Tomasz Ludwik Krawczyk: Komisja reprywatyzacyjna do pilnej likwidacji

Niedawno zadzwonił do mnie kolega adwokat z prośba o konsultacje. Jego klient, właściciel nieruchomości w Warszawie otrzymał zawiadomienie o wpisie do księgi wieczystej dokonanym na wniosek komisji weryfikacyjnej ds. nieruchomości warszawskich. Kolega, zbadawszy sprawę, ustalił, że komisja decyzją administracyjną wydała decyzję uchylającą decyzję reprywatyzacją, wskutek czego wywłaszczyła klienta, bez odszkodowania, z prawa użytkowania wieczystego nieruchomości, które – już po zwrocie ostateczną i prawomocna decyzją prezydenta miasta, akcie notarialnym i wpisie do księgi wieczystej – nabył od spadkobiercy byłego właściciela.

Publikacja: 18.12.2023 17:23

Tomasz Ludwik Krawczyk: Komisja reprywatyzacyjna do pilnej likwidacji

Foto: Adobe Stock

O wydaniu decyzji, skutkującej wywłaszczeniem go z nieruchomości dowiedział się z powiadomienia o wpisie do księgi wieczystej, naturalnie już po terminie jej zaskarżenia. Ktoś niezorientowany w funkcjonowaniu komisji mógłby rzucić cierpką uwagę, że awiza należy odbierać. Byłby jednak w błędzie. Klient kolegi pilnie odbierał korespondencję. Tyle, że komisja „poinformowała” go o wszczęciu postępowania oraz o wydaniu decyzji w biuletynie informacji publicznej opublikowanym na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości (notabene – ze względu na RODO – komisji publikuje decyzje zanonimizowane co bardzo utrudnia ich lekturę). Co gorsza, było to zgodne z ustawą o komisji (art. 15 ust. 3).

Trudno mi było cokolwiek sensownego koledze doradzić, bowiem decyzje komisji nie podlegają – jak inne ostateczne decyzje – wzruszeniu w drodze skargi o wznowienie postępowania ani o stwierdzenie nieważności (art. 38 ust. 1 ustawy; oprócz tego komisja nie stosuje m.in. przepisów k.p.a. nakazującego utrzymywanie jednolitego orzecznictwa oraz dążenie do polubownego załatwienia sprawy).

Zostawiając na boku sprawę, w której dzwonił kolega, wskazać należy, że wśród przesłanek uchylenia ostatecznej i prawomocnej decyzji reprywatyzacyjnej, choćby była wydana 30 lat temu (czyli inaczej, niż w przypadku innych decyzji administracyjnych, które można unieważnić jedynie przez 10 lat) może być np. uznanie przez komisję, że przeniesienie roszczeń do nieruchomości warszawskiej (dopuszczalne w świetle jednolitego orzecznictwa datującego się jeszcze od lat 50-tych ubiegłego wieku!) było „rażąco sprzeczne z interesem społecznym” albo „wydanie decyzji reprywatyzacyjnej doprowadziło do skutków rażąco sprzecznych z interesem społecznym”. „Interes społeczny” w obu przypadkach definiuje komisja.

Nawet jednak i mniej kontrowersyjne przesłanki uchylenia decyzji reprywatyzacyjnych, jak np. wydanie takiej decyzji z „rażącym naruszeniem prawa” komisja intepretuje w sposób całkowicie dowolny. Przykładowo w jednej ze spraw komisja uznała, że brak nieruchomości wniosku dekretowego jest przesłanką uchylenia decyzji. Niby na pierwszy rzut oka ma to sens, bo, zgodnie z dekretem, bez wniosku nie można było ustanowić prawa użytkowania wieczystego. Jednak w tym przypadku akta nieruchomości zaczynają się od roku 1963, a wniosek został złożony w roku 1949. Czyli zagubiony został co najmniej jeden tom akt. Co więcej, wniosek został odnotowany w rejestrze wniosków prowadzonych przez wojewodę, w którym pod sąsiednimi pozycjami zarejestrowanego zostały wnioski dotyczące innych nieruchomości złożonych przez jednego adwokata, w imieniu tego samego właściciela. I te wnioski znajdują się w aktach właściwych nieruchomości. W ocenie komisji to nie wystarczało, aby utrzymać decyzję reprywatyzacyjną w mocy. Uchyliła ją zatem, wysyłając jasny sygnał do Urzędu Miasta: akta z wnioskiem za szafę i budżet miasta bogatszy o kilkanaście milionów.

