E-protokół, czyli Wielki Brat - Maciej Strączyński o nagrywaniu rozpraw

Politycy chętnie lansują populistyczne hasło kontrolowania „złych" sądów. I temu w istocie ma służyć nagranie. Oczywiście kontrolującym ma być minister, przedstawiciel władzy wykonawczej – pisze sędzia Maciej Strączyński.

Publikacja: 04.05.2014 18:31

Sąd Okręgowy w Warszawie. Symulowana rozprawa rejestrowana elektronicznie

Sąd Okręgowy w Warszawie. Symulowana rozprawa rejestrowana elektronicznie

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Entuzjazm, z jakim Ministerstwo Sprawiedliwości podchodzi do elektronicznego protokołu, nie ma granic. Ukazuje go jako panaceum na wszelkie problemy sądownictwa. Tymczasem ci, którzy muszą stosować e-protokół, są zupełnie innego zdania. Oczywiście opinie nieprzystające do z góry przyjętych założeń resortu są odrzucane. Odpowiedzią są wciąż dwa hasła: e-protokół usprawnia postępowanie i zwiększa transparentność rozprawy.

E-protokół został wprowadzony w niektórych sprawach cywilnych. Sprawność sądów cywilnych w 2013 r. pogorszyła się, ale jakie miał znaczenie e-protokół, nie wiadomo. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia przeprowadziło więc ankietę oceniającą zmiany, jakie mógł wprowadzić. Wartość miały odpowiedzi tylko tych sędziów, którzy pracowali z e-protokołem, pominąć trzeba liczne odpowiedzi „nie wiem, nie mam zdania".

Zdaniem połowy sędziów e-protokół wydłużył czas rozprawy w każdej instancji. Pogląd przeciwny o pierwszej instancji wyraziło 19 proc. sędziów, a o odwoławczej zaledwie 5 proc. Również połowa sędziów uznała, że e-protokół wydłużył cały proces w każdej instancji i zmniejszył ilość spraw rozpoznawanych na jednej wokandzie. Zdanie przeciwne miało ledwie kilka procent. Sędziowie byli jednomyślni, że znacznie trudniejsze jest zapoznawanie się z materiałami postępowania, wykluczając np. zastępowanie się sędziów. Sędzia nie ma szans na prawidłowe rozpoznanie sprawy na podstawie  akt z e-protokołem bez posługiwania się własnymi notatkami. Mimo to większość nie zaczęła ich sporządzać z powodu nadmiaru innych czynności i brak czasu. Skutki w postaci obniżenia poziomu orzecznictwa łatwo przewidzieć.

Chybiony cel

W ocenie sędziów e-protokół nie utrwala rozprawy lepiej niż tradycyjny: różnica jest nieznaczna, a wnioski o sprostowanie protokołów pisemnych nie były problemem. Transkrypcja e-protokołu jest mało przydatna, czas oczekiwania zbyt długi, w dodatku zdarzały się już decyzje prezesów o odmowie transkrypcji. Czas sporządzania uzasadnień wydłużył się co najmniej o połowę. A czy Wielki Brat śledzący rozprawę wpłynął na zachowanie osób na sali? Kultury nie przysporzył, a bywa, że wywołuje zachowania sztuczne. Pełnomocnicy dłużej mówią i czytają głośno własne pisma procesowe. Nie zmieniło się przestrzeganie praw stron, za to trudniej im działać, bo nie zawsze mogą protokół odsłuchać. Konkluzja była jasna: e-protokół jest porażką, sędziowie powinni mieć możliwość zrezygnowania z niego lub spisywania również tradycyjnego protokołu. Protokół musi mieć formę pisemną, a e-protokół jest przeładowany zbędnymi informacjami.

Łatwo opisać przebieg rozprawy z e-protokołem. Skraca się tylko czas przesłuchań, bo czynności formalne i pouczenia zapisywane dosłownie nie były. Oszczędność czasu zależy od sprawności protokolanta. Na świecie stosuje się często stenografię lub stenotypię (stenografię maszynową). Stenograf pisze znacznie szybciej, niż człowiek mówi, ale w Polsce stenografia nigdy nie była popularna ani doceniana.

