Trzystu sędziów zostanie wyrzuconych z zawodu. Na otarcie łez będą mogli popatrzeć z dołu na swoich dotychczasowych kolegów, a może nawet ponosić za nimi łańcuch i teczki, pełniąc funkcję referendarza. Bo to, czy uda im się wrócić do poprzednio pełnionego zawodu adwokata lub radcy prawnego, nie jest wcale takie pewne. Pewne jest, że za sprawą przedstawionych dziś ministrowi sprawiedliwości projektów, prędzej wrócą do wymiaru sprawiedliwości na tarczy, niż z tarczą.
Czytaj więcej
Dwa alternatywne projekty, które mają uregulować status tzw. neosędziów i tym samym uzdrowić polskie sądownictwo, przedstawiono w poniedziałek w resorcie sprawiedliwości. – Cel tych ustaw jest ten sam, ale prędkości są inne – twierdzą autorzy przepisów.
Problem z „neosędziami”. Adam Bodnar wyrzuci 300 sędziów z zawodu?
Zacznijmy jednak od treści projektów. Około 1700 sędziów, określanych mianem „nowych” lub „młodych”, to byli asesorzy, referendarze i asystenci, którzy po 2018 roku uzyskali godność sędziego. Co słuszne i oczywiste, i o czym nie ma co nawet dyskutować, pozostaną oni na swoich stanowiskach. Mocne wątpliwości i obawy budzić może sposób potraktowania kolejnej grupy 1200 sędziów, którzy wcześniej pełnili już funkcję sędziego, a po 2018 zostali awansowani przez KRS. Zostaną oni cofnięci na poprzednie stanowiska, wcześniej jednak przez dwa lata pozostając na delegacji na dotychczasowych stanowiskach.
Problemem jest to, że ludzie od kilku lat sprawujący wymiar sprawiedliwości mieliby być na oczach wszystkich – włącznie ze spoglądającymi z szacunkiem na „wysoki sąd” podsądnymi – zrzuceni z piedestału.
To jednak nic w porównaniu z tym, co planuje się dla ostatniej grupy, liczącej 300 sędziów. Mowa o tych, którzy do godności sędziego podniesieni zostali z poziomu innego zawodu prawniczego lub pracownika naukowego – zostaną wyrzuceni z zawodu, bez pewności powrotu do pracy w poprzedniej profesji. Możliwość objęcia funkcji referendarza brzmi tutaj jak żart, od którego zresztą zacząłem ten tekst.