Czytaj więcej

Michał Górski, Jan Paweł Górski: Rozmywanie reprywatyzacji

Mało kto zdaje sobie sprawę, że zgodnie z ustawą o komisji (art. 40 ust. 1), decyzja komisji stanowi podstawę wykreślenia z księgi wieczystej nie tylko adresata uchylonej decyzji reprywatyzacyjnej, ale także podmiotu wpisanego do księgi „na podstawie aktu notarialnego sporządzonego z uwzględnieniem uchylonej decyzji reprywatyzacyjnej” oraz wykreślenia „dokonanych po tym wpisie wpisów użytkowania wieczystego lub własności nieruchomości”. Czyli nabywca nieruchomości lub lokalu od adresata decyzji reprywatyzacyjnej, w przypadku uchylenia decyzji przez komisję „obrywa rykoszetem” i zostaje wykreślony z księgi. Może się oczywiście bronić (o ile w ogóle zorientuje się, że toczy się postępowanie przed komisją), że nabył nieruchomość w dobrej wierze (art. 2 pkt 4) i art. 41a ustawy). Jednak wykazanie dobrej wiary graniczy z niemożliwością, bowiem zgodnie z ustawą (art. 41a ust. 3), w złej wierze jest ten, „kto w chwili dokonania czynności prawnej z osobą, o której mowa w ust. 1, wiedział lub z łatwością mógł się dowiedzieć o okolicznościach, o których mowa w art. 30 ust. 1.”, czyli o wystąpieniu przesłanek uchylenia decyzji reprywatyzacyjnej, takich jak np. brak „interesu społecznego” w (zgodnym z prawem) nabyciu roszczeń dekretowych przez adresata decyzji reprywatyzacyjnej. Tak zdefiniowana zła wiara oceniana jest na moment nabycia nieruchomości, czyli najczęściej na czas przed uchwaleniem ustawy o komisji. Zatem, w myśl ustawy, w złej wierze jest ten, kto powinien zdawać sobie sprawę z wystąpienia przesłanki uchylenia lub unieważnienia decyzji reprywatyzacyjnej, która zostanie wprowadzona przyszłą ustawą (sic!).

Nie trzeba dodawać, że wywłaszczonym przez komisję w sposób opisany powyżej nie przysługuje żadne odszkodowanie. Ani adresatowi decyzji reprywatyzacyjnej ani nabywcom nieruchomości na podstawie kolejnych czynności, którzy mocą decyzji Komisji zostają wykreśleni z księgi wieczystej. Tym ustawa o komisji różni się od dekretu warszawskiego, przewidującego odszkodowanie na rzecz właścicieli, którym odmówiono własności czasowej (potem: prawa użytkowania wieczystego). Wprawdzie przepisy wykonawcze, na podstawie których odszkodowania miały być wypłacane nigdy nie zostały wydane i nikt nie otrzymał na podstawie dekretu ani złotówki, jednak w ograniczonym zakresie odszkodowania były wypłacane na podstawie kolejnych ustaw o gospodarce nieruchomości. Ustawa o komisji nie sili się na zachowanie nawet takiej fasady praworządności. Po prostu kwestię odszkodowania za wywłaszczenie pomija wyniosłym milczeniem.

Jeżeli idzie o tempo pracy, komisja miała różne okresy. Początkowo pracowała intensywnie, ale rozpoznawała sprawy długo, przesłuchując świadków na jawnych posiedzeniach, transmitowanych on-line i omawianych w mediach. Potem niemal wygasiła swoją działalność. Obecnie – podobnie jak cała administracja 14-dniowego rządu – produkuje dokumenty na masową skalę, „rozpoznając” sprawę w dwa miesiące, bez przesłuchiwania kogokolwiek i bez powiadamiania stron.

I tu dochodzimy do bodaj najbardziej bulwersującej sprawy związanej z praktyką komisji.

Komisja jest organem kolegialnym, co oznacza, że może wydawać decyzji (lub postanowienia) jedynie w drodze głosowania, na posiedzeniach, w których uczestniczy co najmniej 5 jej członków (art. 10 ust. 1 ustawy). Członkowie uczestniczący rzekomo w podjęciu decyzji są w niej wymienieni z nazwiska, ale decyzja podpisywana jest wyłącznie przez przewodniczącego komisji.

