Minęło dziesięć lat od przystąpienia Polski do Unii, pamięta pan jak wiele wtedy mówiono o implementacji prawa unijnego. Brał pan udział w negocjowaniu w Brukseli okresu przejściowego dla sektora rynku kapitałowego. Mieliśmy na początku taryfę ulgową?
Prof. Aleksander Chłopecki (Uniwersytet Warszawski, były wiceprezes KPWiG):
Początek, czyli sam okres wejścia do Unii był pod względem implementacyjnym bez zarzutu. Jasne, że technika implementacji nie była wzorcowa, ale rozumiem, że o tym powiemy później. Implementowane były zatem wszystkie ówczesne dyrektywy odnoszące się do rynku kapitałowego. A taryfy ulgowej nie mieliśmy, ani jej w zasadzie nie potrzebowaliśmy. W obszarze rynku kapitałowego był bowiem tylko jeden tzw. okres przejściowy – dotyczący niższego niż w ówczesnym prawie unijnym minimalnego progu gwarancyjnego dla rachunków inwestycyjnych (odpowiednik Bankowego Funduszu Gwarancyjnego na rynku kapitałowym). Było to zrozumiałe, bo przeciętna wartość polskiego rachunku inwestycyjnego była znacząco niższa niż ten próg.
Potem było przyśpieszenie?
Zależy z czyjej strony... Wiadomo, że państwu członkowskiemu wolno więcej niż aspirującemu do członkostwa. Przyspieszenie nastąpiło (niestety) po stronie unijnej. Należy pamiętać, że okres przedunijny był okresem „dyrektyw jednolitych" tj. jednej dyrektywie był przyporządkowany jeden obszar np. fundusze inwestycyjne, prospekt etc. Zmieniło się to po tzw. raporcie Lamfalussy'ego zwanym całkowicie niezasadnie raportem mędrców (ja bym użył określenia diametralnie odmiennego.....). Wprowadzono bowiem czterostopniowy system regulacyjny tj. pomijając poziom najniższy, dyrektywę podstawową – regulującą kwestie podstawowe, dyrektywy wykonawcze i rozporządzenia. Miało to na celu mniej bolesne przyjmowania tzw. pryncypiów, co do których wszyscy się zgadzają.