanie po kolejnych zmianach.

Jest zapewnienie rzecznika resortu,  że nie będą miały negatywnego  wpływu dla studentów, którzy przed  ich wejściem w życie rozpoczną studia na kierunkach, na które uczelnia miała pozwolenie.  Będą mogli dokończyć swój cykl kształcenia. To jednak nie rozwiązuje problemu. Bo nikt nie wie, na jakich studiach prawnicy z licencjatem   uzyskają tytuł magistra. Uzupełniających już nie będzie. Z kolei ci, którzy zdążą się obronić na tych zamykanych studiach, nie mają pewności, czy zdobędą pełnoprawny dyplom. Przede wszystkim nie odpowiedziano, czy lepiej zabronić uczelniom otwierać nowe kierunki czy może w przepisach dotyczących zawodów prawniczych zapisać, że dostęp do nich mają jedynie osoby, które ukończyły jednolite studia magisterskie. A bez jasnej odpowiedzi, nie można stwierdzić , czy powrót do przeszłości, uspokoi burzę czy rozpęta nową.

Co gorsza, niemal identyczną sytuację ćwiczymy przy okazji  wprowadzania jednego podręcznika do wszystkich szkół. Ktoś w rządzie rzucił pomysł i  już się zmienia prawo. Bez żadnej długofalowej, a przede wszystkim uczciwej i rzetelnej analizy. Nasi ministrowie i parlamentarzyści nie mogą zrozumieć, że pośpiech i przypadkowość regulacji kosztuje więcej niż  stworzenie jasnej i spójnej wizji celów. A przypadek z prawem dobitnie tylko wskazuje, że właśnie prawo traktuje się jak instrument załatwiania określonych spraw. Co gorsza, nie można nawet powiedzieć, że mądry Polak po szkodzie, bo jak widać po resorcie nauki i edukacji, rządzący nie lubią uczyć się na własnych błędach.