Jednak w aktach prowadzonych postepowań prowadzonych przez komisję próżno szukać protokołów z posiedzeń, innych niż te, na których przesłuchiwaniu są świadkowie, sporządzonych w trybie art. 37a ustawy. W szczególności nie ma protokołów głosowań nad orzeczeniami komisji.

Czytaj więcej

Miliony do zwrotu za zreprywatyzowane nieruchomości

Komisja z zastanawiającym uporem odmawia wydawania takich protokołów zarówno na żądanie stron, jak i osób trzecich, występujących o nie w trybie dostępu do informacji publicznej, chociaż zgodnie z wyrokiem NSA (sygn. III OSK 1578/21) ma taki obowiązek. W sprawie, której dotyczył powyższy wyrok żądaniem objęte były protokoły posiedzeń i głosowań komisji z trzech posiedzeń zakończonych orzeczeniami komisji. Komisja udostępniła jeden protokół z wynikami głosowania nad postanowieniem, a co do dwóch pozostałych wskazała, że nie zawierają wyników takiego głosowania, a zatem odmowiła ich udostępnienia. Brak protokołu głosowania oznacza zaś, że niemal na pewno nie odbyło się głosowanie komisji nad jej orzeczeniami. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby w państwowej instytucji miało miejsce głosowanie, z którego nie powstałby protokół.

A nawet gdyby głosowanie się odbyło, to bez protokołu nie da się sprawdzić, czy decyzja przeszła i czy było quorum do jej podjęcia. Brak głosowania lub brak quorum – jak wskazano wyżej – oznacza zaś brak decyzji!

Jeżeli rzeczywiście potwierdziłoby się, że komisja nie głosowała nad przynajmniej niektórym decyzjami, to oznaczałoby to, że dokumenty stanowiące odpisy decyzji podpisane przez przewodniczącego komisji, składane do ksiąg wieczystych i stanowiące podstawę wykreśleń właścicieli nieruchomości są falsyfikatami. Decyzje, które nie zostało przegłosowane są bowiem (przepraszam za prawniczy żargon) tzw. nie-aktami, czyli mówiąc prościej, w ogóle ich nie ma. A „odpis” takiego nie-aktu jest dokumentem podrobionym w rozumieniu Kodeksu karnego.

W tej sytuacji nie dziwi zapobiegliwość autorów ustawy o komisji, którzy przyznali (art. 6) członkom komisji najszerszy bodaj immunitet, jaki zna polskie ustawodawstwo, obejmujący każdego rodzaju odpowiedzialność: karną i cywilną związaną z „działalnością wchodzącą w zakres sprawowania funkcji.”

Podsumowując, komisja weryfikacyjna, zgodnie z ustawą, zajmuje się wywłaszczeniem nieruchomości, bez odszkodowania, zarówno należących do adresatów decyzji reprywatyzacyjnych, jak i podmiotów, które od nich nabyły nieruchomości. Wywłaszcza je w oparciu o przesłanki wadliwości decyzji lub dalszych czynności prawnych, które nie obowiązywały w chwili wydania decyzji reprywatyzacyjnej, lub które – ze względu na upływ czasu – na podstawie k.p.a. nie mogłyby być zastosowane. Robi to często bez udziału i wiedzy zainteresowanych i – co pozostaje w sferze uzasadnionego podejrzenia, niemożliwego do weryfikacji z powodu obstrukcji komisji – przynajmniej w niektórych przypadkach bez posiedzenia i głosowania nad decyzjami, czyli posługując się sfałszowanymi odpisami rzekomych decyzji rzekomo wydanych, czyli przegłosowanych.

Dzieje się to w stolicy kraju będącego członkiem UE, przy całkowitej bierności opinii publicznej i milczeniu „opozycyjnej większości”, która wygrała wybory między innymi pod hasłem przywrócenia praworządności.

Każdy, kto zada sobie trud przeczytania równolegle tzw. lex Tusk i ustawy o komisji weryfikacyjnej szybko zorientuje się w podobieństwach obu aktów sięgających tak głęboko, że niektóre ich przepisy są de facto jednobrzmiące. Lex Tusk wywołała oburzenie o takiej skali, że nawet pisowska władza zdecydowała się pozbawić komisję ds. wpływów rosyjskich wydawania władczych rozstrzygnięć. Tymczasem, komisja ds. reprywatyzacji pełna parą wydaje władcze rozstrzygnięcia, a mimo tego nie dało się usłyszeć nawet jednego nawet głosu w sprawie konieczności jej likwidacji.

