Z przedstawionego przez ministra sprawiedliwości projektu przywrócenia praworządności w Krajowej Radzie Sądownictwa wynika, że jej 15 członków spośród sędziów (czyli większość składu) wybiorą oni sami, a wybory – bez udziału tzw. neosędziów – zorganizuje Państwowa Komisja Wyborcza.
Tymczasem nie ma w konstytucji słowa, z którego wynikać może, że tak być musi. A ja z uporem powtarzam od lat, że tak być nie powinno, gdyż jest to niezgodne z konstytucją. Art. 10 wspomina nie tylko o podziale, ale i równowadze władz. Jak władza ustawodawcza pochodzi z wyboru, a sądownicza de facto z kooptacji, to równowagi między nimi nie ma. A art. 4 stanowi, że władza zwierzchnia należy do narodu. Kooptacja sędziów wyklucza nie tylko zwierzchność narodu, ale nawet jakąkolwiek kontrolę nad nimi. Co więcej, okazuje się, że jak naród sobie wybierze jakąś władzę ustawodawczą i ta władza uchwali jakieś prawo, to władza sądownicza może narodowi i jego przedstawicielom powiedzieć, żeby spadali na drzewo, bo ona ma taką aktualnie wykładnię konstytucji, z której wynika, że to, czego naród chce, z takim rozumieniem konstytucji zgodne nie jest. I już.