Zwycięzca niedzielnych wyborów to pierwsza od 26 lat partia, która będzie rządzić krajem samodzielnie. Oczywiście owa samodzielność wiąże się też nierozłącznie z pełną odpowiedzialnością za przeprowadzenie reform lub ich zaniechanie. Trudno w takiej sytuacji szukać wytłumaczeń: nie dało się, bo przeszkadzała opozycja, a reforma nie znalazła poparcia większości. Komfort oceny mają więc też sami wyborcy.
Wiele wskazuje na to, że w takim układzie władzy Sejm, a następnie rząd, ukonstytuuje się bardzo szybko i w listopadzie zacznie normalnie funkcjonować. Naturalnym procesem powyborczym jest dążenie partii rządzącej i popierającej jej większości w Sejmie do wprowadzenia najtrudniejszych, najbardziej kontrowersyjnych reform na początku, kiedy poparcie, kredyt zaufania wyborców jest najwyższy.
Późną jesienią zapewne ruszy legislacyjna ofensywa, która skieruje się w pierwszej kolejności (to wynika z programu i gotowych już projektów ustaw) ku sferze podatkowej (podatek od transakcji finansowych, dużych sklepów, ograniczenie optymalizacji). Jest najważniejsza, bo ma zapewnić finansowanie bardziej prosocjalnych i prowyborczych reform (500 zł na dziecko, 12 zł za godzinę płaca minimalna, reforma służby zdrowia). Gotowy jest też projekt likwidujący reformę „sześciolatki w szkołach" oraz popierany przez PiS prezydencki, dotyczący obniżenia wieku emerytalnego.
Duży znak zapytania unosi się nad reformą wymiaru sprawiedliwości. Politycy PiS wielokrotnie odnosili się krytycznie do sytuacji w sądownictwie. Mimo że nie przedstawili żadnych szczegółów, wydaje się, że mogą zacząć od zwiększenia nadzoru nad sądami. Raczej przesądzony jest natomiast los samodzielnego prokuratora generalnego, który zapewne zostanie połączony z funkcją ministra sprawiedliwości. Moment na przeprowadzenie tej operacji wydaje się jak najbardziej odpowiedni. 31 marca kończy się kadencja Andrzeja Seremeta. Zmianę zatem łatwo przeprowadzić bez przerywania kadencji.
Zapraszam do lektury najnowszej „Rzeczy o Prawie".