Oczywiście brak ustawy reprywatyzacyjnej, zmuszający byłych właścicieli do prowadzenia tzw. sądowej reprywatyzacji zrabowanego im mienia doprowadził do wielu nieprawidłowości, z których część miała jednoznacznie przestępczy charakter (za sytuację tą odpowiedzialność ponosi zaniechanie Państwa w prawnym uregulowaniu reprywatyzacji, o czym pisałem w artykule z 22 sierpnia 2021 r.). Sprawy, w których miało to miejsce powinny być zbadane, a – tam gdzie standardy państwa prawnego jeszcze na to pozwalają – proces reprywatyzacyjny należy odwrócić.

Nie można jednak niczego naprawić przy pomocy ustawy o komisji weryfikacyjnej, przy której sam dekret warszawski jawi się jako wzór praworządnej legislacji („czym jest pożądanie eunucha, by dziewczynę pozbawić dziewictwa, tym jest przeprowadzanie sprawiedliwości przemocą.”, jak zaskakująco dosadnie mówi Pismo).

Czytaj więcej

Tomasz Bratek: Zwrot zreprywatyzowanych nieruchomości spadkobiercom jest możliwy

Znaczna większość orzeczeń komisji o skutku wywłaszczeniowym nie opiera się wcale na przesłankach, które zakwalifikowalibyśmy jako „przekręty” (sfałszowane dokumenty, kuratorzy dla 120-letnich osób, nabycia roszczeń za grosze, wykorzystujące niewiedzę spadkobierców, itd.). Przeciwnie, zastrzeżenia Komisji obejmują przesłanki uchylenia potocznie określone jako „kruczki”. Np. naruszenia art. 155 k.p.a. (przepis pozwalający – w pewnych okolicznościach zmieniać ostateczne decyzje), czy skierowania decyzji do osoby zmarłej (stanowiące formalnie przesłankę nieważności, ale de facto będące wyłączenie niedokładnością organu, który przegapił, że strona w toku sprawy zmarła i nie skierował decyzji jej spadkobierców). Zatem komisja – wbrew własnej retoryce – wcale nie walczy z przestępcami działającymi na polu reprywatyzacji. Raczej z kułakami, których jedyną winą jest to, że odzyskali zrabowane ich rodzinom majątki. Wszak credo większości, która stworzyła komisję, wyrażone przez Lecha Kaczyńskiego brzmi: „jeśli ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma!”.

Ustawa o komisji jest oczywiście sprzeczna z Konstytucją w tak wielu punktach, że ich wyliczenie wymagałaby znacznie dłuższego artykułu. Jednak dopóki skład i działalności Trybunału Konstytucyjnego nie zostaną doprowadzone do stanu zgodności z Konstytucją, jedyną drogą eliminacji rozwiązań godzących w zasady państwa prawa pozostaje proces legislacyjny.

Uchylenie ustawy o komisji weryfikacyjnej, odwrócenie skutków jej orzeczeń oraz audyt jest dotychczasowych działań, a w szczególności zbadanie, czy nie trudniła się ona fałszowaniem odpisów własnych orzeczeń wydaje się absolutną koniecznością dla każdego, komu przywrócenie praworządności leży na sercu. Zdaję sobie sprawę, że forsowanie zmian dotyczących komisji nie przyniesienie nikomu politycznych korzyści. Tym bardziej jednak ich podjęcie lub zaniechanie będzie probierzem szczerości rzeczywistych intencji demokratycznej większości, którą Polacy wybrali do parlamentu właśnie po to, aby między innymi w tym obszarze naprawiła to, co PIS zniszczyło.

O wydaniu decyzji, skutkującej wywłaszczeniem go z nieruchomości dowiedział się z powiadomienia o wpisie do księgi wieczystej, naturalnie już po terminie jej zaskarżenia. Ktoś niezorientowany w funkcjonowaniu komisji mógłby rzucić cierpką uwagę, że awiza należy odbierać. Byłby jednak w błędzie. Klient kolegi pilnie odbierał korespondencję. Tyle, że komisja „poinformowała” go o wszczęciu postępowania oraz o wydaniu decyzji w biuletynie informacji publicznej opublikowanym na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości (notabene – ze względu na RODO – komisji publikuje decyzje zanonimizowane co bardzo utrudnia ich lekturę). Co gorsza, było to zgodne z ustawą o komisji (art. 15 ust. 3).

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił