Z wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ?w Strasburgu nie wynika, by jacyś nadwiślańscy oprawcy znęcali się nad kimkolwiek. Sędziowie wyraźnie zaznaczyli, że za przemoc wobec więźniów odpowiada CIA, a Polska jedynie tolerowała działania Amerykanów. Nasz kraj, jak wskazał Trybunał, nie zatroszczył się o to, by przebywające na naszym terytorium osoby, choćby podejrzewane o najcięższe zbrodnie, były traktowane humanitarnie. Bo przecież tortury są przez wszystkie praworządne kraje bezwzględnie zabronione, a jeśli Polska przymknęła oko na ich stosowanie, słusznie poniesie za to odpowiedzialność. Bo pomaganie w przestępstwie to także przestępstwo.
Dość bolesny problem napiętnowany przez Trybunał to błędy i opieszałość w naszym krajowym śledztwie dotyczącym więzień CIA. Być może – jak twierdzi prof. Ireneusz Kamiński – do tego kompromitującego Polskę wyroku w ogóle by nie doszło, gdyby nasze władze należycie współpracowały z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Do tego zresztą zobowiązuje je art. 38 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka ?i podstawowych wolności. Tymczasem polska strona zasłaniała się tajemnicą państwową i Trybunał po prostu zlekceważyła. Może ?i pyszno-lekceważące podejście typu: „milcz, maluczki, boś niegodzien znać naszych Wielkich Tajnych Spraw", działa na petenta w prowincjonalnym urzędzie, ale – jak widać – już nie na sędziów międzynarodowego trybunału. Zapewne doszli do takiego wniosku jak przedstawicielka Amnesty International, która wczoraj stwierdziła, że tajemnica państwowa to nie dywan, pod który można zamiatać własne brudy.
Sędziowie w Strasburgu musieli być nielicho poirytowani postawą Polski, skoro jednomyślnie wydali takie, ?a nie inne orzeczenie jeszcze przed zakończeniem polskiego śledztwa. To się zdarza bardzo rzadko.
Niestety, podobne działanie różnych polskich urzędów jest nader częste, nie tylko w tak głośnych sprawach jak ta. Wciąż, choćby w urzędach skarbowych, pokutuje przekonanie, że liczą się wyłącznie polskie przepisy, polska procedura i zarządzenia polskiego szefa. A jakieś tam umowy międzynarodowe, dyrektywy europejskie? Jakieś trybunały luksemburskie czy strasburskie? Moja chata z kraja...
Cała sytuacja zakrawa na paradoks: terroryści, chociaż pewnie palcem przez żadnego Polaka nietknięci, zapewne odpowiadający za śmierć i cierpienie wielu ludzi, dostaną milion złotych z naszych kieszeni. Pewnie niejeden publicysta w poszukiwaniu chwilowej popularności zakrzyknie teraz efekciarsko: Warszawa ?i Strasburg finansują terroryzm! Tyle że – powiedzmy to wyraźnie – ukarano nasz kraj nie za tortury jako takie. Dostało się nam za przymykanie oka na bezprawie oraz za niemrawe działania prokuratorów, najwyraźniej zapatrzonych w siebie i swój fetysz – tajemnicę śledztwa. Zresztą ten fetysz niejednej głośnej sprawie, choćby smoleńskiej, bardziej zaszkodził, niż pomógł. Tym razem za efekty zapłacimy konkretnymi pieniędzmi oraz nadszarpniętym wizerunkiem kraju podobno cywilizowanego ?i praworządnego.