Największy problem jest w tym, że e-protokołu trudno użyć. Do zwykłego sędzia może zajrzeć zawsze, jednym rzutem oka przypomnieć sobie, co zechce, usiąść z aktami gdziekolwiek. E-protokół trzeba znaleźć w komputerze i mozolnie odnaleźć szukany fragment. Niedawno jeden z kolegów autora potrzebował do sprawy karnej zeznań złożonych w sprawie o rozwód. Niestety, były zapisane w e-protokole. Przeczytanie protokołu pisanego zajęłoby pięć minut, odtwarzanie zapisu trwało prawie godzinę. Nie byłoby problemu, gdyby nagranie służyło do sporządzenia normalnego protokołu i na wszelki wypadek do wyjaśniania sporów. W krajach, w których zapisuje się dźwięk z rozprawy, do tego właśnie zapis służy. Ale ideologowie e-protokołu zakładają istnienie tylko zapisu cyfrowego. Za transkrypcję pracownikom trzeba zapłacić. Taniej jest skazać sędziów na sporządzanie notatek, bo mają nienormowany czas pracy.

To strata czasu

Sędziowie pokarani e-protokołem bez notatek nie są w stanie wykonać czynności między rozprawami ani wydać orzeczenia. Piszą notatki, choć to ich rozprasza i utrudnia rozprawę. Będą się musieli przygotować do następnej. Pamięć jest zawodna, rozprawa będzie za co najmniej dwa miesiące, jeśli nie pięć. Odsłuchanie e-protokołu zajmuje tyle czasu, ile rozprawa, przeczytanie kilka minut. Dla ministra to nie problem, ale doba – nawet kogoś, kto ma „czas pracy regulowany rozmiarem zadań" – nie jest z gumy.

Po wydaniu wyroku trzeba napisać uzasadnienie. Z e-protokołem to mordęga. Co chwila trzeba włączać nagranie, cofać, powtarzać, sprawdzać, bo to nie tekst pisany, który widać w całości. Nie można niczego zaznaczyć czy jednym spojrzeniem porównać dwóch stron. I potrzebny jest drugi komputer, by na jednym pisać, a na drugim odtwarzać. Znowu strata czasu pracy sędziego. Niektórzy dostrzegą to dopiero wtedy, gdy statystyki załatwień runą. W instancji odwoławczej zaś wszystkie problemy rosną do kwadratu. Sędzia odwoławczy musi zapoznać się z całymi aktami. Jest jeszcze gorzej, bo on nie przypomina sobie, tylko musi poznać cały przebieg rozprawy. A zapoznanie z zapisem trzyosobowego składu orzekającego staje się fikcją.

Tańsze od tysięcy sieci mikrofonów byłyby dyktafony i szkolenie z bezwzrokowego pisania

Czym jest właściwie e-protokół? Sędzia Sądu Najwyższego Jacek Gudowski słusznie stwierdził, że nie jest on protokołem ze względu na niedoskonałości nagrania. To e-brudnopis, bo protokół to oficjalny dokument zawierający tylko merytoryczną treść. W e-protokole są trzaśnięcia drzwi, kroki, pouczenia czytane z kodeksu, namyślanie się przed pytaniem i odpowiedzią, treściwe słowa typu „eee..., no, tego..., mmm...", odruchowe powtórzenia, zająknięcia. Autor miał kiedyś do czynienia z protokołem przepisanym z nagrania przesłuchania w Szwecji. Opisywał jeden czyn i liczył sto kilkadziesiąt stron, ponieważ podejrzany odruchowo powtarzał każde zdanie i zwrot dwa, trzy razy. Przepisano to słowo w słowo.

Zupełnie się nie opłaca

Równie chybiony jest pomysł, żeby nagrywać na e-protokół uzasadnienia, np. w sprawach o wykroczenia, a potem w razie potrzeby spisywać. To się po prostu nie opłaca. Aby w każdej sprawie wygłosić pełne ustne uzasadnienie zamiast skróconych motywów wyroku, trzeba sądzić mniej spraw, rezerwując czas na uzasadnienia. Nie każdy wyrok jest zaskarżany, a tutaj pojawi się uzasadnianie z urzędu wszystkich. Często słuchać wyroków i uzasadnień będą tylko ściany (i Wielki Brat), bo nie na każdą rozprawę ktoś przychodzi. Znowu sędziowie stracą czas, który mogliby przeznaczyć na rozpoznanie innych spraw.

Pozostaje drugi argument mający wspierać e-protokół: transparentność. Nastąpiło chyba kompletne niezrozumienie tego słowa. Transparentność to jawność i przejrzystość. Tymczasem nagrywana jest jawna rozprawa, na którą może wejść każdy. Czy zatem coś, co jest w pełni jawne, będzie jeszcze bardziej jawne? Oczywiście nie, nagranie ma służyć czemu innemu.

Każdy uczestnik rozprawy musi stosować się do pewnych reguł, których strzeże sędzia. Nie ma znaczenia, czy rozprawa jest nagrywana, czy nie. Skoro wszyscy obecni na rozprawie podlegają kontroli sędziego, to osobą, którą kontrolować ma kamera, będzie sędzia. W krajach o dużej tradycji prawnej nagrywanie, filmowanie, nawet fotografowanie rozpraw jest zakazane. Celem zakazu jest zapewnienie sądowi pełnej niezawisłości. Sędzia ma wiedzieć, że nie obserwuje go żaden Wielki Brat, który potem każe mu wyjaśniać, dlaczego w trakcie rozprawy zrobił to czy tamto. Władza sądownicza cieszy się niepodważalnym zaufaniem publicznym, a władza polityczna nie ma prawa jej nijak kontrolować.

Proszę bardzo, nagrywajcie

Polską tradycją jest brak zaufania do sędziów. Łatwo go wywołać. Co najmniej połowa stron musi przegrać sprawy („sędzia był niesprawiedliwy"), a często wyrok nie zadowala żadnej. Politycy chętnie lansują populistyczne hasła kontrolowania „złych" sądów. I temu ma w istocie służyć nagranie. Oczywiście kontrolującym ma być minister, przedstawiciel władzy wykonawczej. Sporządzono nawet projekt zmiany prawa o ustroju sądów powszechnych, zgodnie z którym byłby on administratorem danych w postaci e-protokołów wszystkich sądów z całej Polski. Sędziowie dostrzegli od razu, że chodzi o wgląd ministra w e-akta, i zaprotestowali.

Zdanie sędziów z pewnością zostałoby zignorowane, ale również główny inspektor ochrony danych osobowych wytknął, że projekt zmierza do wglądu ministra w akta władzy sądowniczej, zawierające masę wrażliwych danych.

Specjalista od prawa konstytucyjnego doc. dr Ryszard Piotrowski na konferencji poświęconej e-protokołowi słusznie stwierdził, że stanowi on zagrożenie dla autonomii informacyjnej jednostki i nieproporcjonalnie do stawianych celów ingeruje w sferę jej wolności. Uznał, że realne jest też niebezpieczeństwo wykorzystywania nagrań jako mechanizmu nadzorczego nad sędziami. Dla zwolenników jak najszerszego nadzoru polityków nad sądami to największa zaleta nagrywania rozpraw i rzeczywisty cel istnienia e-protokołu.

Pełny sprzeciw sędziów wobec e-protokołu zostałby zapewne ogłoszony samoobroną kasty, która chce pozostać poza wszelką kontrolą i obawia się nagrania. Odpowiedź powinna jednak brzmieć: proszę bardzo, jeśli chcecie, to nas nagrywajcie. Sędziowie się nie boją. Tańsze od tysięcy sieci mikrofonów byłyby jednak dyktafony i szkolenie protokolantów z bezwzrokowego pisania. Z nagrania zaś chcemy mieć normalny protokół, żebyśmy mogli normalnie orzekać. Inaczej za skutki tej reformy – którą jak zawsze narzuca się sędziom wbrew ich woli – nie odpowiadamy.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego ?w Szczecinie, prezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi